15 - Zasługa Shivani

217 21 36
                                    

Nadal nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Moje całe szczęście jakie we mnie siedziało zaczęło się uwalniać. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam w jego stronę. Biegłam tak jakby ktoś mnie gonił, jakbym przed kimś uciekała, a tak naprawdę biegłam do kogoś. Zatrzymałam się niemalże kilka centymetrów od niego i nagłym ruchem rzuciłam mu się w ramiona, a on odwzajemnił uścisk. Słyszałam jego serce, słyszałam jego oddech. On po prostu był przy mnie.

Delikatnie się odsunęłam. Podniosłam ręce i położyłam je na jego twarz obrysowując każdy jej kontur. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że stał przede mną cały i zdrowy. Było to spełnienie moich wszystkich snów i marzeń, ale mimo wszystko jest, był i będzie to wielki szok. W końcu jeszcze przed kilkoma godzinami leżał martwy w trumnie w zamkniętym grobowcu.

Jednak moje obawy zostały odsunięte na bok. Chciałam cieszyć się tą piękną, wyjątkową i niespodziewaną chwilą. Po raz kolejny mocno się do niego przytuliłam wtulając swoją głowę w jego klatkę piersiową w taki sposób, że cały czas słyszałam bicie jego serca.

- Jak? - wyszeptałam pierwsze słowo. - Jakim cudem?

- Też dobrze Cię widzieć Lucysia. - uśmiechnął się i mocniej mnie przytulając dodał. - Ślicznie dzisiaj wyglądasz. - odsunął całą swoją niepewność w dal robiąc wszystko, aby skupić swoją uwagę na mnie.

Lecz mi to nie przeszkadzało. Mimo, że byłam ciekawa odpowiedzi na moje pytania mogłam poczekać. Tak też zrobiłam. Cały czas stojąc wtulona w jego ciepło zaczęłam powoli odbierać inne bodźce jak chociażby szum wiatru czy zagięcia tkaniny jego garnituru, w którym jeszcze jakiś czas temu walczył w Nowym Orleanie.

Staliśmy w takiej pozycji kilka dobrych minut. Chciałam, aby to uczucie nigdy się nie skończyło, jednak nie żyjemy w bajce.

- Jakim cudem? - ponowiłam pytanie przerywając tą cudowną chwilę ciszy jak i uścisk. - Przecież, ty...

- Już, spokojnie. - odsunął się i spojrzał mi w oczy. - Usiądźmy. Wszystko Ci opowiem. - złapał mnie za rękę i doprowadził do ławki, na której wcześniej siedział.

Wspólnie usiedliśmy na betonowej ławce wpatrując się w krajobraz przed nami. Ubierając starannie słowa Kai zaczął mi powoli tłumaczyć wszystko co wiedział i czego się dowiedział będąc po drugiej stronie.

- To wszytsko zasługa Shivani. - zaczął.

- Jak Shivani? Przecież ona tylko pomogła mi z Cauchemar Hurlant. - stwierdziłam, ale mimo tego w mojej głowie analizowałam cały przebieg ceremonii, aby zobaczyć czy niczego przypadkiem nie pominęłam.

- Jej imię. „Życie i śmierć". Shivani miała dar i dobrze wiedziała jak ma go wykorzystać. Przecież nie raz Ci go pokazywała. Zasada była prosta. W zamian za śmierć...

- Mogła dać życie. - dokończyłam. - A-Ale to nie ma sensu. Jej tu nie było. Zmarła przed faktem. W grobowcu byłam sama. Tylko z Tobą.

- Po jej śmierci znalazła się po drugiej stronie. Miałem chwilę, żeby zamienić z nią raptem parę słów...

- Więc to ty jesteś Kai Parker. Nowa miłość Lucy. - powiedział duch wiedźmy kierując swoją wypowiedź w moją stronę.

- Dokładnie. - ukłoniłem się teatralnie.

- Za niedługo wrócisz. - stwierdziła. - Musi Cię tylko pocałować. Jak w bajce.

- Co to da? - zapytałem patrząc cały czas na Lucy, która trzymała martwe ciało Shivani.

- Dotknęłam jej głowy. Poza sprawdzeniem czy jest gotowa na prawdę, dałam jej również potrzebną śmierć do wykonania zaklęcia czy jak zwał rytuału. Moja śmierć nie poszła tutaj na marne. Właśnie ona Cię wskrzesi. - duch Shivani zaczął się ode mnie oddalać, ale zrobiłem wszystko, aby zatrzymać go jeszcze na parę chwil.

- A co z jej naturami? - zadałem ostatnie pytanie. - Czy ona...

- Odda Ci to co planowała. Inaczej do niej nie wrócisz...

- Czyli ten prąd to nie było to co sądziłam. - Parker skończył swój krótki wywód, a ja w końcu zabrałam głos przygryzając przy tym dolną wargę.

Kai patrzył na mnie czekając, aż przyswoję sobie wszystkie informacje. Widział, że nie było to dla mnie łatwe. Nie byłoby to łatwe dla nikogo. Dlaczego wszystkie ważne wydarzenia nałożyły się praktycznie po sobie? Nie miałam nawet ani chwili na oddech czy na spokojny sen, a przede mną jeszcze kilka innych i równie ważnych wyzwań.

Chociaż nie byłam gotowa, sprawdziłam swoją hipotezę, którą postawiłam sobie po opowieści Kai'a. Podniosłam swoją prawą rękę do góry i dodałam:

- Phasmatos incendia. - jednak nic się nie wydarzyło. - Oddałam Ci ją. Masz moją moc.

Tak właśnie stałam się zwykłym, najzwyklejszym wampirem. Bez jakiejkolwiek innej mocy. Zwykłym krwiopijcą, niczym nieróżniącym się od Stefana, Lexi czy Caroline. Ale w końcu szukajmy pozytywów. Przecież wrócił Parker. Jesteśmy znowu razem, a Kai jest znów tym „innym" czarodziejem, więc będzie mógł znów stać się heretykiem i żyć wiecznie. Prawda?

- A co do magii... - podniósł rękę i wypowiedział to samo zaklęcie co ja. - Phasmatos incendia.

Co mnie zdziwiło Parker bez żadnego problemu i kontaktu z czymkolwiek magicznym zapalił stojące przy nagrobkach znicze, a dokładniej ich wkłady.

- Nie jestem już syfonem, abominacją. Jestem tym kim mój ojciec zawsze chciał, żebym był. Zwykłym czarodziejem posiadającym własną magię. - wziął głęboki wdech. - A co z tym idzie...

- Nie zostaniesz już heretykiem. - powiedziałam i wstałam z ławki.

Nie zostanie heretykiem. Takie stwierdzenie faktu zabolało mnie bardziej niż sądziłam. Nie chodzi o to, że nie cieszę się, że ma własną magię. Chodzi o to, że w pewnym momencie zostanę sama. Znowu.

- To nic. To nic. To nic. Nic się nie stało. - powtórzyłam ukrywając swój niepokój pod złudnym, ale po części szczerym szczęściem. - Cieszmy się tym co jest tu i teraz. A tu i teraz jesteś ty. My. Razem. - analizując i mówiąc wszystko co miałam w głowie dodałam. - Ty wróciłeś. Naprawdę wróciłeś. Naprawdę jesteś ze mną.

Dopiero teraz dokładniej zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Malachai Parker naprawdę wrócił. Był tutaj ze mną. Mogłam go dotknąć, poczuć, przytulić czy pocałować. Mogłam zrobić wszystko, bo on tu był.

- Wracajmy już do domu. Mamy ciężką podróż do przebycia. - powiedziałam i wyciągnęłam przed siebie ręce. Kai złapał za nie i wstał z ławki.

- Jesteś pewna, że chcesz je z powrotem? - zapytał. Po jego tonie głosu mogłam wywnioskować, że nie jest zbyt szczęśliwy z mojej decyzji.

- Tu już nie chodzi o prawdę czy jakieś „uczucia", tutaj chodzi o przekroczenie granicy przez Mikaelsonów. - dodałam. - Kocham Cię i żadne wspomnienia o Elijahu czy kimkolwiek innym tego nie zmienią. Nie zostawię Cię. Nigdy. Zapamiętaj to.

Złapałam ponownie bruneta za rękę i powolnym krokiem zaczęliśmy iść w stronę naszego domu. Chłopak musiał się przywrócić do porządku dziennego, za to ja musiałam przygotować się na długą i ciężką dyskusję z Mikaelsonami. Musiałam wziąć pod uwagę fakt, że już nie mogę pomóc sobie magią. Tam będzie się liczyć tylko i wyłącznie moja siła i determinacja.

Wampir kontra Pierwotna Hybryda. Co może pójść nie tak?

Mam nadzieje, że się podobało!
Twitter - @.marnujezycie i #scaryloveKP

Back To You || Kai ParkerOù les histoires vivent. Découvrez maintenant