° 6 °

234 20 13
                                    

Wczesne wstawianie nie było dla Delii czymś nienormalnym. Ale kiedy budził ją wrzask sprzątaczki chodzącej po korytarzu i walącej w drzwi od pokoi, nie uważała tego za miłe powitanie w rzeczywistości.

Kolejną rzeczą którą ściągnęła ją na ziemię, to fakt że dziś miała pójść do ministerstwa. Podekscytowanie mieszało się z lekkim podenerowowaniem. Ostatni raz była tam mając zaledwie siedemnaście lat. Od tamtego czasu na pewno musiało się coś zmienić.

Podniosła się z łóżka i zrobiła kilka kroków w stronę walizki. Z każdym jej krokiem, drewniana podłoga wydawała długi skrzypiący dźwięk który był niemiły dla ucha. Delia zachodziła w głowę, jak wczoraj mogła na to nie zwrócić uwagi. Przez lekko nieszczelne okna podwiewał chłodny wiaterek. Ciemnowłosa zadrżała lekko kiedy powiew otoczył jej odkryte ramiona.

Westchnęła głęboko i z ubraniem w ręce poszła do łazienki by zrobić poranną toaletę. Formalny strój wydawał jej się najodpowiedniejszy. Czarne przylegające jeansy i biała koszula a na to płaszcz w którym przyjechała prezentowały się się elegancko, a jej było wygodnie i nie odczuwała dyskomfortu. Nie zamierzała się przecież stroić.

Ciemne włosy postanowiła spiąć w wyższego kucyka. Nawet jeśli chciała by był on schludnie zaczesany, nigdy się to nie udawało n tuż przy twarzy miała parę krótszych, ale nieregularnych kosmyków, których nie dało się spiąć. One żyły swoim własnym życiem i nic na to nie mogła poradzić. Kilka minut później wyszła na ulice biorąc głęboki wdech.

Ludzi było mniej niż wczoraj. Może wynikało to z faktu że o gdzie nie dziewiątej większość ludzi była już w pracy, a może nawet się  jeszcze do niej nie wygrało. Żywym krokiem ruszyła w stronę głównej ulicy.

Londyn nie zachwycał jej tak samo jak Nowy Jork. Tutaj czuła się inaczej. Znała to, a jednocześnie miała wrażenie, że widzi to po raz pierwszy. To miasto było mniesze niż te gdzie miała okazję pracować na codzień i miało zdecydowanie inny klimat. Może nieco mroczniejszy.

Wedle wskazówek otrzymanych w liście od tutejszych aurorów, do ministerstwa miała się dostać przy pomocy mugolskiej budki telefonicznej. Wydawało jej się to nieco komiczne, bo co miała by w niej zrobić, rozwalić dno ? Chwilę potem miała już wrażenie że pomyślała o tym w zbyt barażyński sposób.

Po wpisaniu odpowiednich cyfr, kabina zaczęła jechać powoli na dół, a jej miejsce zajęła kolejna która wzięła się niewiadomo skąd. Delia aż zaśmiała się do siebie i swoich myśli.

Ogrom sali w której się znalazła i ilość ludzi nie przytłoczyły jej ani trochę. Była przyzwyczajona do działania w tłumie. Większość jej zadań polegała na tym by aby wytropić sprawcę, musiała się wtopić w otoczenie.

- no nieźle...

Atrium w którym się znajdowała było ogromne. Z niemałym zafascynowaniem wpatrywała się w wysoki posąg stojący pośrodku przestrzeni w której się przemieszczali. Co jakiś czas nad jej głową przelatywała jedna ze służbowych sów. Panował tam szum niczym w ulu pełnym pszczół, a przez niego przebijał się głos mężczyzny sprzedającego Proroka Codziennego.

Delia stwierdziła że nie zaszkodzi jej jeżeli przeczyta parę miejscowych informacji więc przedzierając się przez tłum ruszyła w stronę stoiska.

- poproszę jeden egzemplarz !

- dwa galeony - odpowiedział ciemnowłosy a z tabliczki na piersi wynikało, że nazywa się Marley. Zmierzył kobietę przelotnym spojrzeniem i wyciągnął egzemplarz z nowej paczki.

W tym samym czasie ślizgonka wygrzebała z kieszeni podaną kwotę i zapłaciła, odbierając swoją gazetę. Chwilę potem jej miejsce przy stoisku zajęła przysadzista czarownica o piskliwym głosie.

Ciemnowłosa ruszyła dalej spoglądając na pierwszą stronę gazety. Prychnęła widząc wybijajacy się czarny nagłówek " Grindelwald w ukryciu. Czy to jego kolejna sztuczka ?"

Imorston zaskoczyło jak mało było wiadomo tu o tym czarnoksiężniku. Sądziła że może będzie  nieco informacji ale jej nadzieję spełzły na niczym.

Nie bez powodu mnie tu wezwali ...

Rozglądając się wokół zastanawiała się, gdzie jest biuro aurorów, bo to właśnie z jego szefem miała się dziś spotkać w celu omówienia ich współpracy. Naprawdę w głębi ducha liczyła że będzie to ktoś kompetentny.

Delia dowiedziała się gdzie iść po zapytaniu jednego z pracowników ministerstwa. Ten, choć niechętnie, wskazał jej drogę. Nie umknęło jej uwadze że czarownica przyglądała jej się dłużej niż to było konieczne. Chyba nie mieli więc wielu gości, a przynajmniej takie wrażenie odniosła.

Rzekomo wspomniane biuro znajdowało się na końcu jednego z długich korytarzy wskazanych przez kobietę. Delia za jej poradami ruszyła w tamtym kierunku w międzyczasie przeglądając gazetę.

- harce chochlików konwalijskich w departamencie spraw zagranicznych - przeczytała z niedowierzaniem ze ktoś mógł pisać o coś takim w gazecie. Ludzie chyba rzeczywiście woleli mówić o wszystkim tylko nie O tym co ważne.

Kolejne tytuły wydawały się jej coraz to śmieszniejsze. Ucieczka goblina z Banku Gringotta. Deficyt łamaczy zaklęć. Dziesięć domowych sposobów na odpedzenie mrocznej atmosfery...
To wydawało się Delii wręcz absurdalne.

- Salazarze, co to jest...

Podczas lektury niezbyt ciekawego artykułu o łamaczach klątw, a raczej ich braku, nie zauważyła, że z pomieszczenia na końcu korytarza ktoś wyszedł i szybkim krokiem szedł w przeciwnym kierunku do niej. 

Delia zorientowała się o obecności innego czarodzieja, dopiero kiedy się zderzyli. Uniosła gniewnie spojrzenie błękitnych tęczówek znad gazety i omiotła nim mężczyznę.

Ciemne włosy były ułożone bardzo schludnie, miał przystojną twarz, a w jasnych oczach czaiły się wesołe iskierki.

- pani wybaczy, nie zrobiłem tego umyślnie  - przeprosił od razu z lekkim uśmiechem 

Delia nie miała na tyle dobrego humoru co mężczyzna.

- to raczej logiczne - powiedziała oczywistym tonem - wolę nie widzieć jak się zachowuje szef tutejszego wydziału skoro jego pracownicy odstraszają swoim zachowaniem potencjalnie zainteresowanych - prychnęła cicho.

Te słowa nieco zdziwiły Tezeusza. Mógł przysiąc że nigdzie nie widział tej kobiety, choć w pewien sposób wydawała mu się nawet  znajoma.

- szkoda sobie strzelić języka na takiego człowieka, pewnie to jakiś stary dziadek - mruknęła pod nosem składając gazetę i wkładając ją do jednej z obszerniejszych kieszeni czarnego płaszcza. - w dodatku z brakiem wiedzy.

Scamander miał ochotę się zaśmiać na jej dziwne refleksje, ale powiedział jedynie z lekkim uśmiechem.

- myślę że szef nie byłby zadowolony słysząc Pani opinię - powiedziała wkładając ręce do kieszeni marynarki.

- zadowolony, nie zadowolony. Wszystko jedno. Nie zmienia to faktu że jest niedoinformowany

Auror uniósł nieco brwi.

- coś nie sadze bym był niedoinformowany. Może Pani wejdzie do biura?

Aurorów nigdy za wiele · Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now