Rozdział 7

1.2K 98 14
                                    

Jimin siedział przy stole i powoli przeżuwał kanapkę popijając ją herbatą. Starał się cicho przygotować sobie śniadanie, aby nie obudzić reszty domowników. W końcu był tam tylko gościem, nie chciał bardzo się narzucać. Miał nadzieję w najbliższym czasie znaleźć jakieś lokum, aby odciążyć swojego wybawcę. Zaczynał tamtego dnia swoją nową pracę i chciał być w niej jak najlepszy, aby jakkolwiek podziękować Jungkookowi za ratunek. Był tym lekko zestresowany, zwłaszcza że w grę wchodziły nielegalne interesy, ale był zdeterminowany.

Nagle do kuchni weszła Jihyo niosąca na rękach rozbudzonego Jisunga. Jej uśmiech dawał Jiminowi spokój, co było jej niesamowitą umiejętnością.

– Siądź, przygotuję ci coś do jedzenia – zaoferował wstając od śniadania.

– Dokończ jeść, ja sobie coś zrobię – usiłowała go zatrzymać kobieta, ale Park postawił na swoim. Gospodyni usiadła, gdy Jimin szykował jej kanapki. – Jak przed pierwszym dniem w pracy? – zapytała chcąc zainicjować jakąś rozmowę.

– Lekki stres, ale chyba dam radę – wyznał i postawił przed nią talerz z jedzeniem.

– Na pewno dasz, w razie czego Kookie ci pomoże – powiedziała, a na dźwięk imienia chłopaka Jiminowi lekko przyspieszyło tętno.

– Wydaje się czasem być... groźny – zauważył, co wywołało parsknięcie u siostry gangstera.

– Dla kogo groźny, dla tego groźny. Nie masz się co bać – powiedziała, chociaż po chwili refleksji dodała. – Czasami zdarzają mu się wybuchy złości, ale nie bierz tego do siebie. Nie będzie cię wyzywać, tylko pokrzyczy, poprzeklina i się uspokoi.

– Chyba widziałem taki wybuch złości – odparł ciszej Jimin, na co Jihyo popatrzyła na niego zatroskanie, bo Park na samo wspomnienie tragicznego wieczora robił się niespokojny.

– Taki już jest. Ma wielkie serce, ale kiedy komuś dzieje się krzywda, to wybucha. Z jednej strony to cudowne, że martwi się o innych, ale z drugiej sposób w jaki to okazuje... eh... pracuję nad nim – oznajmiła kobieta.

– Dlaczego on tak zareagował, przecież jestem dla niego nikim – powiedział Jimin, który ciągle nie rozumiał, czemu Jungkook go ocalił.

– Nienawidzi, jak ktoś krzywdzi słabszych. Szczególnie Koreańczyków – wyjaśniła Jihyo i wróciła do jedzenia.

– Będę już szedł. Nie chcę go zawieść pierwszego dnia pracy – powiedział Jimin wstając od stołu.

– Nie zawiedziesz, nie martw się – pocieszyła go kobieta.

Park zszedł do piwnicy i udał się do małego gabinetu. Rozejrzał się po nim i westchnął sam do siebie widząc sterty nieposegregowanych papierów. Zaczął je dzielić latami, a następnie miesiącami. Podkusiło go, aby je posprawdzać i okazało się, że było w nich mnóstwo błędów. Zajął się ich korygowaniem i notował wszystko, co mogło wpłynąć na późniejsze rozliczenia. Był typem niezwykle poskładanej osoby, dlatego z upływem godzin księgi wyglądały schludniej i były dokładnie oznaczone. Park wypracował sobie system, dzięki któremu wszystko znalazło swoje miejsce.

Gdy skończył porządki, zabrał się do spraw bieżących. Interes kwitł, więc było tego sporo. Dziwił się, że Jungkook nie utrzymał tutaj żadnego księgowego, ale najwyraźniej odstraszała ich skala nielegalnych działań i operacji. Jimin zobaczył, jak rozbudowana jest siatka sprzedaży. Rum wędrował do Francji, Hiszpanii, a część nawet do Turcji. Park powoli odnajdywał się w tym wszystkim, a czas płynął mu całkiem szybko. Nagle usłyszał pukanie do drzwi, co wywołało w nim spięcie. Obawiał się, że mógłby to być ktoś, kto go skrzywdzi, jednak do pokoju wszedł Jungkook. Był w koszuli i żakiecie, a w dłoniach trzymał butelkę rumu i dwie szklanki.

Kal | VminkookWhere stories live. Discover now