3; Latające dorito w akcji

38 8 70
                                    

Blondwłosy chłopak upadł z huknięciem na  drewnianą, dosyć starą, podłogę. Długie nieprzemieszczenie się między wymiarami (a także nieodpowiednia ilość magii do tego) spowodowało, że nagle dostał nudności oraz silnego bólu głowy. Wiedział, żeby nie ufać temu idiocie! To pewnie był jego plan aby przenieść go gdzieś indziej, prawda? Pewnie miał już dość bezinteresowności, niezadbania... Miał dość jego. Jasnowłosy już od dawna miał gdzieś w głowie, że stał się bezużyteczny - jego wyrok zdecydowanie odbierał mu wiele "demonicznych" przywilejów oraz nawet podstawowych rzeczy dla nich. To był jeden z powodów dlaczego teraz znajdował się w ludzkiej formie, a nie w demonicznej. Przez bycie "takim" Bill poczuł coś, co człowiek uznałby za ukłucie w sercu. Zabolało go to, że jego najlepszy (były?) przyjaciel... miał go dość. Był świadomy jego zachowania - było ono okropne, od kiedy Axolotl go uwolnił. Nie spodziewał się jednak takiego wywalenia. Bez żadnego pożegnania, wyjaśnienia... Dopiero kiedy delikatnie się uspokoił, przypomniał sobie ten niefortunny upadek białowłosego. To ciut uspokoiło serce demona, lecz nie na długo. Kiedy usłyszał głośne odchrząknięcie, zdał sobie sprawę, że nie jest sam w pomieszczeniu, a wcześniej przywrócony spokój zupełnie odszedł w niepamięć.

Brunet stał naprzeciwko niego kierując w niego latarką z telefonu i kijem baseballowym, którym jego siostra wybiła okno parę lat temu, w wakacje. Złotooki rozpoznawał go, jak mógłby nie pamiętać? To był ten dzieciak, który zgotował mu piekło, który sprawił, że cierpiał. Sprawił, że stracił wszystko, sprawił, że... stał się nikim ważnym. To był słynny Dipper, Mason, Pines. Oddech siedzącego przyspieszył, tak samo jak bicie jego serca, które zyskał razem z obowiązkiem bycia "człowiekiem". W oczach zaczęły witać błyszczące łzy, z czasem płynące po jego policzkach. Demon jak najszybciej odsunął się pod ścianę, podkulając kolana pod brodę. Zakrył głowę swoimi rękoma, zaczynając się trząść. Bał się. Zdecydowanie bał się tego chłopaka, który kiedyś wyrządził mu krzywdę. Prawdę mówiąc - wiedział, że na to zasługiwał. Chciał obezwładnić cały wymiar, przejąć władzę. Oni tylko chcieli uratować miejsce, gdzie żyli, miejsce, które kochali. I to im się udało, nie mu. Im bardziej myślał, tym coraz bardziej tracił kontakt z rzeczywistością. Bolesne wspomnienia zaczynały powracać mu do głowy, sprawiając, że panikował coraz bardziej. Jedna myśl skakała za drugą uciekając z jego głowy, wyskakując i wskakując. Cała jego głowa była przepełniona całym złem, smutkiem i strachem. Wszystkie tortury będące jego karą, bycie prześladowanym przez innych więźniów, a nawet słowa, które mówił sam do siebie w momentach, w których było już naprawdę źle... Świadomość powróciła do niego, dopiero kiedy poczuł twardy dotyk na swoim ramieniu. Był to czubek kija, który trzymał Dipper. Podniósł swój przerażony, załzawiony, wzrok na niego.

Świadomość powróciła do niego dopiero kiedy poczuł twardy dotyk na swoim ramieniu.

— Shh... Obudzisz kogoś - szepnął brązowooki. — Kim jesteś...?

— Kim j-jestem? — powtórzył po nim, również ciszej, blondyn. Jego otwarte usta zastygły w miejscu, a on sam patrzył na bruneta.

— Ta... i jakim cholernym cudem znalazłeś się ot, tak w moim pokoju, co? — zadał kolejne pytanie, przykładając kij bliżej przestraszonego demona, próbując zakamuflażować swoją lekką panikę.

— N-nie pamiętasz mnie... — stwierdził niedowierzając.

— Powinienem?

— Przecież ja... Sosenko nie pamiętasz... Z-ZNACZY PINES. Pines... tak, Pines — poprawił się szybko. — To czysty przypadek, t-to nie moja wina, że tu jes--

Nie skończył mówić. Nie, że to Dipper się na niego rzucił, czy jego ciało sprawiło, iż zemdlał. Przestał czuć nacisk kija na swoim ramieniu, a także mina bruneta wyrażała nie złość, a raczej zaskoczenie. Nie tego się spodziewał. Myślał, że ten zaraz zacznie krzyczeć aby sprowadzić sobie pomoc. Cisza jednak trwała w pomieszczeniu, przytłaczając obojga. Nastolatek jednak przykucnął przy nie-demonicznym demonie, którego oddech cały czas był całkiem szybki. Zbliżył się jak najbardziej mógł, patrząc w oczy blondyna. Widoczne w nich było przerażenie, a także próba odbiegania wzrokiem od twarzy byłego wroga. Dipper przerwał ten moment "spokoju" i szybkim ruchem przewrócił Billa na podłogę, tak, aby leżał na plecach. Złapał obie jego dłonie, siadając mu na biodrach (lub nawet bardziej na brzuchu). Złotooki nie miał możliwości poruszenia się, a przynajmniej tak myślał młody Pines. Brunet stwierdził, że przynajmniej w jednej sprawie może być jak inni, idealni, chłopcy - chce chronić. Nie ważne czy skutecznie.

— FORD, STANLEY — zawołał swoich wujków po imieniu, co zdarzało się już wiele razy od kiedy wrócił do Gravity Falls.

Tymczasem uwięziony demon próbował wyrwać się. Ruszał swym człowieczym ciałem, próbując chociażby zepchnąć nastolatka z siebie. Zupełnie nie podobała mu się sytuacja, a przybywające ataki paniki nie pomagały mu. Łzy płynęły gęsto z jego oczu - obu złotych, lecz jedno posiadało cienką źrenicę, a drugą normalną. Cicho prosił o uwolnienie, ale Dipper nie słuchał. Przynajmniej nie wyglądał na słuchającego. Co chwilę wołał dorosłych, których kroki z czasem stawały się słyszalne. Bill bał się, nie był gotowy na spotkanie z wrogami. Co jeśli będą traktować go jak w tamtym więzieniu? Musiał uciec, wydostać się. Nie było tu Axolotla, który mógłby go uratować jak ostatnim razem.

Wziął wdech, co było nadwyraz trudne, po czym skupił resztki swojej mocy. Było jej naprawdę niewiele, lecz wystarczyło to aby stworzyć małą falę rozchodzącą się od niego. Odepchnęła ona nastolatka i ruszyła mniejsze rzeczy. Bill nie miał czasu na zwracanie uwagi na szczegóły. Podniósł się jak najszybciej, starając się ignorować niewyobrażalny ból głowy oraz oka płonącego, lichym, niebieskim płomieniem. Wskoczył na biurko, a zaraz później na parapet. W tym momencie otworzyły się drzwi a do pomieszczenia wbiegła dwójka mężczyzn w strojach do snu... oraz dziwną maszyną, wyglądającą jak pistolet. Widząc blondyna przy oknie, a także ich bratanka na podłodze niezbyt wiedzieli co się dzieje. Czas się kończył.

Demon nie myśląc wiele, wybił okno dłonią złożoną w pięść i zeskoczył na daszek niżej, a później na ziemie. Przez przeszywający ból nie udało mu się poprawnie zejść, upadł na bok. W głowie jednak cały czas miał myśl, aby jak najszybciej odejść stąd. Podniósł się chwiejnie, po czym ruszył w stronę lasu. Kiedy rozchodził ból z części ciała, zaczął biec na oślep. Nie widział przez wciąż wyczuwalny efekt teleportacji, użycie magii, a także po prostu przez łzy. Ze strony tajemniczej chaty słyszał tylko krzyki.

Odetchnął dopiero będąc daleko od chaty. Znał niebezpieczeństwa lasu, ale w tej chwili go nie obchodziły. Starał oddychać głęboko aby się uspokoić. Przetarł twarz, w celu pozbycia się łez. Z lekkim przerażeniem zauważył, że nie są idealnie przezroczyste - zmieszały się z czymś ciemnym, bordowym...

***

— Dipper kto to był? — spytał Ford, kiedy jego bliźniak pomagał nastolatkowi wstać.

— Nie jestem w stu procentach pewny... takie może dziewięćdziesiąt — wyprostował się, patrząc na swoich wujków. Wziął wdech. — To był Bill. Chyba. Nie wiem, zapamiętałem go jako latające dorito.

(1076 słów)

Normality | BillDipOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz