Aportowali się w jednej z wąskich, ciemnych uliczek. Rowle rozejrzała się dookoła, szukając potencjalnych, mugolskich świadków. Nie zauważając jednak nikogo, ruszyła spokojnie w stronę głównej drogi.

– Gdzie jesteśmy? – zapytał Severus, rozglądając się po otaczających ich, wysokich i ciemnoszarych kamienicach.

Ciężkie, stalowe chmury zakrywały gwiazdy i księżyc, a jedynym źródłem światła były stare, czarne latarnie, imitujące nieco te gazowe, które rzucały mdłe, żółte światło na opustoszałe ulice.

– W Edynburgu. – Kallisto odetchnęła głęboko mroźnym powietrzem i uśmiechnęła się nieznacznie.

Mistrz Eliksirów niemal od razu zauważył, jak twarz kobiety się rozluźniła, a oczy z sentymentem śledziły otaczający ich, miejski krajobraz. Miał wrażenie, że w Kallisto wcale nie uderzał chłód i ponury, nocny klimat szkockiej stolicy. Szła żwawo, rozglądając się ciekawie wokół siebie.

W końcu zatrzymali się pod ciężkimi, choć eleganckimi drzwiami jednej z kamienic. Rowle subtelnie wyciągnęła różdżkę i wymamrotała kilka zaklęć, a Snape uważnie zmierzył wzrokiem budynek. Front wykonany z szarego piaskowca i wysokie okna niczym nie odbiegały od reszty okolicznej architektury. Idealnie komponowały się w monumentalny i poważny obraz miasta.

Czarne, połyskujące drzwi zaskrzypiały cicho i wreszcie ustąpiły, a Severus spojrzał na Kallisto z zaciekawieniem.

– Co to za budynek? – zapytał wreszcie, wchodząc za kobietą w ciemny korytarz.

– Mój dom rodzinny – odpowiedziała od razu, choć z pojawiającą się w jej głosie niepewnością. – Nie byłam tu od lat.

Położyła dłoń na białej ścianie i ostrożnie weszła na kamienne stopnie, które w ilości kilku sztuk prowadziły do głównego holu. Severus skorzystał z różdżki i oświetlił sobie drogę, od niechcenia patrząc pod nogi.

– Dlaczego? – rzucił w końcu, nawiązując do drugiej części jej wypowiedzi, stając na cicho skrzypiącej, drewnianej podłodze.

– Mieszkałam tu z rodzicami. Byłam mała, kiedy zginęli. Nie miałam wielu okazji – tłumaczyła cicho Kallisto, łapczywie obserwując otaczającą ją przestrzeń i powoli przypominając sobie rozkład pomieszczeń. – Nie wróciłam tu nigdy, aż do dziś... – Przełknęła swoją gorycz i również wyciągnęła różdżkę.

Jednym, energicznym machnięciem sprawiła, że świece na kinkietach zapłonęły i oświetliły całe pomieszczenie znacznie lepiej, niż leniwe Lumos Severusa. Weszli na granatowy dywan, który nieco wyciszył ich kroki, a moment później odbili w prawo i znaleźli się w pokaźnych rozmiarów salonie. To tam dopadł ich z głośnym trzaskiem skrzat domowy, który zmaterializował się przed kobietą. Kallisto cofnęła się gwałtownie, najwyraźniej bardzo zaskoczona, wpadając na Snape'a.

– Panienka wybaczy. – Stworzenie skłoniło się nisko. – Gnomek nie chciał panienki wystraszyć, ale Gnomek długo czekał na panienki powrót – zaskrzeczał. – Zawsze wszystko było gotowe. – Skrzat nie odważył się unieść spojrzenia na panią domu, jednak dalej mówił jak najęty. – Wszystko posprzątane i zaopiekowane – zdawał relację ze swoją dziwną manierą mowy. – Wiele lat minęło, ale Gnomek dbał o dom.

– Cieszę się – mruknęła niepewnie Kallisto, przerywając wypowiedź skrzata. – Udaj się proszę do Malfoy Manor i przenieś moje rzeczy do bawialni. Jutro się nimi zajmę – poleciła spokojnie, przyglądając się stworzeniu, które pamiętała jedynie mgliście.

– Z największą przyjemnością! – odparł entuzjastycznie Gnomek i zniknął ułamek sekundy później z jeszcze głośniejszym trzaskiem, niż poprzednio.

𝐍𝐀𝐉𝐋𝐄𝐏𝐒𝐙𝐘 𝐒𝐔𝐑𝐃𝐔𝐓 | ʜᴀʀʀʏ ᴘᴏᴛᴛᴇʀ ғғWhere stories live. Discover now