° 1 °

377 32 16
                                    

- pamiętajcie, te egzaminy zaważą na waszej przyszłości !

Ostry głos nauczyciela przeszły ciszę sprowadzając Delię na ziemię. Nie lekceważyła sobie słów Albusa Dumbledore'a. Szczerze to był jeden z niewielu nauczycieli którzy umieli powiedzieć coś po " ludzku " bez wyolbrzymiania.

- w środę odbędą się konsultacje zawodowe, które pozwolą wam wybrać zawód odpowiedni dla was i waszych predyspozycji - mówił patrząc uważnie na każdego po kolei - żeby nie skończyło się tym, że wybitny eliksirowar zostanie barmanem w Dziurawym Kotle

Większość uczniów zaśmiała się cicho na tę uwagę. Nagle jeden z puchonów podniósł dłoń a profesor skinął głową dając mu głos

- czy Pan profesor mógłby doradzić coś bez wnikliwej rozmowy ?

Mężczyzna uśmiechnął się i przejechał dłonią po włosach 

-cóż panie Scamander, myślę, że Pan byłby dobrym aurorem.

Resztą uczniów postanowiła skorzystać ze swojego szczęścia i po chwili profesor był zasypany pytaniami. Widząc ilość chętnych, Dumbledore zaczął czytać po kolei z listy uczestników lekcji. Imorston była bardzo ciekawa co jej przypadnie. Liczyła na coś bardziej spektakularnego niż pracownik biura wykroczeń ( jak Lydia Bernie ) albo dziennikarka, jak Aurelia Skeeter.

- teraz panna Imorston - powiedział głośno mężczyzna przekrzykując gwar panujący w klasie. Spojrzeniem przenikliwych niebieskich oczu, szukał dziewczyny w ławkach.

- tu profesorze ! - powiedziała pewnie, podnosząc rękę nad małym tłumkiem.

Dumbledore zawiesił na niej chwili wzrok, zamyślając się. W tym samym czasie dziewczynę zjadało podekscytowanie na myśl o możliwych odpowiedziach.

- sądzę, że podobnie jak Pan Scamander - tu spojrzał przelotnie na ciemnowłosego prefekta - najlepiej pani nadawała by się na aurora.

I po tym przszedł do wyczytywania kolejnych osób, zostawiając Delię niesamowicie szczęśliwą z werdyktu. Spojrzała kątem oka na Tezeusza, jednak tamten był zajęty notowaniem czegoś w zeszycie.

Wtedy postawiła sobie jeden cel. Skoro oboje mieli predyspozycje na aurorów, to ona zamierzała być tym lepszym.

***

-jeju, mamo - jęknęła dziewczyna ze zdegustowaniem.

Dwie kobiety stały w holu, ich średniej wielkości domu. Starsza z nich poprawiała co rusz ułożenie szaty.

- wybacz kochanie - Grace uśmiechnęła się do córki przepraszająco. Delia nie umiała się opanować i Odwzajemniła uśmiech a jej rysy stały się łagodniejsze.

- nic się nie dzieje - powiedziała - tylko moja szata leży już dobrze.

Obie zaśmiały się cicho.

- No to leć Del i pokaż, kto jest najlepszy. Dziękuję że mnie odwiedziłaś

Ciemnowłosa uśmiechnęła się i odsunęła od matki. Pomachała jej lekko i wyszła przez duże, drewniane drzwi wejściowe otworzone przez skrzatkę.

Jak na miejscowość położoną przy granicy z Kanadą, było tu zadziwiająco pięknie i ciepło. Może była to zasługa czarów ale to nie dawało żadnego uszczerbku na pięknie. Wszechobecne drzewa i jeziora sprawiały że te niemagiczne cuda były niesamowite. Delia uwielbiała tutejszą atmosferę. Kiedy przeprowadziła się z matką z Anglii, obawiała się że zabraknie jej tak dzikich widoków. Ale nie mogła tu być wiecznie. Przeczesała dłonią ciemne, proste włosy i z cichym trzaskiem teleportowała się.

Nowy Jork jak zwykle tętnił życiem czy tego ktoś chciał czy nie. Delia wylądowała w jednym ze znanych sobie zaułków, by nie zwrócić uwagi żadnych mugoli. Jako auror najbardziej musiała przestrzegać zasady tajności. Podeszła do wyjścia z wąskiej uliczki i rozejrzała się.

Po ulicach, w każdą ze stron szły tłumy ludzi. Na chodnikach leżały podeptane ulotki mówiące o wyborach. Imorston miała wrażenie jakby nagle znalazła się w ulu pełnym pszczół. Wyszła na chodnik przy głównej ulicy i ruszyła w doskonale znanym sobie kierunku.

Wollworth Building nie wyróżniał się niczym specjalnym. Dla Delii był on już w zupełności normalnym widokiem i nie budził w niej podziwu. Łukowate wejście było gęsto zdobione drobnymi płaskorzeźbami. Wejście do magicznej części budynku, gdzie znajdował się Magiczny Kongres Stanów Zjednoczonych Ameryki, prowadziło boczne wejście tuż obok dużych obrotowych drzwi. Stał tam mężczyzna który wpuszczał jedynie wtajemniczonych w istnienie magii.

Po wejściu ciemonowłosa ruszyła na schody prowadzące na piętro. O ile budynek z zewnątrz nie robił na niej wrażenia, to w środku już tak. Nad schodami wisiał ogromny zegar który z każdej z czterech stron miał wskazówki. Ich położenie co chwila się zmieniało. Przeszklone okienka sięgały kolumnami wysoko, a przez nie wpadało równie dużo światła że dziewczyna przymrużyła na chwilę oczy.

Zmierzała do jednej z dwóch wind,mając przed sobą wielkich rozmiarów zdjęcie pani prezydent. Już miała wchodzić do windy kiedy usłyszała krzyk.

- Imorston, zaczekaj !

Odwróciła się i zobaczyła biegnącego w jej stronę pulchnego mężczyznę. W rękach trzymał teczki z których wystawało pełno papierów. Zatrzymał się przed nią zdyszany i oparł jedną dłoń na kolanie chcąc złapać oddech.

- co jest, Hosting ?

Mężczyzna otarł z czoła drobne kropelki potu, czym mocno niecierpliwił Delię. Dziewczyna czuła jak serce jej wali w piersi. Nie wiedziała czy to ze stresu czy strachu, a może obu naraz. W końcu odezwał się i sprawił tym, że jasnooką zmroziło.

- Graves chce Cię widzieć u siebie w biurze.

Aurorów nigdy za wiele · Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now