Po kabarecie, kiedy Luna ze znajomymi powróciła do Instytutu. Dziewczyna czuła się już lepiej, ale w dalszym ciągu nie potrafiła się pogodzić z rozstaniem ze Swainem. Irma i Onufry poszli z nią do kuchni, gdzie postanowili zrobić wspólnie babeczki, takie przyjacielskie. Maks wrócił do Longinusa dalej wróżyć, natomiast Kandyd chciał porozmawiać z Ledą na temat ślubu, który już nie długo miał się odbyć. Na jego nieszczęście zauważyła go Anabella.
- Tutaj jesteś – powiedziała jego matka, szefowa Instytutu – Można wiedzieć, gdzie się podziewałeś, cały dzień do ciebie wydzwaniałam !?
- No... Ja byłem z ekipą na kabarecie, żeby pocieszyć Lunę – wyjaśnił zmieszany chłopak- dlatego miałem wyłączony telefon.
- Zapraszam do mojego gabinetu, mamy poważnie do pogadania – rzekła Anabella.
Kobieta była dosyć zdenerwowana nie tylko ostatnimi wydarzeniami, ale też niekompetencją Kandyda. W końcu to on miał objąć pieczę nad Instytutem, gdy ona i Robert odejdą na zasłużoną im emeryturę. Weszli wspólnie do gabinetu Anabelli. Był to niewielki pokój, ale obrazy powodowały, że pomieszczenie wydawało się ogromne. Na środku gabinetu było postawione biurko z XVI wieku, na nim sterta papierów. W końcu każda akcja przeprowadzona przez Instytut musi być udokumentowana, by w razie problemów z danym członkiem wspólnoty móc sprawdzić, czy to jednorazowe przewinienie czy już kolejne „do kolekcji". Kandyd usiadł na fotelu specjalnie importowanym z Anglii na życzenie Anabelli.
- To słucham, co masz mi do powiedzenia - rzekła przełożona siadając na swoim krześle z epoki renesansu - Chyba pierwszy raz Cię widzę u siebie w gabinecie.
- To prawda, cóż... chciałem tylko sprawić przyjemność Lunie. Wczoraj jej chłopak z nią zerwał.
- Mówisz o nowym członku sekty wampirów? - zapytała Anabella.
- Owszem, wcześniej był człowiekiem, ale podpisał umowę słowną z Gabriellą i ona go przemieniła
- Nie mów mi o rzeczach, które wiem, Leda zdała raport i widziałam się z tym chłopakiem. Nawet dosyć sympatyczny, a skoro jego byłą dziewczyną jest Luna, to możemy na niego liczyć w sojuszu.
- To prawda - rzekł Kandyd.
- Lecz nie o to mi chodziło - wstała mówiąc stanowczym głosem mama - Wiesz, że ja i ojciec się starzejemy; wiesz, że za niedługo będziemy musieli ustąpić ze stanowiska. To dlaczego ja się pytam nam nie pomagasz, jak powinieneś?
- Ale mamo, nie widzisz ile rzeczy robię dla Instytutu? Na przykład ten Eliharion, który zaatakował nas przed klubem
- Owszem, widzę że się przyczyniłeś, ale i tak to nie zmienia faktu, że gdzie nie spojrzę tam widzę Ciebie leżącego półprzytomnego i pijanego jak najgorszy menel.
- To tak na wyluzowanie - powiedział Kandyd.
- Już pomijając fakt, że mimo mojego zakazu skoczyłeś na bungee, i jeszcze przyniosłeś nam wstyd!
- To nie moja wina, że tak mnie odbiło
- Ale spodnie zostały na dole, a Ciebie jakoś wystrzeliło jak z procy.
- Longinusowi jakoś się to podobało
- Chyba tylko dlatego, że sobie z pamięci narysował twoje cztery litery świecące jak dwa księżyce. Wiesz przez ile dni musiałam wysłuchiwać oszczerstw na Twój temat?
- Przepraszam mamo - powiedział spuszczając głowę chłopak.
- Znasz słowa przysięgi powierzenia Instytutu?
CZYTASZ
Dziecko Nocy [zawieszona]
FantasyLuna zdając maturę na bardzo dobry wynik postanawia wybrać się na studia. Szukając tej jedynej uczelni natrafia na Szkołę dla wybitnych, do której niezwłocznie napisała swój list przyjęcia. Po czasie oczekiwań dostaje się, dziewczyna która ma normal...