5.4 - Protoplasta powrotu Vettela

1 0 0
                                    

24 lipca 2005, GP Niemiec – 20-2. Zwycięstwo w Wielkiej Brytanii przyszło chyba w dosyć niespodziewanym momencie i pokazało, że Juan nie powiedział w królowej sportów motorowych ostatniego słowa. Choć w Walce o tytuł liczył się już wtedy tak naprawdę tylko Kimi i Alonso, dla Montoyi pozostawała „nagroda pocieszenia" – Nie można było mu absolutnie odbierać szans na trzecie miejsce na koniec sezonu.

W kwalifikacjach wszystko układało się po myśli ekipy z Woking aż do ostatniego zakrętu. Montoya jechał okrążenie jako ostatni, a na pole position był Raikkonen. Po drugim sektorze, Juan miał mniej niż jedną dziesiątą straty do kolegi z zespołu, czyli czas na drugie miejsce, ale niestety – przesadził w samej końcówce i rozbił bolid. Pierwotnie sklasyfikowany był na dziewiętnastym miejscu, jednak naprawa części wybiegała poza parc ferme, tak więc Kolumbijczyk ostatecznie na gridzie zameldował się na ostatniej lokacie.

Pierwsze okrążenie to była jednak piękna melodia w wykonaniu kierowcy z Bogoty. Już przed pierwszym zakrętem zyskał trzy pozycję, a nim okrążenie się skończyło, był na jedenastej pozycji! Oczywiście na tym nie poprzestał, wykorzystując fakt, że na Hockenheimringu wyprzedza się stosunkowo łatwo. Trzecie kółko kończy już na dziewiątej pozycji... Dziewięć dziesiątych za Fisichellą, który startował czwarty.

Na Włochu musiał jednak wstrzymać wierzgający wewnątrz konie. Przed Giancarlo w zbitej grupie jechał Coulthard i Massa, także wyprzedzanie było mocno utrudnione. Kolejną pozycję zyskał dopiero piętnastym kółku wraz ze zjazdem Heidfelda. Generalnie należy powiedzieć, że następne pozycje były zyskiwane poprzez postoje poprzedzających go kierowców: Na dziewiętnastym Massy, kółko później Buttona i Coultharda, na dwudziestym drugim Schumiego i na następnym okrążeniu Fisiego. Dzięk temu, że zjechał co najmniej dwa kółka później od najgroźniejszych rywali, zyskał cztery pozycję. Wyjechał tylko za Buttonem, no ale jednak przed postojami tracił do Brytyjczyka przeszło piętnaście sekund. Cudów nie można było oczekiwać, ale różnica została zredukowana o połowę.

Na tym etapie wyścigu, podium było wręcz wymogiem dla Kolumbijczyka. Dlaczego aż tak? Kierowca z Bogoty jechał bardziej dotankowanym bolidem od Buttona i Schumacher, a mimo to nie dość, że trzymał ich tempo, to się do nich zbliżał. W momencie gdy wyścig dla Montoyi zaczął układać się idealnie, dla Kimiego, przez problemy z hydrauliką, się zakończył. Trzeba przyznać jedno – Mclarena, przed zwycięstwem w domowym wyścigu dostawcy silników, mogły powstrzymać trzy rzeczy: Kolizja, błąd któregoś z kierowców albo awaria.

Juana na podium było stać, ale absolutnie nie na zwycięstwo. Do Alonso tracił zdecydowanie za dużo, ale do swoich najbliższych rywali dojechał jeszcze przed ich pit stopami, a że zjechał

dopiero na pięćdziesiątym szóstym kółku – siedem później od Michalea i dziesięć od Jensona, nie miał problemu, by wskoczyć na drugie miejsce. Myślę jednak, że w tej sytuacji, tak jak i całego Mclarena, bardziej cieszyło by go trzecie, bo ten wyścig mocno krzyżował jego koledze z zespołu walkę z Alonso o mistrzostwo kierowców, a zespołowi walkę o tryumf w konstruktorce. Wszystko jednak ma swoje plusy: Montoya dzięki drugiemu miejscu zyskał jeden punkt więcej nad Schumacherem, niż jakby Fin dojechał do mety, ale było to marne pocieszenie w tej sytuacji. W tym wszystkim nie można zapomnieć o jednym – Podium Juan wywalczył sobie sam, i bez awarii Raikkonena by się na nim znalazł. Czapki z głów, Panie Montoya.

F1 | Juan Pablo Montoya - Najbardziej niedoceniany kierowca w historii?Where stories live. Discover now