Rozdział 7

6.9K 428 65
                                    


   -Braciszku, braciszku no!- Aileen krzyczała do mnie wniebowzięta, kiedy oboje siedzieliśmy w ogrodzie a ona urządzała któreś tysięczne przyjęcie herbatkowe, które tym razem składały się jedynie z wody pobranej z fontanny i płatków kwiatów, które moja siostra beztrosko wyrwała ukochanym kwiatom naszej mamy. Nie ujdzie to nam na sucho.

-Co się stało, Ailiś?- spytałem z nad grubej książki którą losowo wyciągnąłem z biblioteki i zobaczyłem jak moja siostra biegnie tu niezdarnie z kilkoma lalkami w rączkach.

-Pobaw się ze mną lalkami, Koda. No patrz, księżniczka Heidi wygląda jak ty, więc możesz nią być!- zawołała i pokazała mi ją.

-Mówiłem Ci to już. Chłopcy nie bawią się lalkami. - pogłaskałem ją a ona zrobiła obrażoną minę.

-Ale ty kiedyś się ze mną nimi bawiłeś! Proszę, nadajesz się na bycie księżniczką, możesz być Arią. Ona kocha czytać tak jak ty- Aileen przyłożyła blisko mojej twarzy jakąś blond lalkę z okularami na nosie a ja spojrzałem na nią zły.

-Aileen, nie jestem dziewczynką. Przestań w końcu mnie prosić o takie zabawy, nie chce się w nie bawić, rozumiesz?- odłożyłem książkę obok mnie na kocu i spojrzałem na nią zdenerwowany.

Mała spojrzała na mnie smutno i przytuliła do siebie całą elitę królewską.

-Chciałam tylko, żebyś w końcu się uśmiechnął- szepnęła i spojrzała na swoje laleczki- Odkąd wróciłeś, już nie jesteś taki sam, braciszku.

Mówiąc to, odeszła ode mnie i wróciła na swój domek na drzewie w którym wcześniej się bawiła.

Westchnąłem ciężko i opadłem na miękki koc, wpatrując się w niebo.

Znowu plan bycia dobrym bratem nie wypalił. W dodatku Aileen przypomniała mi dlaczego.

Minęły 2 tygodnie od tamtego zdarzenia z Victorem. Od tamtego ataku i ucieczki przed nim. A ja wciąż o nim myślę.

Przez cały ten czas próbowałem wszystko jakoś sensownie poukładać. Ale się nie dało.

Dziwiłem się sobie samemu, że wciąż po tym co mi zrobił nie mogłem o nim źle pomyśleć. Po prostu się go bałem, ale zarazem...ja... Mój Boże, chyba za nim tęskniłem.

Tak, przyznaję, tęsknię za nim mimo wszystko i jedyne co mi przeszkadzało to ten strach. Widok Victora opanowanego przez żądzę mroziła mi krew w żyłach i za każdym razem miałem ochotę tylko zapłakać.

Ale wciąż moje serce rwało się do "tamtego Victora". Tamtego który desperacko próbował mnie zatrzymać. Tamtego który złośliwie a jednak nie chcąc urazić, prowokował mnie a potem sprawiał że się rumienię. Tamtego którego zawsze znałem.

Tak naprawdę nie wiem, co od niego chce. Może niczego? Może wystarczy mi to co jest? A jednak nie. Chciałem po prostu pomóc mu z nowym życiem i być blisko niego. On chyba też tego chciał.

Do tego został teraz sam. I dosłownie i w przenośni.

W zamku nie miał kontaktu z rówieśnikami a w dodatku rodzice nie poświęcali mu żadnej uwagi. Byłem tylko ja ale potem musiałem go opuścić i teraz kiedy w końcu znowu byliśmy razem, ja uciekłem.

Dopiero teraz zrozumiałem co zrobiłem. Ale to nie tak, że się winiłem. Uciekłem przez tamtą sytuację ale to nie był Victor. To była ta żądza, która zaślepiła go na tamten moment a on nie mógł jej zwalczyć.

Jest wyjątkowy i silny, ale to jego jedyna słabość.

Gdybym mógł przyśpieszyć jego proces przyzwyczajenia się do wampirzego stylu życia, zrobiłbym to bez wahania ale wiem że to nie jest takie łatwe. Jestem tylko marnym człowieczkiem, co ja mogę zrobić?

Do NotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz