Ślizgoński łobuz

4.7K 257 276
                                    

ROZDZIAŁ VII cz.1



Zbliżała się już północ, kiedy Harry dotarł do gabinetu McGonagall. Wcześniej czekał przed skrzydłem szpitalnym, łudząc się, że Pomfrey powie, iż Harper był tylko oszołomiony albo przeklęty i że jest jeszcze dla niego nadzieja. Nic takiego się nie wydarzyło, Harper był martwy.

Wejście do wieży dyrektorki otworzyło się, kiedy się właśnie zbliżał. Wypadła z niego Lavender Brown z zaczerwienionymi oczami. Wyglądała na porządnie rozzłoszczoną.

- Czy wszystko w... - zaczął Harry, ale dziewczyna odepchnęła go i pobiegła w głąb korytarza. Harry już chciał ruszyć za nią, jednak przemyślał to i wspiął się na schody. McGonagall nie wyglądała na zaskoczoną jego widokiem, choć z pewnością nie była zadowolona.

- Powinieneś wrócić do swojej wieży, Harry. Jest bardzo późno. - Nie zaproponowała nawet, żeby usiadł, jasno dając do zrozumienia, że chce skończyć tę rozmowę jak najszybciej.

Harry stanął obok jej biurka.

- Pani profesor, uważam, że powinniśmy zamknąć szkołę.

Podniosła głowę, marszcząc brwi. Harry spodziewał się, że jego sugestia raczej jej nie zachwyci.

- My powinniśmy?

Położyła lekki nacisk na słowo „my", na co Harry wprawdzie przygryzł wargę, ale nie porzucił tematu.

- Sama pani to powiedziała, uczniowie są w niebezpieczeństwie. A teraz jeden z nich nie żyje. Nic, co robiliśmy, nie sprawiło żadnej różnicy. Zdaję sobie sprawę, że jeśli zamkniemy... to znaczy, jeśli szkoła zostanie zamknięta, możemy nigdy się nie dowiedzieć, co się działo, ale to nie jest warte ryzyka. Ile osób jeszcze musi zginąć? Ile jeszcze wypadków...

- Zgodnie z tym, co mówiła panna Brown, nie było żadnego wypadku - przerwała mu McGonagall. - I tym razem rzeczywiście wydaje się, że nie ma to związku z wcześniejszymi wydarzeniami. - Harry musiał mieć powątpiewającą minę, bo McGonagall westchnęła i dodała: - Najwyraźniej jest uczeń, który kilkakrotnie wyraził chęć zobaczenia pana Harpera martwego. Panna Brown powiedziała mi, że słyszała, jak osobiście mu groził. Powiedz mi, co wiesz o Anthonym Goldsteinie? Jest członkiem Gwardii Dumbledore'a, prawda? Uważasz, że byłby zdolny do czegoś takiego?

Harry zamrugał. „Pieprzenie Ślizgonów jest teraz w modzie". To wrzasnął Anthony do niego i Malfoya, kiedy stali na schodach kilka godzin temu. Anthony był zazdrosny o jakiegoś Ślizgona, z którym rzekomo widywała się Parvati. To mógł być Harper. Ale Harry myślał, że Lavender i Harper są parą... I wtedy go olśniło: to była Parvati, nie Lavender, która płakała w poniedziałek po meczu Gryffindor contra Slytherin na wieść o obrażeniach Harpera. Jednak nic z tego nie miało znaczenia. Harry sięgnął do kieszeni, wyciągnął różdżkę i położył ją na biurku dyrektorki.

- Cóż, jest jedna rzecz, którą wiem o Anthonym Goldsteinie: dzisiejszego wieczoru nie miał różdżki. Rozbroiłem go wcześniej.

McGonagall zmarszczyła brwi.

- Czemu go rozbroiłeś?

- Cóż... kłócił się z Parvati i potem groził Malfoyowi, więc ja...

- Groził Malfoyowi?

- Tak, ale...

- Wygląda na to, że jest raczej agresywny. A panna Patil jest jego dziewczyną, z tego co rozumiem?

- Tak. A w sumie to nie, właśnie zerwali.

- Dziś wieczorem? Tuż przed śmiercią Harpera? - Dyrektorka westchnęła z irytacją. - Harry, panna Brown przedstawiła mi swoją teorię z dużym przekonaniem, ale jeśli mam być szczera, nie uwierzyłam w to do końca. Ty jednak właśnie wszystko potwierdziłeś.

Na zawołanie // drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz