4. "Wyjdź stąd, bo inaczej ta twoja beztłuszczowa kawa przetłuści ci włosy..."

5K 411 42
                                    

Zaciskam usta w wąską linię. Tak bardzo nienawidzę tej dziewczyny.

- To wszystko? - powtarzam podsuwając jej kawę i ciastko prawie pod sam nos - Jeżeli tak to sześć pięćdziesiąt proszę.

Dziewczyna uśmiecha się ironicznie wyciągając dziesięć funtów i kładąc je powoli na ladzie.

Przerwacam oczami z irytacją chwytając banknot i obliczając resztę.

- To będzie trzy...

- Nie trzeba reszty - przerywa mi blondynka mrugając okiem - Może kupisz sobie wreszcie coś porządnego, jeżeli w końcu uzbierasz...

Patrzę na nią z niedowierzaniem. Nie sądziłam, że w tak bliskim kontakcie może być jeszcze gorsza niż na codzień, a jednak. Teraz niestety nie mogłam się odwrócić i odejść. Jest moją klientką.

- Nie potrzebuję twoich pieniędzy - oddaję jej resztę z rozmachem - Umiem o siebie zadbać.

- Niech ci będzie! Nie denerwuj się Toffie - moje imię w jej ustach brzmi jak najgorsze przekleństwo - Nadal chodzisz z Aidenem, czy wreszcie zmądrzał i z tobą zerwał?

- Bardzo mi przykro, że muszę ci to powiedzieć, ale nie, nie zerwał ze mną - informuję spoglądając tęsknie w stronę drzwi.

Mam nikłą nadzieję, że jakiś klient teraz wejdzie i zwolni mnie z obowiązku rozmawiania z Amber. Ta dziewczyna potafi w jednej chwili popsuć mi cały, piękny dzień. Jestem przyzwyczajona do jej zaczepek, jednak jeszcze nigdy nie znajdowałam się w sytuacji bez wyjścia, jaką jest ta, w której obecnie się znajduję.

- Szkoda chłopaka! A co do twojej bluzki... poprawiasz sobie tak humor? - widząc moją niezmienną minę zaczyna się śmiać jak opętana zwracając na siebie uwagę innych klientów.

- Przestań! Przeszkadzasz wszystkim - ganię ją lekko unosząc głos - Proszę wziąć swoje zamówienie i opuścić lokal.

Ludzie patrzą teraz na nas z mieszaniną zdzwienia oraz irytacji. Amber również to zauważa, a jej policzki robią się różowe z zażenowania i złości. W szkole wszyscy stawali po jej stronie w wypadku jakichś kłótni, czy bójek. Jednak poza jej królestwem traciła poparcie tłumu, co musiało ją nieźle denerwować.

- Nie rób ze mnie wariatki! Sama jesteś walnięta! - krzyczy, a ja patrzę na nią otępiała.

O co jej chodzi?

- Proszę, wyjdź...

- Jesteś okropna! Traktujesz klientów jak śmieci, a sama jesteś gorsza od zużytego buta! - wrzeszczy, a ja wybucham.

- Wyjdź stąd, bo inaczej ta twoja beztłuszczowa kawa przetłuści ci włosy...- cedzę przez zęby pochylając się nad dziewczyną, która uśmiecha się triumfalnie spoglądając ponad moim ramieniem.

Ze złym przeczuciem odwracam głowę i nieruchomieję. Marietta.

- Co tu się dzieje? Toffie? - wygląda na podenerwowaną.

Przełykam ślinę zamierzając jej wszystko wyjaśnić, jednak Amber mnie ubiega.

- Ta pani pracownica zaczęła mnie wyzywać od wariatek zupełnie bez powodu! Na dodatek chciała mnie stąd wyprosić! A teraz przepraszam, ale wychodzę!

Patrzę na nią z nienawiścią. Jasne. Chciała, żebym straciła pracę. Odwracam się w kierunku mojej szefowej totalnie zmieszana słysząc trzask zamykanych z rozmachem drzwi. Nigdy nie zachowywałam się w ten sposób. Bardz zależało mi na dobrej opinii w pracy.

- To nie tak... - zaczynam nie wiedząc co powiedzieć, ale wtedy do lady podchodzi średniego wieku mężczyzna.

- To nie jej wina. Tamta dziewczyna zaczęła się rzucać i ją obrażać - mówi i odstawia filiżankę po herbacie na blacie, po czym wyjmuje z portfela parę monet i wrzuca je do mojej skarbonki na napiwki - Jeżeli pani ją zwolni to straci panią cudowną pracownicę - dodaje uśmiechając się miło i wychodzi, a ja dziękuję mu w duchu za słowa wsparcia.

Sama nigdy w życiu nie przekonałabym mojej szefowej o winie Amber. Ona traktowała klientów niczym władców Anglii.

Zerkam na nią ze zmieszaną miną, a na jej twarzy widzę konsternację.

- Wierzę temu klientowi. Jednakże... jeżeli jeszcze raz się to zdarzy to będę musiała wyciągnąć z tego konsekwencje. Zależy mi na dobrej opinii tej kawiarni - wzdycha przeciągle - Muszę iść do sklepu. Nie krzycz więcej na nikogo. Błagam.

Kiwam szybko głową i wychodzę zza lady, aby posprzątać kilka pustych już stolików i przeklinam się w myślach, że dałam się ponieść emocjom i że nie wylałam w końcu na nią tej cholernej kawy.

Kiedy jednak to sobie wyobrażam śmieję się w duchu, a na mojej twarzy wykwita uśmiech. Mimo tego z niecierpliwością czekam na Verę. Wolę już pójść na zakupy i nieco się odstresować.

___

Na dziesięć minut przed zakończeniem mojej zmiany do kawiarni wparowuje moja przyjaciółka zwracając uwagę wszystkich zebranych na swoją osobę.

Nie ulega watpliwości, że dziewczyna jest śliczna i ma nietypowy styl bycia. Zawsze ubiera się wyjątkowo specyficznie.

Teraz ma na sobie neonowe, różowe, krótkie spodenki oraz podobnego odcienia bluzkę w tygrysie pasy. Na jej nogach widzę czarne szpilki, w któych ja z pewnością skręciłabym sobie nogę i przy okazji kark upadając na ziemię z takiej wysokości.

Uśmiecham się jak zawsze na jej widok. Uwielbiam fakt, że jest tak nietypowa.

- Coś podać? - pytam kiedy podchodzi do mnie zupełnie olewając zawieszone na niej spojrzenia.

- No tak! To będzie zwykła, czarna kawa, lody waniliowe i jedna wyjątkowo ładna i walnięta dziewczyna imieniem Toffie - mówi wyliczając na palcach, na co zaczynam chichotać.

- Za kawę i lody to będzie w sumie pięć dwadzieścia, a za Toffie to piętnaście minut cierpliwości - odpowiadam z poważną miną nakładając zamówienie mojej najlepszej przyjaciółki do pucharka.

- Drożyzna! - prycha - Pośpiesz się młoda!

Wywracam oczami podając jej lody oraz kawę. Ze zniecierpliwieniem patrzę na zegarek. Mam pięć minut, a Lizzy - mojej kolejnej koleżanki z pracy - nadal nie ma.

Wyciągam ze zdenerwowania telefon i postanawiam do niej zadzwonić.

- Lizzy? Gdzie jesteś?! - pytam, kiedy w końcu odbiera.

- Przepraszam! Będę za parę minut! Padniesz jak dowiesz się, kogo widziałam...

- O ile to nie Niall Horan to nic cię nie uratuje przed moim gniewem - zapowiadam zerkając na jedzącą lody Verę - Będę musiała wydać mojej przyjaciółce wszystkie lody świata, żeby mnie nie zamordowała.

- No, może i nie Niall Horan, ale Harry Styles owszem - słyszę chichotanie po drugiej stronie słuchawki - Przyjechał tydzień wcześniej do Londynu! Był w naszej ulubionej galerii!

Z ekscytacją przywołuję do siebie Veronicę i chwilę później kończę połączenie.

- Wkrótce spotkasz swojego męża mała - informuję ją, a jej oczy powiększają się do wielkości sporych monet - Polowanie na Stylesa czas zacząć!

***

Ciekawe, czy dziewczyny upolują Harry'ego? Hahhahaha.

Dziękuję za wszystkie votes i komentarze, to takie urocze *-*

Jeżeli ktoś chce dedykację to proszę pisać!

Luv ja i miłego Dnia Kobiet kobity xx

Baby lips || n.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz