06 - Dziwny powiew

304 26 45
                                    

*Francja, Paryż - kilka dni po zakończeniu liliowej umowy*

Czuję się jakbym była początkiem końca. Zabijam wszystko co poczuje, co dotknę, co zapragnę mieć, co pokocham.

Trzymam się. Największe kłamstwo jakie można by było ode mnie usłyszeć. Bo niby kogo mam się złapać, aby nie upaść?

Przyjaciół? Właśnie ich straciłam.

Rodziny? Nigdy nie miałam.

Miłości? Zginęła wraz z wrogiem.

Siebie? Wyniszczam się z każdym kolejnym dniem.

~~~

Kartka Alice skierowała mnie do Paryża. Podobno tutaj mam znaleźć osoby, które mają mi pomóc w sprowadzeniu Kai'a do życia.

Sabat Nocy. Według tego co znalazłam w książkach jest to jeden z najstarszych sabatów w całej Europie. Został uznany za najsilniejszy po tym jak zniszczyłam Wiedźmy Kanału, ale to mały szczegół. Według legend działa tylko nocą pod przywództwem tak zwanej Pełni. Całą swoją moc pobiera z księżyca i z energii gwiazd.

Mimo pomocy Alice i tak musiałam je znaleźć na własną rękę. Dziś miałam ich szukać, a jako że było południe miałam prawie cały dzień na przygotowania.

Ulokowała się w motelu niedaleko centrum z widokiem na Wieże Eiffla. Nie miałam siły ani chęci, aby zwiedzać miasto. Przynajmniej tak sądziłam. Siedząc na łóżku wpatrywałam się w dwa albumy i stojącą obok nich świece, która przykuwała większość mojej uwagi. Świeca nasuwała mi kolejne, ważne pytanie, które zostawiałam bez odpowiedzi.

Czy jestem gotowa zobaczyć jego twarz, porozmawiać z nim, a potem znów go stracić?

Wzięłam głęboki wdech nosem i zaczęłam delikatnie wypuszczać powietrze ustami. Za każdym razem, gdy wspomniałam jego imię czy jego śmierć moje serce zaczynało pęknąć, a mój oddech stawał się płytki i palący.

Podniosłam się z miejsca i nachyliłam się w stronę szafki. Moja ręka chciała już złapać świece, jednak głowa nie zgodziła się na ten ruch. Oczywiście usprawiedliwiałam to sobie porą dnia, bo w końcu świeca będzie najlepiej działać nocą. Prawda była zupełnie inna. Bałam się. Znów się cholernie bałam. Dlatego też moja dłoń złapała pierwszy album z góry. Położyłam go obok siebie na łóżko i zaczęłam się zastanawiać po co go wzięłam. Co mnie naszło, aby wziąć z domu Lou wspomnienia, które miały zostać spalone?

Obejrzałam album dokładnie dookoła zanim go otworzyłam. Poza czerwona obwolutą na grzbiecie okładki znajdował się napis: Francja 1925. Pamiętałam ten wyjazd, jednak gdy chciałam przypomnieć sobie jakiś szczegół czułam blokadę. Wspomnienia były niepełne. Niczym utracone.

Otworzyłam folder. Pierwsze zdjęcie było pięknym, grupowym zdjęciem spod Wieży Eiffla. Ja, Tom, Louise i... Elijah, którego ubyło z mojej pamięci. Kolejne zdjęcia były zdjęciami spontanicznymi z każdego miejsca w Paryżu. Były też zdjęcia „planowe". Idealne ustawienie, trochę sztuczne uśmiechy i brak ludzi dookoła.

Przewijałam kolejno zdjęcia uśmiechając się pod nosem. Jakby nie patrzeć był to mój pierwszy szczery uśmiech od kilku dni. W pewnym momencie doszłam do zdjęcia, które pokazywała mi Mayer. I kolejne. Gdy przez następne fotografię poczułam dziwne ukłucie w żołądku zamknęłam album i odłożyłam go na miejsce. Moje spojrzenie ponownie powędrowało na woskową świecę, lecz szybko je przerwałam. Zamykając oczy zerwałam się na równe nogi i wyszłam na mały balkonik, z którego pięknie było widać słynną wieże. Oparłam się o barierkę i spojrzałam przed siebie.

Back To You || Kai ParkerWhere stories live. Discover now