- Odpowiedz – warczy złowieszczo. – Dlaczego go całowałaś, a mi wmawiałaś, że nikogo nie masz?

Pomimo stosu pytań wywołanych tą sytuacją, postanawiam, że nie będę się z nim użerać i robię to, co do mnie należy, czyli zmierzam w kierunku sali lekcyjnej. Już jestem spóźniona. Nicholas w ciągu sekundy znajduję się przede mną, co wywołuje wysoki, niekontrolowany pisk z moich ust. Późniejsze ruchy są płynne i szybkie. Jego ręką ląduje na moje klatce piersiowej przyciskając moje plecy do ściany. Oszołomiona tym nagłym ruchem, nieruchomieję, ciężko dysząc nagłą bliskością.

– Zwariowałeś?! O co ci chodzi? – uwiezioną między ścianą a jego ciałem, które znajduje się zdecydowanie za blisko mnie, i ciałem, którego bliskość działa na mnie o wiele mocniej niż bym tego chciała, zapominam o całym świecie. Przypominam sobie, jak jego tors wygląda bez koszulki, a to wcale nie pomaga w sprowadzeniu siebie na ziemię. Nie powinno mi się to podobać. Zdecydowanie powinnam go teraz odepchnąć, wrócić na lekcję i zgłosić zaistniałą sytuację dyrektorowi, jako naruszanie prywatnej przestrzeni bez mojej zgody. Powinnam, ale zbyt bardzo podoba mi się jego zaborczość, bym teraz to przerwała.

Cholera. Dotąd sądziłam, że jestem innym typem dziewczyny.

Nicholas przenosi swoje ręce z mojego ciała na ścianę. Teraz opiera je po obu stronach, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Czuję jego oddech na skórze mojej szyi, co przyprawia mnie o dreszcze. Moja klatka piersiowa, którą dotąd unosiła się i opadała w przyspieszonym tempie, teraz ustała na dobre. Ta bliskość płata mi figle. Co on ze mną wyprawia?

Zbliża usta do mojego ucha, a jego jednodniowy zarost łaskocze mnie, wywołując gęsią skórkę na całym ciele.

- Powiedz prawdę. Masz kogoś? – pyta szeptem.

Ta rozmowa biegnie w zdecydowanie niepewnym dla mnie kierunku i wcale mi się to nie podoba. Może poza jego bliskością.

- Nie kłamałam. Nikogo nie mam. I poza tym, jestem spóźniona, więc uprzejmie cię proszę, odsuń się– usiłuję mu się wyrwać, kiedy chwyta mój podbródek w swoją szorstką dłoń, lekko ściskając policzki palcami. Gest, który mógłby wydawać się agresywny, w jego wydaniu zalatuje determinacją i delikatnością.

- Popatrz mi w oczy.

- Przecież patrzę! Co innego mogę robić kiedy mnie do tego zmuszasz? – oburzam się.

- Więc popatrz i powiedz prawdę.

Gdyby wzrok mógłby zabijać, już dawno leżałby martwy. Zresztą ja też, ponieważ patrzy się na mnie spojrzeniem, pozostawiającym niewiele do myślenia.

– Prawdę – powtarza dobitniej.

- Nie mam – urywam szybko, wstrzymując powietrze. Zaczynam podejrzewać, że sobie ze mnie nie żartuje. Robi się zdecydowanie niebezpiecznie dla mojego życia.

- Zła odpowiedź.

- Więc wytłumacz mi o co chodzi. Nie lubię zagadek – moja cierpliwość ma swoje granice, a w tym momencie doprowadził ją na skraj.

- Więc może ci pokaże, to sobie przypomnisz – te słowa sprawiają, że jeszcze bardziej nie umiem wytłumaczyć, jak powinnam to rozumieć. Wpatruję się w jego oczy. Te cholerne, niebieskie oczy, od których miękną mi kolana i sprawiają, że czuję się najbardziej nieśmiałą osobą na planecie.

Wyjmuje smartfon z tylnej kieszeni swoich jeansów, bacznie mi się przyglądając, najwyraźniej bojąc się, że ucieknę. Urywa kontakt wzrokowy tylko wtedy, gdy odblokowuje swój telefon. Zaczynam się niecierpliwić, kiedy w końcu odwraca wyświetlacz w moją stronę, oczekując mojej reakcji.

Część MnieWhere stories live. Discover now