11.

729 82 7
                                    

Dni mijały, a Dream nie umiał się pogodzić ze śmiercią George'a. Serce podchodziło mu do gardła za każdym razem, gdy uświadamiał sobie, że już go nigdy nie zobaczy. Tracąc jego, stracił dużą cząstkę siebie. George był dla niego całym światem. Każdego dnia, gdy patrzył w jego piękne, brązowe oczy, serce mu drżało z radości. Zawsze był niewyobrażalne szczęśliwy na samą myśl o spędzeniu kolejnego dnia z kimś, kogo tak kochał. A teraz go nie było.

Z pokoju wychodził tylko do toalety, rodzice przynosili mu jedzenie, bo gdyby nie to, pewnie nic by nie jadł. Przestał sprawdzać przychodzące często powiadomienia od znajomych, wogóle przestał praktycznie używać telefonu. Nie pisał już książki, bo brakowało mu sił. Spał przez większość dnia, ewentualnie leżał i płakał z bezsilności. Tego wieczoru wreszcie coś poczuł. Coś w stylu nagłego przypływu siły. Wiedział co może zrobić. Przeszukał szafkę, a gdy znalazł potrzebne rzeczy spakował je do plecaka. Przebrał się i po raz pierwszy od kilku dni spojrzał w lustro. Oczy miał podkrążone i przekrwione od ciągłego płaczu. Otarł łzy z i tak już czerwonych policzków.  Nie wyglądał na pewno zbyt dobrze, ale nie obchodziło go to. Chwycił gitarę w wolną dłoń i  po prostu wyszedł z domu. Rodzice byli trochę zdziwieni, ale nie protestowali.

Dream dawno nie szedł tą drogą przez las. Chłodny, wieczorny wiatr wywoływał gęsią skórkę, a zachodzące słońce wyjątkowo wyglądało jakoś szaro i smutno. Dookoła rozlegała się niepokojąca cisza, którą przerywały jedynie ciche kroki na udeptanej ścieżce.

Dotarł w końcu na wzgórze, z którego rozpościerał się znajomy widok na jezioro. Znajomy, a jednak tak odległy. Blondyn miał wrażenie, jakby widział go już kiedyś, ale w innym życiu. Dalej tak samo piękny, a jednak pusty i bez znaczenia. Stracił cały swój urok, wraz z nadejściem złych dni. Chłopak rozejrzał się tęsknym wzrokiem, po wszystkim, co go otaczało. Bezradny, samotny, prawie tak samo jak rozłożysty klon rosnący w  odosobnieniu na polanie. Wspiął się po drabince i już po chwili stał na drewnianej podłodze ,,zamku". Może to głupie i dziecinne, ale właśnie to miejsce było jego ulubionym ze wszystkich. Kojarzyło mu się z dzieciństwem, z dobrymi czasami, gdy słońce codziennie przyświecało, a on siedział tu beztrosko nie martwiąc się co będzie jutro. Kojarzyło mu się z Georgem, z miłością i ciepłem, jakie od niego biło. Ze świeżym zapachem lata i truskawek, z kolorowym, wieczornym niebem odbijającym się w tafli jeziora.

Wyjął z plecaka zdjęcie przyjaciela oprawione w śliczną złotą ramkę, oraz kilka małych świeczek. Ustawił wszystko na  niewielkim stoliczku tuż obok wejścia na balkon. Podpalił knoty zapalniczką i w milczeniu wpatrywał się w maleńkie, tańczące ogniki. Pogrążył się w zamyśleniach, wpatrując się w fotografię. Nagle coś mu się przypomniało. Tamtego dnia znalazł pudełko, a w nim jakieś listy. Zabrał kartonik i wyjął pierwszą kartkę. Tą, którą zaczął już czytać wcześniej.

~ last sunset ~  dnf ✓Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum