~Rozdział 7~

282 20 127
                                    

Idę sobie zadowolony, z przystanku autobusowego, do pracy. Muzyka jak zawsze towarzyszy mi w tej czynności. Słońce świeci mi w twarz, trochę to uciążliwe, ale da się wytrzymać. Lekki wiatr wieje w plecy. Ładna dziś pogoda, aż chce się 

SIEDZIEĆ W DOMU. Jest okropnie dużo ludzi. OKROPNIE. Za dużo. Spokojnie, Tobio, to tylko ludzie. Nikt cię przecież nie zgwałci. Chociaż nie byłbym tego taki pewien, w końcu jestem tak piękny, że każdy mnie chcę. 

Podchodzę do drzwi kawiarni i otwieram je. Pierwsze co widzę to ta laska, której imienia nie znam. Wykurza mnie. Bardziej niż ten walony wieżowiec(czyt. Tsukishima). 

—Dzień dobry, panie Kageyama —powiedziała z ogromnym uśmiechem. Właśnie, Hinata. Nie widziałem go od tamtej akcji w parku. To jest. . . .jakoś dwa tygodnie. Od tamtego czasu w ogóle nie mieliśmy kontaktu, mam nadzieję, że nic mu nie jest. Oczywiście mógłbym do niego napisać albo zadzwonić, tylko, że. . .mi nie odpisuje.

—Co? A, dobry —odpowiedziałem obojętnie i poszedłem się przebrać.

Przebrałem się i poszedłem jak zwykle za ladę.

Dzień jak co dzień, w pracy mały ruch, w szkole wszyscy nawalają materiału, a do tego brak rudzielca. 

Siedziałem na taborecie(opowiedzieć wam żart o taborecie? Dlaczego taboret ma depresje?. . . . . . . . . . . . .BO NIE MA OPARCIA) czekając na klientów. W pewnym momencie podeszła do mnie ta dziewczyna.

—Em. . .Przepraszam, panie Kageyama?

—Huh? Czego chcesz? —odpowiedziałem, otwierając powoli oczy.

—C-cóż, ma pan-

—Dobra, przestań z tym panem.

—Wi-więc Kageyama. . .Masz dzisiaj chwilkę po pracy?

—Zależy w jakiej sprawie.

—Chcę chwilę z tobą porozmawiać —uśmiechnęła się lekko, a ja podniosłem jedną brew. Ten uśmiech był pusty.

—No dobra, mam chwi- —nie dokończyłem, bo czarnowłosa mnie pocałowała —CO TY ODPIERDALASZ?! —wydarłem się jak udało mi się ją od siebie odepchnąć. Zadowolona spojrzała w kierunku drzwi. Stał w nich Hinata.

—Witamy w naszej kawiarni! —podeszła do niego z szerokim uśmiechem. —Zaprowadzę pana do wolnego stolika, proszę tędy! —zaczęła  iść w stronę pustego miejsca  jednak rudzielec ani drgną.

Widziałem zawód i pustkę w jego oczach. Znowu. Znowu jego oczy się nie śmieją jak zawsze. Znowu patrzy na mnie tym wzrokiem. Znowu jego oczy stają się oszklone. Znowu się nie śmieje.

—Hina-! —nie zdążyłem dokończyć, ponieważ chłopaka nie było już w drzwiach. Przez okno było widać, że biegnie powstrzymując łzy. Z prędkością światła wybiegłem z kawiarni ruszając za niższym. —HINATA! Zaczekaj! —nie zatrzymał się. 

Biegł dalej. Nie patrzył przed siebie. Biegł prosto pod koła samochodu. Nie zauważył go. Zatrzymał się. Dosłownie kilka metrów przed autem. 

—Hinata! —pobiegłem ile sił w nogach i odepchnąłem rudego. Przez to we mnie trafiło auto.

Co dalej?

Ciemność.

Chłód.

Ból.

Cisza.

Umarłem już?

Nie zdążyłem mu powiedzieć.

Jestem aż tak okropnym tchórzem?

Zostań moim szczęściem|| KageHina | BL||Where stories live. Discover now