Rozdział 7 "Szesnastka"

15 0 0
                                    

Wstałam jak zawsze rano, inaczej się czując. Dzielę pokój z Iką . Okleiła całe ściany w plakaty z jakimś amerykańskim aktorem. Ciągle nawija o nim, jaki on to nie wspaniały, jak pomaga innym etc.etc.. Wstałam i poszłam na śniadanie, na szczęście dziś nie była moja kolej gotowania i sprzątania. Współczuje osobom, które muszą to robić w sobotę lub piątek. Ja umiałam się ustawić, więc w życiu miałam kilka razy w piątek i parę w sobotę. Dzisiaj na śniadanie wyjątkowo były naleśniki. W przytułku dla sierot, było nas dwanaścioro, od dwunastego do siedemnastego roku życia. Sześć dziewczyn – Natalia, Charlottę, Julia, Roxie , Ja i Irys, oraz sześciu chłopców - Bill, Nathaniel, Bob, Brandy, Wilson i Emis. Dziś była kolej Roxie i Boba. Siadłam obok Irys i cierpliwie czekałam na kawę. Jest pewna zasada w sierocińcu, która mówi o tym, że dzieci od szesnastego roku życia mogą pić kawę. Właśnie dziś kończyłam te szesnaście. Pierwszy raz będą ją piła. To nic nadzwyczajnego, lecz ekscytacja nie opuszczała mnie ani na krok. 

-I jak smakuje? - spytała się Irys.
-Szczerze? Nic nadzwyczajnego. - nos jeszcze pobolewał, nie wspominając o żebrach.
-Nieźle wczoraj dostałaś, co? - powiedział, jakże uszczypliwy Wilson. Chłopak, szesnastolatek, bardzo wysoki. Z jego ze wzrostem mógł spokojnie, być gwiazdą koszykówki. Ciemne włosy zasłaniały mu niebieskie oczy. Według mnie do najładniejszych nie należał, lecz nie jedna do niego wzdychała. Gdy jego rodzice, się rozwiedli żadne go nie chciało, więc trafił tutaj. Will często wyżywał się na młodszych kolegach.
-Da się żyć. -wypuściłam ze świstem powietrze z płuc. Nie miałam po co płakać nad sobą. Już nie raz dostawałam od Jessici. Kiedyś popchnęłam ją niechcący na korytarzu, dopadła mnie potem w łazience. Musiałam im dać się pobić, dziwne by było, gdyby jakaś pluskwa z sierocińca pobiłaby sama grupkę dziewczyn. Może jak bym raz je pokonała dałyby mi spokój. Na te pytania nigdy nie znajdę odpowiedzi.

-Naleśniki! - krzyknęła Pani Lew. Na imię jednak miała Katrin Makin Nazywaliśmy ją tak, bo miała problemy z kiszkami. Za każdym razem, gdy była głodna lub zjadła coś ciężko strawnego jej brzuch burczał jak lew na sawannie. Pani Lew dobrze wiedziała, jak ją nazywamy, jej to nie przeszkadzało.
Wszyscy czekają na naleśniki. Zawsze pierwsi biorą dzieciaki, które mają po dwanaście, trzynaście lat. Więc jako jedna z najstarszych biorę ostatnia, z reguły zostaje mi jeden naleśnik, a młodym trzy. Dziś jednak nie miałam ochoty na naleśniki, więc oddałam Ice. Sama zjadłam kanapki z serem.
Dziś miałam dyżur w restauracji ,,Pod oliwką", jak co tydzień w sobotę i niedziele. W taki sposób zarabiam na nowy telefon. Został mi jeszcze miesiąc, czyli jak dziennie zarabiam 80 zł, 10 zł na godzinę, to w dwa dni zarobię 160 zł. Zostało mi 640 zł do całkowitej sumy 4000zł. Czasami zdarzyło się podebrać po 5 zł od dzieciaków w sierocińcu.

Po śniadaniu ubrałam się w strój do pracy, zrobiłam lekki makijaż i poszłam do pracy. Jak co tydzień musiałam umyć podłogę, zaparzyć kawę no i oczywiście obsłużyć klientów. Lokal jest malutki, więc dużo pracy nie miałam. Na zewnątrz pomalowany na żółto z czerwonym dachem. W środku ściany pomalowane na czerwono i niebiesko. Na ścianach wisiały plakaty z różnymi potrawami. Jak wchodziłam w TV leciał mecz footballu, a już od rana jakieś typy popijały alkohol. Stąd widziałam, że pili piwo z sokiem malinowym, słabiaki. Czas było nałożyć uśmiech na twarz. Wyciągnęłam mopa , nalałam wody do wiadra i zaczęłam znudzona myć podłogę.

-Naleśniki! -Krzykną Poul , gdy skończyłam myc podłogę. Nasz kucharz, grubiutki, nieco wyższy ode mnie. Ma z 45 lat a waży ponad setkę.
-Już idę! - krzyknęłam chowając mopa.- Dobry Poul! - nie zdążyłam się z nim dzisiaj jeszcze przywitać. -Jak się dziś miewasz? - spytałam chociaż widziałam, że odpowie: ok, a teraz do pracy!"
-Ok, a teraz do pracy! Stolik numer 4. - nie myliłam się. Wzięłam naleśniki i poszłam do stolika, a tam jak na złość Jessica i jej paczka. Cholera!
-Dzień dobry, u was wszystko w porządku? - spytałam od niechcenia.
-No popatrzcie kogo my tu mamy? - zaczęła Jess- Widzę, że się już nos goi. - Nos się wcale nie goił, ale powiedziała to, aby mi dopiec. -Oj przepraszam. - Mówiąc to, specjalnie wylała kawę na podłogę. Super, świeżo umyta podłoga. Poleciałam po mopa, kawa ciężko schodziła, ale w końcu mi się udało ją domyć. Gdy już miałam chować mopa, Jes spojrzała na mnie kpiąco i znowu wylała kawę.
-Zaraz mnie coś strzeli- mruknęłam pod nosem, lecz nagle Jess wstała.
-Przepraszam już wycieram! - Ja razem z jej koleżankami patrzyłyśmy się na nią z oczami jak pięciozłotówki.
-Jess co ty robisz? - spytała się Lola, i ona zaczęła wycierać podłogę. Stanęłam jak wryta.
-" Podoba Ci się? "- powiedział do mnie ten sam głos ze stołówki i z krzaków. - "Czekam na ciebie z tyłu, po pracy!" - Nie miałam pojęcia co chciał nieznajomy. Denerwowałam się, bo przecież był obcym.

The Sparks Of LifeWhere stories live. Discover now