Kiedy GPS oznajmia koniec trasy, wzdycham z politowaniem. Parkuję przed domem – całkiem ładnym, chociaż ja nie zwracam uwagi na tego typu rzeczy. To parterówka z niesamowitym ogrodem.

Zmierzam w kierunku domu i uderzam pięścią o drzwi, mając nadzieję, że nikt mi nie otworzy. Z wnętrza dochodzi głośna muzyka, więc może się to udać.

- No w końcu! – cholera. Otworzył Cole. Teraz to już na pewno nie uda mi się stad uciec. Moja jedyna szansa na to, aby się rozmyśleć, właśnie przepadła. – Myślałem, że nie przyjedziesz, a wiesz, czym by to skutkowało. – Cole klepie mnie po ramieniu. – Chodź, zapoznam cię z resztą.

Wchodzę do środka, a muzyka gra przerażająco głośno. Z drugiej strony to dobrze – może zagłuszy moje myśli. Po stole walają się już butelki alkoholu, a Cole bez pytania mnie o zdanie otwiera jedno z piw.

- Nie piję – oznajmiam stanowczno.

Zmierzył mnie wrogim spojrzeniem, jakby właśnie się dowiedział, że rozjechałem mu psa.

- Nie rób jaj. Przyszedłeś na imprezę, więc nie wyjdziesz trzeźwy. Nie ma takiej opcji.

Cole sączy trunek z butelki, a obok niego zjawia się nowa dla mnie postać. Cieszę się, ponieważ to oznacza, że Cole nie będzie drążył tematu i być może zapomni o tym, że według niego powinienem pić. To naprawdę nie jest dobre wyjście – nie ma kto mnie odwieźć, a po drugie, nie sądzę, bym spędził tu tak dużo czasu.

- Siema, jestem Jacob – przede mną staje pewien chłopak i podaje mi dłoń na przywitanie.

- Ah tak, poznaj Jacoba Stewarta, gospodarza tej domówki – wtrąca się Cole.

- Co za piękne przedstawienie – domownik udaję, że ociera nieistniejącą łezkę w kąciku oka. Wszyscy dookoła się śmieją. Cóż, oprócz mnie. Nawet największy żart świata nie byłby w stanie mnie rozbawić.

- Nicholas – odwzajemniam uścisk.

- A to moja dziewczyna, Allison – pokazuje na drobną szatynkę, która wyłania się zza jego pleców. Jest tak mała, że jej nie zauważyłem. - Spróbuj ją tknąć, a...

- Mógłbyś być milszy – uśmiecha się Allison. - Jest chorobliwie zazdrosny – zwraca się do mnie, kręcąc głową. Najwyraźniej się dobrze dogadują, a groźby Jacoba mają zadanie oznaczenie terenu.

W miarę upływu czasu poznaję innych i muszę przyznać, że ci ludzie nie są tak okropni, przez co sama impreza jakoś się rozkręca. Przynajmniej nie mam już w planie szukać najbliższej drogi ewakuacyjnej.

Jedną z tych osób jest Susan. Długowłosa blondynka, z dużym biustem i zgrabnym tyłkiem. W takich okolicznościach tylko na tym zależy facetowi. Ona lekko wstawiona, (ja nadal nie), impreza i wolny kantorek na miotły, by móc ją przelecieć. Tylko ja, już nim nie jestem. Wszystko się zmieniło po poznaniu Jasmine.

- Pijemy kolejkę? – pyta Liam, rozstawiając kieliszki.

- Czy ty się nas właśnie pytasz o zgodę, rozlewając w tym czasie alkohol? – wszyscy parskamy śmiechem na pytanie Connora. On jak i Liam wydają się być naprawdę w porządku.

Liam nalewa wódkę, która trochę rozlewa się po stoliku tworząc małe kałuże.

- Pijemy, Nicholas! – krzyczy Cole, wyrywając mnie z zamyślenia. Spoglądam na innych, którzy przechylają swoje kieliszki i wpuszczają trunek do swoich ust.

- Mówiłem ci... - zaczynam, ale Cole mi przerywa, nie dając szansy na wytłumaczenie:

- Nie przyjmuje odmowy. Przenocujesz tutaj. Większość nocuje. Prawda Jacob?

Część MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz