Rozdział 2

12.5K 878 380
                                    

Minęło pięć dni.

Każdy agent kręcący się teraz po mieście wiedział, że Jeff ustalił sobie już specjalną technikę zabijania. Pojawiając się w jakimś miejscu, najpierw dawał o sobie znać za pomocą kilku niepowiązanych ze sobą morderstw. Potem czekał cierpliwie na zorganizowanie godziny policyjnej, a także objęcie ochroną miejsc pożytku publicznego i domów jednorodzinnych. Dopiero, gdy wszystko postawione było w najwyższej gotowości urządzał sobie "polowanie" Tak jakby chciał powiedzieć każdemu "Cokolwiek zrobicie mnie to nie powstrzyma. Ale próbujcie się bronić, dam wam szansę". Dlatego też agenci nienawidzili Jeffa. Zawsze udawało mu się ich wykpić. Byli po prostu pionkami w jego chorej grze.

O dwunastej dwadzieścia do klasy, w której lekcje miała Lilith weszło dwoje ludzi. Policjant i jeden z "agentów". Wywołano ją do gabinetu szkolnego psychologa.

—Przykro mi, że dowiadujesz się tego ode mnie— zaczął agent — Twoi rodzice nie żyją. Zostali zabici przez Jeffa

—A nie przez jego naśladowcę? Jeff podobno nie istnieje...— nawet w tak dramatycznej chwili dziewczyna zdobyła się na swój ulubiony sarkastyczny ton

—Nazywamy tak wszystkich jego naśladowców— odparł jej wymijająco policjant— Widzisz, podejrzewamy, że ty będziesz następna— podał jej zdjęcie, które wisiało wcześniej nad jej łóżkiem. Lilith miała na nim domalowany szeroki uśmiech— On to zrobił i zostawił pod drzwiami. Chce cię w ten sposób zastraszyć, żebyś stała się łatwiejszym celem, ale nie dopuścimy do tego. Będziemy cię chronić na wszystkie możliwe sposoby...

—Nie chce— przerwała stanowczym głosem— Zresztą to nic nie da. Tom też był chroniony. Jeśli mam zginąć, to zginę. Wolę nie rozwścieczać tego psychola i umrzeć w mało bolesny sposób.

—Wiem, że teraz jesteś w szoku, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo...

—Tego Jeffa widziały jedynie ofiary. Nie rejestrują go kamery, potrafi ominąć najbardziej skomplikowane systemy zabezpieczeń. Nie dacie rady— Lilith wstała— Pójdę już. Do widzenia. I nie życzę sobie by ktokolwiek mnie śledził— dodała widząc miny obu mężczyzn—W przeciwnym razie będę reagować agresywnie.

Dziewczyna szybkim krokiem wyszła ze szkoły. Po kilku minutach zorientowała się, że odruchowo skierowała kroki w stronę swojego mieszkania. Nie był to dobry pomysł, bo teraz roiło się tam od policjantów, wścibskich sąsiadów i innych osób, których nie miała najmniejszej ochoty oglądać. Odwróciła się i poszła w przeciwną stronę. Po chwili wyszła już z miasta. Znajdowała się w lesie. Każda inna osoba na jej miejscu czułaby strach przed wejściem na nieznany sobie i wyludniony teren, ale Lilith właśnie tego potrzebowała. Ku swojemu zdziwieniu nie czuła strachu przed czekającą ją brutalną śmiercią. Zagłębiała się coraz bardziej w gęstwinę drzew, robiąc tym samym na złość wszystkim, którzy wciskali jej na siłę swoją wątpliwą pomoc.

W końcu zmęczona oparła się o ogromną sosnę i usiadła na posłaniu ze starych igieł. Nagle nie wiedzieć czemu zrobiła się bardzo senna. Chciała iść spać.

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków. Były ciche, ale niewątpliwie męskie. Jakiś chłopak zbliżył się i kucnął po przeciwnej stronie. Wybrał sobie dokładnie takie miejsce by móc jej się przyglądać przez cały czas, ale samemu pozostać w ukryciu.

—Uciekłaś ze szkoły?— zapytał w końcu. Głos miał już całkowicie męski i był niewątpliwie starszy od niej

—Dokładnie. Moi rodzice nie żyją, niedługo zostanę całkowicie obdarta z prywatności, a potem zabita przez psychopatę z nożem. Uznałam więc, że nie będę marnować tam swojego czasu, bo i tak niewiele mi go pozostało. A ty kim jesteś? Często zagadujesz ludzi w środku lasu?

Jeff the Killer x Lilith (JxL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz