° 5 °

257 18 10
                                    


Na początku chciała bym bardzo podziękować za ponad 100 wyświetleń pod tą książką. Niesamowicie Mnie to cieszy i bardzo motywuje do dalszego pisania, bo przyznam że raz już zaczęłam wątpić hah
Żeby to pisać namówiła mnie wspaniała volatille której dziękuję ❤

*************

Dwa dni później wszystko już było gotowe. Jedynym co zdziwiło ciemnowłosą, to fakt że żeby dostać się do Anglii nie skorzysta z teleportacji a ze świstoklika. Jak zapytała dlaczego tak, odpowiedzieli że nie chcą ryzykować rozszczepienia przy tak długiej i ważnej podróży. Po tym już nie protestowała bo miało to sens. Czując narastające podniecenie na pewno nie umiała by się skupić na tyle żeby dotrzeć na inny kontynent w jednym kawałku.

Ze sobą zabrała najważniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy i nic poza tym. Z ciężkim sercem wyszła ze swojego mieszkanka i zabezpieczyła je kilkoma zaklęciami mając na względzie przede wszystkim mugolskich złodziei. Wolała nie widzieć jaka kara by ją spotkała gdyby nagle jakiś niemag zaczął by sprzedawać eliksir słodkiego snu, a ona przypadkiem miała by okradzione mieszkanie. Aż się wzdrygnęła na samą tę myśl. Odchodząc schowała różdżkę do kieszeni i nie obejrzała się do tyłu.

Tym razem nie zwracała zbytnio uwagi na to co się działo wokół. Przez to mało brakowało a została by stratowana przez konia którego umaszczenie miało śliczny kasztanowy kolor. Zupełnie jak włosy jej matki.

Właśnie. Jej matka. W ciągu tych dni zdążyła dostać kilka listów od niej ale żadnego nie otworzyła by przeczytać. Patrzyła tylko na nie z dziwną mieszanką smutku i zniesmaczenia.

Wyjechał do Rumunii odpocząć od pracy

No jasne, co jeszcze. Delia aż się wzdrygnęła na co jakiś mężczyzna idący obok, spojrzał ja nią jak na trędowatą. Faktem było że w Nowym Jorku cokolwiek co odbiegało od normy, było odbierane jako coś dziwnego. Niemagowie mieli to do siebie, że uwielbiali węszyć tam gdzie ich nie było trzeba. Przysparzało to ministerstwa wielu problemów.

Tego dnia pogoda była koszmarna. Na niebie kłębiły się ciemne burzowe chmury i co jakiś czas dało się usłyszeć cichy grzmienie. Tłumaczyło by to fakt że większość ludzi ma ze sobą parasole. Imorston przyspieszyła nieco kroku nie chcąc zmoknąć. Brązowa podróżna walizka zakołysała się kiedy kobieta przez przypadek uderzyła w nią kolanem, przeciskając się przez ciasny tłum ludzi ubranych w peleryny przeciwdeszczowe. Momentami jasnooka miała wrażenie jakby mrok pogłębiał się coraz bardziej.

Wiatr zawiał gwałtowniej podrywając do lotu zdeptane ulotki. W powietrzu ewidentnie było czuć że lada moment zacznie się ulewa. Delii wcale nie pocieszać fakt że chwilę potem poczuła na karku krople wody a kolejne w małym odstępie czasu padały na jej ciemny płaszcz. Szybki krok zmienił się w wolny bieg, kiedy zobaczyła budynek gdzie znajdowało się ukryte ministerstwo magii.

Wchodząc do środka miała już częściowo mokre włosy a pojedyncze kosmyki przykleiły jej się do twarzy z której spływały kropelki deszczu. Zanim weszła do środka, zdążyło się już porządnie rozpadać a ona jednak nie zdążyła uniknąć zmoczenia. Wyciągnęła z kieszeni różdżkę i idąc po schodach, doprowadziła się do suchego stanu. Poczuła się znacznie lepiej i komfortowo, więc lekki uśmiech zagościł na jej twarzy.

Nie musiała iść daleko bo już na szczęście schodów czekał na nią jej szef, patrząc zniecierpliwiony na zegarek na ręce. Kiedy tylko zobaczył ją, ożywił się rozkładając ręce.

- Imorston, spóźniłaś się - powiedział odwracając się do reszty pracowników mówiąc coś im cicho.

Ładne mi powitanie jak na wysłanie na beznadziejną misję.

Ślizgonka z trudem opanowała się by nie wywrócić oczami i poprawiła nieco płaszcz. W tym samym momencie mężczyzna zwrócił się w jej kierunku.

- proszę za mną.

Delia szła tamtą drogą pierwszy raz w swoim życiu. Podejrzewała że może to być jedno z tajniejszych miejsc w całym budynku. Jednak nie to miało być dla niej najdziwniejsze w tym wszystkim. Kiedy weszli do niezbyt dużego pomieszczenia pełnego regałów z księgarni oprawionymi w skóry, czekało na nią coś co jeszcze bardziej wprawiło ją w osłupienie.

Pani prezydent stała odwrócona w stronę okna z rękami założonymi na piersi. Słysząc wchodzących, odwróciła się w ich stronę i spojrzała uważnie. Dla młodej auror było to niecodzienne spotkanie. Te kobietę widziała jedynie na plakatach A na żywo zdecydowanie mniej. Podziwiała ją, że jako kobieta potrafiła dojść tak wysoko we władzy.

- Pani prezydent, Delia Imorston. Wybrany auror - powiedział Greves podchodząc do kobiety.

Serafina spojrzała uważnie na ciemnowłosą po czym powiedziała

- mam nadzieję  że współpraca między amerykańskim i brytyjskim ministerstwem będzie owocna. Powodzenia -  uśmiechnęła się lekko.

Delia Odwzajemniła ten gest, Ale czuła jak jej śniadanie wraca się z powodu stresu który zaczęła odczuwać. Percival wręczył jej dokumenty i zapieczętowany list. Nawet jakby chciała go przeczytać to i tak by nie mogła przez zabezpieczenia rzucone przez szefa biura aurorów.

- została minuta do przeskoku.

Wzrok dziewczyny powędrował do biurka gdzie stała mała szklana butelka. Była jedynym przedmiotem który stał na ciemnym meblu przez co doszła do wniosku że to jest właśnie jej świstoklik.

- podejdź i weź butelkę - zalecił mężczyzna.

Tak też; zrobiła czuła jak przedmiot lekko wibruje i z każdą sekundą coraz mocniej by ostatecznie porwał ją ze sobą. Nieprzyjemne uczucie w żołądku i szarpnięcie w okolicach pępka było ostatnim co poczuła w Ameryce.

Delia wola sobie nie widzieć co pomyśleli mugole widząc jak nagle znikąd pojawia się ktoś z butelką w ręce i się zatacza. Z trudem hamowała też odruch wymiotny. Po tym stwierdziła że zdecydowanie nie lubi tego typu podróży. Prze chwilę kręciło jej się głowie i gdy tylko to minęło rozejrzała się.

Była w niemagicznej części Londynu. Wszędzie krzątali się ludzie patrząc na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Może dlatego że ona sama była potwornie blada, a może dlatego że trzymała w ręce butelkę jak po piwie i ledwo trzymała się na nogach.

W oczy rzucił się się jeden szyld. Dziurawy Kocioł był czymś co było od zawsze, kiedykolwiek by się nie przyszło. Uważając zrobiła kilka kroków a potem, już normalnie, podeszła do drzwi i otworzyła je.

Niechlujność niektórych część i pomieszczenia odrzucał. Światło rzucały nieliczne świece a powietrze było przesiąknięte dymem. Przez chwilę Delia zastanawiała się czy źle widzi po podróży czy może jest tak rzeczywiście. Spojrzała na zegarek według którego była właśnie godzina czternasta. No tak, zmiana czasu.

Podeszła do lady za którą stał niski mężczyzna w stroju barmana.

- czy mogłabym prosić jednoosobowy pokój?

Póki co wolała nie podawać powodu swojego pobytu albo skąd jest. Tamten spojrzał na nią uważnie i wręczył jej kluczyki.

- 5 galeonów za noc.

Imorston westchnęła i podała mu odliczone złote monety. Będzie musiała wspomnieć Greves'owi po powrocie że musi lepiej przemyśleć kwestie budżetu.

Jej pokój nie oszałamiał pięknością. Był schludny i czysty. Łóżko stało zaraz przy oknie i miała czystą ( przynajmniej miała nadzieję ) pościel w kolorze lawendy. Po szafkach było widać upływ czasu. Kanty były poprzecierane a w niektórych miejscach było nawet ponadpalane co ją zdziwiło ale wolała w to nie wnikać.

Położyła walizkę na ziemi i położyła się na łóżku wpatrując się w sufit. Chłodne dłonie splotła na piersi i westchnęła.

Była w Anglii. Już jutro miała spotkać się z tutejszym szefem biura aurorów i mieli zacząć owocną współpracę by schwytać Gellerta Grindelwalda. Miała nadzieję że będzie współpracować z kimś kompetentnym i odpowiedzialnym A nie narwanym jak to czasem bywało. Wszystko szło tak jak sobie cicho wymarzyła. Może nawet zbyt idealnie.

Aurorów nigdy za wiele · Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz