6. Na ratunek imienia

7 2 0
                                    

Po kabarecie, kiedy Luna ze znajomymi powróciła do Instytutu. Dziewczyna czuła się już lepiej, ale w dalszym ciągu nie potrafiła się pogodzić z rozstaniem ze Swainem. Irma i Onufry poszli z nią do kuchni, gdzie postanowili zrobić wspólnie babeczki, takie przyjacielskie. Maks wrócił do Longinusa dalej wróżyć, natomiast Kandyd chciał porozmawiać z Ledą na temat ślubu, który już nie długo miał się odbyć. Na jego nieszczęście zauważyła go Anabella.

- Tutaj jesteś – powiedziała jego matka, szefowa Instytutu – Można wiedzieć, gdzie się podziewałeś, cały dzień do ciebie wydzwaniałam !?

- No... Ja byłem z ekipą na kabarecie, żeby pocieszyć Lunę – wyjaśnił zmieszany chłopak- dlatego miałem wyłączony telefon.

- Zapraszam do mojego gabinetu, mamy poważnie do pogadania – rzekła Anabella.

Kobieta była dosyć zdenerwowana nie tylko ostatnimi wydarzeniami, ale też niekompetencją Kandyda. W końcu to on miał objąć pieczę nad Instytutem, gdy ona i Robert odejdą na zasłużoną im emeryturę. Weszli wspólnie do gabinetu Anabelli. Był to niewielki pokój, ale obrazy powodowały, że pomieszczenie wydawało się ogromne. Na środku gabinetu było postawione biurko z XVI wieku, na nim sterta papierów. W końcu każda akcja przeprowadzona przez Instytut musi być udokumentowana, by w razie problemów z danym członkiem wspólnoty móc sprawdzić, czy to jednorazowe przewinienie czy już kolejne „do kolekcji". Kandyd usiadł na fotelu specjalnie importowanym z Anglii na życzenie Anabelli.

- To słucham, co masz mi do powiedzenia - rzekła przełożona siadając na swoim krześle z epoki renesansu - Chyba pierwszy raz Cię widzę u siebie w gabinecie.

- To prawda, cóż... chciałem tylko sprawić przyjemność Lunie. Wczoraj jej chłopak z nią zerwał.

- Mówisz o nowym członku sekty wampirów? - zapytała Anabella.

- Owszem, wcześniej był człowiekiem, ale podpisał umowę słowną z Gabriellą i ona go przemieniła

- Nie mów mi o rzeczach, które wiem, Leda zdała raport i widziałam się z tym chłopakiem. Nawet dosyć sympatyczny, a skoro jego byłą dziewczyną jest Luna, to możemy na niego liczyć w sojuszu.

- To prawda - rzekł Kandyd.

- Lecz nie o to mi chodziło - wstała mówiąc stanowczym głosem mama - Wiesz, że ja i ojciec się starzejemy; wiesz, że za niedługo będziemy musieli ustąpić ze stanowiska. To dlaczego ja się pytam nam nie pomagasz, jak powinieneś?

- Ale mamo, nie widzisz ile rzeczy robię dla Instytutu? Na przykład ten Eliharion, który zaatakował nas przed klubem

- Owszem, widzę że się przyczyniłeś, ale i tak to nie zmienia faktu, że gdzie nie spojrzę tam widzę Ciebie leżącego półprzytomnego i pijanego jak najgorszy menel.

- To tak na wyluzowanie - powiedział Kandyd.

- Już pomijając fakt, że mimo mojego zakazu skoczyłeś na bungee, i jeszcze przyniosłeś nam wstyd!

- To nie moja wina, że tak mnie odbiło

- Ale spodnie zostały na dole, a Ciebie jakoś wystrzeliło jak z procy.

- Longinusowi jakoś się to podobało

- Chyba tylko dlatego, że sobie z pamięci narysował twoje cztery litery świecące jak dwa księżyce. Wiesz przez ile dni musiałam wysłuchiwać oszczerstw na Twój temat?

- Przepraszam mamo - powiedział spuszczając głowę chłopak.

- Znasz słowa przysięgi powierzenia Instytutu?

Dziecko Nocy [zawieszona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz