– Lubisz go bardziej, a nie tak zwyczajnie – przerwała mu i oparła się o blat. Twarz Jimina przybrała różowy odcień, a on sam wlepił wzrok w palce.

– J–ja... t–to złe... p–przepraszam – wydukał zdenerwowany.

– Czy wyglądam, jakbym uważała, że to złe? – spytała go Jihyo i obdarzyła go kojącym uśmiechem, jaki trochę go uspokoił.

– Ale to i tak bez znaczenia... on mnie tak nie polubi – mruknął smutno Park.

– Skąd masz taką pewność? – zapytała nieco tajemniczo Jeon i powróciła do wyrabiania ciasta. Jimin spojrzał na nią z większym zdumieniem i był coraz bardziej zdezorientowany.

– Przecież ktoś taki jak on nigdy nie polubi kogoś takiego jak ja – powiedział, a Jihyo parsknęła.

– A czemu niby? – dopytywała dalej.

– Bo jestem chłopakiem? – odpowiedział pytaniem Jimin.

– No i co z tego? – znowu zapytała, a Park był w coraz większym szoku.

– A–ale... on jest taki męski...

– A co ma bycie męskim do tego, kogo się lubi? – zapytała go Jihyo i pogładziła Jisunga po plecach, bo zaczął jej się wiercić. – Kookie jest bardzo otwarty, chociaż o tym nie mówi. Jest Koreańczykiem, więc jak jeszcze by wyszło, że lubi zarówno dziewczyny jak i chłopaków, to nie daliby mu żyć – wyjaśniła kobieta. Jimin stał chwilę będąc zupełnie oszołomiony tym, co usłyszał.

– Dlaczego mi to właściwie mówisz? – zapytał kobiety.

– Bo widzę jak na niego patrzysz. Gołym okiem widać, co do niego czujesz. A też znam mojego brata i dawno nie było kogoś takiego, o kogo by tak dbał – powiedziała z uśmiechem, który Jimin odwzajemnił. Czuł w brzuchu motyle i naprawdę bardzo się ucieszył. Czyli może jednak miał szansę?

– Dobra kochasiu, wracaj do pracy, to może zdążysz mu zrobić ciastka – ponagliła go Jihyo.

***

Taehyung z Kookiem dotarli samochodem na wyścigi. Tam czekał na nich Jongin, który szeroko się uśmiechnął na widok przyjaciół.

– Obstawiałeś już? – zapytał Tae, gdy skierowali się do loży. Był to pokaźny rozmiarów namiot, w centrum którego stał bar z drogimi trunkami. Wszędzie kręcili się elegancko ubrani ludzie, którzy skierowali niezbyt pochlebne spojrzenia w kierunku Koreańczyków.

– Jeszcze nie. Ale czy my możemy obstawiać? – spytał Jongin, a Jungkook się uśmiechnął. Stanęli przy barierkach, aby mieć dobry widok na tor wyścigowy.

– Wiemy dobrze, jaka to jest loteria – powiedział nieco teatralnie szef gangu, który wiedział, jak działa hazard. Sam wpływał na wyniki gonitw, aby bardziej się wzbogacić. Bawiła go próżność lordów i innych majętnych ludzi. Wydawali pieniądze na coś tak błahego i nieistotnego. On każdego dnia widział, jak większość angielskiego społeczeństwa umiera z głodu na ulicach, a ludzie z wyższych sfer woleli wydawać wielkie majątki na konie mające przebiec kilkaset metrów. Gardził tym, ale zarazem na tym zbijał swoją fortunę. Znaczną jej część przeznaczał na pomoc swoim rodakom, więc czuł się rozgrzeszony.

– Chociaż dla zabawy coś obstawmy – nalegał Jongin, który choć raz chciał poczuć dreszczyk emocji związany z hazardem.

– Zaczekamy na Minho i we czwórkę coś wybierzemy – zaproponował Jungkook.

– Minho mówił, że go dzisiaj nie będzie. Coś mu wypadło – wtrącił Taehyung, co zdziwiło Jeona.

– Straci dobrą zabawę – stwierdził Kook i popatrzył po towarzyszach. – To którego konia wybieramy?

Kal | VminkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz