5.5 - Jak nie samochód, to rywal

1 0 0
                                    

11 września 2005, GP Belgii – DNF. Wszystko zaczynało się układać dla Montoyi, aby ostatecznie sięgnąć po trzecie miejsce w generalce. Od GP Francji, Kolumbijczyk zebrał trzydzieści cztery punkty – trzynaście więcej od Michaela Schumachera, który trzecie miejsce na koniec sezonu miał bronić. W tempie jednak nie miał absolutnie na to szans. Mclaren był zdecydowanie najlepszym zespołem w drugiej części sezonu, a pięć punktów przewagi nad Juanem wydawało się nie do utrzymania na cztery wyścigi do końca.

W Kwalifikacjach duet Mclarena zameldował się w pierwszym rzędzie, ale nie była to jakaś miażdżąca przewaga. Montoya nad Raikkonenem miał przewagę pięciu setnych, ale pierwsza piątka, w której znaleźli się jeszcze Fisichella (który miał karę + dziesięciu pozycji na starcie), Trulli i Alonso, zamknęła się w trzech i pół dziesiątych. Dopiero szósty Ralf Schumacher stracił więcej, znacznie więcej czasu, bo partnera Jarno Trullego dzieliła od pole position sekunda.

Przed wyścigiem zaczął padać lekki deszcz, w związku z czym kierowcy byli zmuszeni na start na intermediatach. Teraz ktoś sobie pomyśli „O czym on pisze, skoro sam wcześniej wspominał, że nie było podziału na deszczówki i przejściówki w tamtym okresie i bieżnik zależał od dostawcy opon". Szczerze – Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Musiałem źle zinterpretować jedną wypowiedź James Allena. Mój katastrofalny błąd, ale wróćmy do rywalizacji. Start ekipie z Woking wyszedł nie bez problemów, ale udało się zachować dublet.

Tempo Montoyi i Kimiego było na pierwszych kółkach porażające. Cztery i pół sekundy przewagi mieli po dwóch kółkach nad Trullim, który jako jedyny na pierwszym stincie nie stracił ponad dziesięciu sekund. Sielankę Mclarena postanowił zepsuć Fisichella, który rozbił się w Raidillon i wywołał samochód bezpieczeństwa. Aby nie zostać przyblokowanym w boksie, Kimi dotoczył się do alei serwisowej. Co mogło zaskoczyć kibiców, to to, że zespoły mogły wymienić kierowcom opony.

Na postojach najwięcej zyskał Ralf Schumacher, któremu udało wbić się przed Raikkonena. Jak do tego doszło? Niemiec po prostu zjechał kółko przed wszystkimi rywalami nie musiał jechać za Kimim do boksu. Znalazł się jednak kierowca, który do alei serwisowej nie zwitał, mianowicie Jacques Villeneuve, który jechał tylko na jeden pit stop.

Do restartu doszło na trzynastym okrążeniu i Montoya w kapitalnym stylu wykorzystał dzielących go od reszty stawki duetu Minardi. Różnica tuż po zjeździe Maylandera wynosiła cztery sekundy, a po La Source dodatkowo zwiększyła się o kolejne dziesiąte przez błąd Villeneuva. Przez błąd Kanadyjczyka na podium wrócił Raikkonen, stale jednak jadąc za Ralfem. Z tyłu stawki doszły jednak fenomenalne wieści – doszło do kolizji Michaela Schumachera i Takumy Sato, po którym Schumi musiał się wycofać. Jak jednak do tego doszło, że Niemiec znalazł się tuż przed Japończykiem? Kierowca Ferrari i BAR musiał wykonać dodatkowy pit stop na dwunastym okrążeniu i stąd to wszystko.

O ile powrót do wyścigu wyszedł Juanowi kapitalnie, o tyle przez resztę stintu brylował Ralf. Młodszy z Schumacherów jechał kapitalnym tempem, ale sporo do powiedzenia miała w tym strategia, bowiem kierowca Toyoty jechał na aż trzy pit stopy. Do dwudziestego czwartego okrążenia, a więc swojego drugiego pit stopu, nie był on w stanie wyprzedzić Kolumbijczyka, ale trzymał się w dystanie ok. jednej sekundy. Podczas postoju Toyota zaryzykowała, zakładając mu opony na suchą nawierzchnie. Efekt? Obrót w Les Combes i koniec szans na podium. Musiał wykonać dodatkowy, zupełnie niepotrzebny pit stop. A wystarczyło nie kombinować, bo choć tor faktycznie wysychał, to było jeszcze zdecydowanie za wcześnie.

Przed ostatnią serią pitstopów, Raikkonen wyzerował stratę do Montoyi. Wykorzystując też fakt, że mógłzjechać później, zmiana kierowców mogła nastąpiła swobodnie w boksie, a nie natorze, dzięki czemu pozbyto się jakichkolwiek komplikacji. Ekipa z Wokingjechała po pewny dublet, aż do czterdziestego okrążenia. Pomimo tego, że Juanna koniec wyścigu znacznie zwolnił, starając się po prostu dojechać na torze,który dawał już przewagę kierowcą na oponach na suchy tor, to mógł to zrobić,bo miał spokojną przewagę nad Alonso. Wszystko zepsuł Antonio Pizzoniazastępujący do końca sezonu Heidfelda w Williamsie. Brazylijczyk wyścig kończyłwłaśnie na „suchych" oponach. Z dostępnych ujęć kamery ciężko stwierdzić, cosię dokładnie stało, ale łatwo się domyślać. Prawdopodobnie Antonio próbowałsię oddublować, ale w ostatniej chwili się zawahał i zahaczył o tylne, prawekoło kierowcy z Bogoty. Przy absencji Schumiego, ten wyścig mógł być krokiemmilowym do podium na koniec sezonu, zwłaszcza że kolejny wyścig w BrazyliiKolumbijczyk wygrał. Wówczas zrównał się punktami z Niemcami, ale dziękiwiększej ilości zwycięstw do Azji leciał jako trzeci kierowca. Sytuacjaprzedstawiała się więc naprawdę dobrze.

F1 | Juan Pablo Montoya - Najbardziej niedoceniany kierowca w historii?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz