Rozdział 1

1K 69 214
                                    

W końcu ten idiota postanowił porozmawiać. Weszłam do jego celi i usiadłam na łóżku.

— Mów. — spojrzałam w zielone oczy.

Laufeyson po pięciu dniach wpuścił mnie do siebie. Rozumiałam, że faceci wolno myślą, ale mógłby zrobić to szybciej. Loki zajął miejsce na drugim końcu posłania.

— Dlaczego przyszłaś?

To był jakiś test? Strażnicy powiedzieli, że chciał mnie widzieć, więc poszłam. Czy on naprawdę chce ze mnie pożartować? Thor mnie ostrzegał, ale jego pod uwagę nie brałam.

— Wolałeś mnie. — wzruszyłam ramionami.

Wbił spojrzenie w cele naprzeciwko. Również moją uwagę przykuł dziwny stwór. Jednak po chwili wróciliśmy do rzeczywistości.

— Sentymenty. — prychnął.

— Dla ciebie może to głupie, ale naprawdę się o ciebie martwię.

— Sądzisz, że to — pokazał rękami na celę. — może mnie zatrzymać? To tylko chwilowa przeszkoda. Nie potrzebuje twojej troski, mówiłem ci.

— Loki, możesz udawać, że wszystko jest okej, ale mnie nie oszukasz. Bóg kłamstw trafił na zawodowego kłamcę. — uśmiechnęłam się ironicznie.

— Zapomniałem jak bardzo irytująca jesteś. — przewrócił oczami.

Nie mogę się poddać, pomyślałam. Próbowałam z nim rozmawiać, lecz nic to nie dało. Starałam się być miła. Jednak Laufeyson zbyt bardzo wyprowadzał mnie z równowagi.

— Przychodzisz tutaj, bo? Nie masz już nikogo? Każdy cię opuścił i szukasz towarzysza? Boisz się samotności, a tak naprawdę nie zasługujesz na nikogo. Jesteś nędzną wojowniczką, która stara się na siłę naprawiać to, co jest złe. — stanął naprzeciw mnie i splótł ręce za plecami. — Trafiłem? Myślisz, że cię uwielbiają, a tak naprawdę jedyne co możesz od nich dostać to nienawiść. Każdy cię opuścił. Matka cię zostawiła jak byłaś mała, a ojciec wolał zginąć w bitwie niż opiekować się córeczką. Nawet oni cię nie chcieli...

Nie wytrzymałam. Szybko wstałam i uderzyłam go w policzek. Nie zrobiłam tego bardzo mocno, bo podświadomie nie chciałam jego krzywdy. Dotknął swojej twarzy i się uśmiechnął.

— Prawda boli? — spojrzał na mnie z lekceważeniem. — Ciągle przebywasz w Midgardzie, bo czujesz, że nikt cię tu nie chce. Wiesz, że niektórzy modlą się o twoją śmierć. Ukrywasz swoje prawdziwe ja. Stałaś się nic nie wartym śmieciem.

Uniosłam rękę aby ponownie zadać cios. Jednak Loki złapał za mój nadgarstek, a po chwili objął również ten drugi. Przyciągnął mnie bliżej, a ja w jego oczach nie widziałam już rozbawienia.

— Nie rób tak więcej. — syknął. — Bo inaczej źle to się dla ciebie skończy.

— Kim ty się stałeś? — szepnęłam powstrzymując łzy. — Jesteś...

— Potowrem? To masz na myśli?

— Dla mnie nigdy nim nie będziesz, Loki. Wiesz o tym. — wyrwałam się i poczekałam chwilę żeby strażnik otworzył barierę.

Wzięłam swój oręż, a potem pobiegłam do ogrodów. Niestety spotkałam tam Thora. Nie mogłam się wycofać, a udawanie, że do oczu wpadł mi piach było totalnie głupie. Blondyn poszedł bliżej i wiedziałam, że domyślił się powodu mojej rozpaczy.

— To nic takiego. — machnęłam ręką. — Typowe dla Lokiego.

— Ale płacz nie jest typowy dla ciebie.

IT WASN'T A LIE || Loki Laufeyson Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt