2.5 - Niezawodność kluczem do klęski

3 0 0
                                    

9 czerwca 2002, GP Kanady – DNF. To był ostatni dzwonek dla Montoyi, aby rozpocząć pogoń za Michaelem. Był jednak pewien problem - było już bowiem miejsca ani na błędy, ani tym bardziej na awarię. Ferrari, przynajmniej w przypadku Schumiego, było do tej pory nieprawdopodobne. Niemiec, jako jedyny z całej stawki, do GP Kanady, ukończył wszystkie wyścigi i żeby jeszcze tego było mało, Schumacher za każdym razem finiszował na podium.

Sobota ponownie dała Kolumbijczykowi nadzieję. Drugi raz z rzędu zgarnął pole position, ale tym razem obok niego ustawił się już Michael. Na starcie udało zablokować Niemca, na dodatek na drugie miejsce wskoczył Barrichello, który jeszcze przed końcem pierwszego kółka znalazł się na prowadzeniu. Juan popełnił błąd w ostatniej szykanie i nieco rozpaczliwie bronił się, by nie uderzyć w ścianę mistrzów. Choć Rubens musiał o to prowadzenie do jedynki zawalczyć, bo moc silników BMW dała o sobie znać na dojeździe do jedynki, to Brazylijczyk jakoś szczególnie napocić się nie musiał.

Sytuacja przestała układać się idealnie, ale wciąż miała się dobrze. Dwa punkty to nie to samo co sześć, ale po pierwsze: Lepsze to niż nic, a po drugie: Był to raptem start wyścigu. Problem jednak w tym, że Montoya stopniowo tracił dystans do Rubensa. Owszem – wolniej niż Schumacher, ale ziarnko do ziarnka i z kilku dziesiątych na każdym kółku zrodziła się czterosekundowa różnica odnotowana na trzynastym okrążeniu, a Rubens wciąż kręcił rekordy wyścigu.

Sytuację w wyścigu trochę pomieszał Safety Car, spowodowany awarią silnika w bolidzie BAR prowadzonym przez Jacquesa Villeneuve. Kanadyjczyk zmuszony był przez to zatrzymać się w połowie najdłuższej prostej, a w tamtym miejscu nie dało się bezpiecznie uprzątnąć samochodu. Neutralizację, w postaci darmowego pit stopu, wykorzystał Juan. W bolidzie Williamsa, oprócz tankowania i wymiany jedynie tylnych kół, zmieniono nieco jego balans. Montoya wyjechał na piątym miejscu – Za Ralfem, a przed Coulthardem. Ferrari z przodu jechało po bezpieczny dublet, za nimi Raikkonen uzupełniał podium.

Czerwone samochody wykonały restart w dobrym stylu, natomiast Kimi się kompletnie zagapił. W punkcie pierwszego pomiaru czasu, czyli minięciu prostej start/mety, jego strata już wynosiła 2.1 do Barrichello i 1.4 do Schumiego. Długo jednak taki stan rzeczy się nie utrzymał – Okrążenie później trzeci był już Montoya, który wykorzystał błędy kolegi z zespołu i Fina w ostatniej szykanie i prześliznął się na trzecie miejsce. Różnica do Ferrari wynosiła jednak ponad pięć sekund, jednak pomimo dotankowanego bolidu, Kolumbijczyk był w stanie odjeżdżać Raikkonenowi, przy okazji powiększając dystans do obu bolidów spod znaku wierzgającego konia.

Na dwudziestym szóstym kółku, a więc w momencie zjazdu Rubinho na pierwszy z dwóch pit stopów, strata Montoyi przekraczał już piętnaście sekund do Brazylijczyka. Trzeba jednak tutaj coś zaznaczyć – Zjazd Barrichello oznaczał, że Ferrari obrało strategię, aby Michael i tak znalazł się przed kolegą z zespołu. Schumi jechał bowiem na jeden pit stop, który wykonał na trzydziestym ósmym kółku. Zamiast dwóch, szykowała się wiec strata czterech punktów do lidera klasyfikacji generalnej. Wraz ze zjazdem Michaela Juan co prawda objął prowadzenie, ale praktycznie w ogóle nie oddalał się od Niemca.

Sytuacja ta uległa zmianie dopiero tuż przed zjazdem Kolumbijczyka do boksu. Montoya już wtedy miał pewność, że skończy wyścig przed Barrichello, więc zaczął gonić, aby wyjechać jak najbliżej Schumachera. Juan fruwał po torze, ustanawiając najszybszy czas wyścigu na 1:15.960, ale w szczytowym momencie różnica wynosiła czternaście sekund. W trakcie boksu mechanicy ponownie wymienili mu tylko tylne opony, podobną praktykę zastosowano u Ralfa. Końcówka drugiego stintu była jednak zapowiedzią następnego – Montoya po pit stopie odrabiał do czterokrotnego mistrza świata jak szalony, ale to była zasłona dymna w wykonaniu Schumiego. Niemiec ponownie nabrał tempa i znów zaczął nabierać dystansu.

Jego ucieczka skończyła się na pięćdziesiątym szóstym kółku. Tak jest – wówczas to silnik BMW w bolidzie Juana wyzionął ducha. Przy zwycięstwie Schumachera, niestety oznaczało to realny koniec marzeń o tytule. Schumi po ośmiu wyścigach miał przewagę czterdziestu czterech punktów. To już było nie odrabialne. Pozostała więc walka o drugie miejsce w generalce, którą Montoya miał toczyć z Ralfem i Rubensem.

F1 | Juan Pablo Montoya - Najbardziej niedoceniany kierowca w historii?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz