Rozdział 7 Najpotężniejszy kultywator pokolenia

190 21 19
                                    

Lan Sizhui ostrożnie przeszedł nad bezwładnym ciałem kobiety, starając się na nie zbyt długo nie patrzeć. Jego oczom nie umknęły jednak mocno uwydatnione fioletowo-zielone żyły oraz oczy osłonięte zastygłą mgłą. Pozostawiając wszystkich i wszystko za sobą, spokojnym krokiem szedł wzdłuż ścian, nasłuchując każdego, nawet najcichszego dźwięku. Nie było to łatwe zadanie, bo nad jego głową wciąż niosły się odgłosy szamotaniny w akompaniamencie nieludzkich wrzasków panienki Bao. Nie miał jednak zamiaru dołączać do tej awantury — wiedział, że Hanguang-Jun wraz z pozostałymi sobie poradzą.

Niemniej miał wrażenie, że w tym całym rozgardiaszu wszyscy zapomnieli o pewnym istotnym szczególe — pierwszej ofierze.

Madam Bao oraz najmłodszy syn nie stwarzali już zagrożenia, a odgłosy z góry jasno wskazywały, że córka wcześniej czy później również zostanie powstrzymana. Nigdzie nie było jednak śladu Bao Zonga, a zgodnie ze słowami Wu Ya ciało mężczyzny również nie powinno opuścić rezydencji, tym bardziej że sama żona nalegała na jego przetrzymanie. Skoro jednak nikt dotąd o nim nie wspomniał, znaczyło to, że zwłoki nie mogły znajdować się w zbyt oczywistym miejscu.

Dom nie był wielki, ale miał mnóstwo pomieszczeń, a każde z nich różne od poprzedniego — pokój wypoczynkowy, sypialnia, kuchnia, jadalnia, gabinet, spiżarnia, umywalnia, pokój którego półki wypełnione były różnej maści alkoholami — i w żadnym z nich nie było ani śladu zwłok Bao Zonga. Po przeszukaniu parteru, bez skutecznie, nie chętnie udał się w kierunku schodów — dźwięki z piętra nie zachęcały, by tam się udać.

Przechodząc obok nich, jego uwagę przykuł prostokątny zarys na ścianie pod nimi. Ciekawość wzięła nad nim górę i podszedłszy w tamtym kierunku, uważnie zaczął przyglądać się cienkim, niemal niewidocznym liniom. Przesunął po nich palcami, wyczuwając lekką nierówność. Zapukał i z zaskoczeniem odkrył, że po drugiej stronie poniosło się echo. Poczuł przypływ ekscytacji i choć ręce drżały mu z nerwów, dalej z zainteresowaniem zaczął badać nowe znalezisko. Choć większość jego bliskich określiłaby go mianem roztropnego, to jak każdy młody kultywator pragnął przygód, a gdy te go znajdowały, lgnął do nich bezmyślnie jak suchotnik do kromki chleba.

Spróbował pchnąć prostokąt, ale ten jedynie lekko drgnął. Jeszcze dokładniej zaczął kontemplować zarys, aż w końcu natrafił na okrągłe wgłębienie przy lewej krawędzi. Nie było ono wielkie, mniej więcej wielkości jego kciuka, którego natychmiast tam przyłożył. Po lekkim naporem coś zastukotało po drugiej stronie, a drzwi ledwo dostrzegalnie uchyliły się w jego kierunku.

Po drugiej stronie panowała absolutna ciemność, więc z połów szaty wyciągnął ognisty talizman, by choć trochę rozproszyć mrok. Przed nim rozpostarł się widok na wąskie, drewniane schody, które trzeszczały przeraźliwie pod każdym krokiem, a wokół unosił się zatęchły odór wilgoci. Im dalej się zagłębiał, tym odgłosy walki coraz bardziej cichły, aż w końcu, gdy ze schodów zszedł na litą ziemię, zniknęły całkowicie.

Rozejrzał się wokół. Otaczały go rzędy półek wypełnionych słojami mocnego alkoholu, którego aromat zmieszany ze stęchlizną, dawał mieszankę przyprawiającą o mdłości. Sizhui szedł w głąb piwnicy, osłaniając twarz łokciem. Suteryna okazała się zaskakująco wszechstronna i podobnie jak reszta domu rozgałęziała się na kilka mniejszych pomieszczeń. Na ścianach wisiały najróżniejsze narzędzia; niektóre, bardziej wysłużone przeznaczone do pracy w polu, a inne — które wyglądały, jakby ktoś z nich mógł korzystać, jeszcze wczoraj — do wytwarzania alkoholu.

Nie ma sensu przeszukiwanie wszystkich pomieszczeń, stwierdził w myślach, po czym ruszył głównym, szerokim korytarzem.

Nie długo później kamienne ściany nabrały łukowatych kształtów, aż w końcu dotarł do ostatniego pomieszczenia. Miało ono kształt okręgu, a wzdłuż łukowatych ścian stały rzędy urządzeń, których nie rozpoznawał, choć domyślał się, iż służyły one do produkcji Yangguang Gu. Na środku sieni znajdował się masywny drewniany stół, a na nim bezwładne zwłoki Bao Zonga.

Złoto-białe kwiaty || MDZS ||जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें