Dojechałam na miejsce. Ze stresu wolałam nawet nie rozmawiać z Owenem, a jak to on, musiał z rana dzwonić. Próbował trzy razy, nie odebrałam żadnego. W końcu chyba się poddał.
Wysiadłam, bardzo powoli. Po raz pierwszy jazda na wybieg samicy Indominusa trwał zaledwie pięć sekund. Zazwyczaj dłużył mi się w nieskończoność. Zamknęłam drzwi pewna obaw. Patrzyłam za czarnym Mercedesem dopóki ten nie zniknął. Właśnie odjechała moja jedyna deska ratunku. Gdzieś tam z tyłu głowy wiedziałam, że jeśli Inez naszłaby ochota na demolkę to nawet w pomieszczeniach obok padoku nie byłabym bezpieczna. Jest to drapieżnik, który kieruje się rządzą mordu kiedy najdzie go taki kaprys. Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że dotychczas obchodziłam się z samicą jak z dużym psem, a jednak jest ona niebezpiecznym stworzeniem. Dlaczego dopiero teraz to do mnie doszło? Czyżby właśnie to Mel mnie w tym uświadomiła? A może po prostu byłam zbyt pewna swego i nie wierzyłam w porażkę w postaci pożarcia?
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w środku wentylowanego pomieszczenia. Od razu w moje oczy rzucił się pan puszysty, który właśnie szedł z nową paczką swojego niezbyt zdrowego śniadania. Oczywiście w ręku trzymał mrożoną kawę. Pokręciłam głową z obrzydzeniem. Właśnie wyobraziłam sobie ile kalorii dziennie przyjmuje ten człowiek. Oczywiście nie chciałam tutaj nikogo obrażać, bo sama byłam kiedyś pulchna, ale jednak takie obżeranie w pracy i to w dodatku na siedzącym miejscu zapewne kiedyś go zabije. Cholesterol i te sprawy.
Wzięłam oddech i zaczęłam szukać laboratorium. Skoro pan Masrani mówił, że siostra Inez jest trzymana w specjalnym płynie, który pozwala jej przeżyć, to zapewne znajduje się ona w laboratorium. Im bliżej byłam tego ogromnego pomieszczenia tym częściej mijali mnie naukowcy w białych kitlach, niczym doktorzy, jednak oni wściubiali swoje nosy w zapiski o nowych kodach genetycznych. Na szczęście nikt nie przejmował się moją osobą. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi, lecz w towarzystwie Mel było kiedyś było to niemożliwe. Tej kobiety wszędzie było pełno przez co czasem i ja cierpiałam.
- Judy Murphy? - zapytała jakaś kobieta o wiśniowych włosach. A przynajmniej na takie wyglądały przy tym sztucznym świetle. Miała jednak przyjemny wyraz twarzy i mogła być o dziesięć lat ode mnie starsza. Przytaknęłam, a gdy to zrobiłam podała mi rękę. - Alice Verr.
- Miło mi? - powiedziałam niepewnie i starałam sobie skojarzyć, czy już kiedyś mogłam widzieć tą kobietę tutaj. Chyba jednak nie.
- Spokojnie, jestem tutaj tylko dlatego, bo od dzisiaj zaczniemy współpracować. - wyjaśniła z lekkim uśmiechem i zaczęła iść w głąb laboratorium, jakieś pięć kroków dalej machnęła za mną abym szła za nią. Ruszyłam z miejsca niczym koń wyścigowy i dogoniłam ją chwilę później.
- Jak mniemam zajmujesz się tą drugą samicą Indominusa. - zaczęłam.
- Dobrze myślisz, Sherlocku. - przytaknęła śmiejąc się pod nosem. - Kiedy ty siedzisz na powierzchni i ryzykujesz życie, aby zbliżyć się do naszej hybrydy, ja siedzę sobie tutaj i programuję jej siostrę aby zbliżenie się do niej nie było ostatnimi krokami w twoim życiu. - powiedziawszy to wklepała kod i metalowe drzwi rozsunęły się na dół. Zamarłam.
Pomieszczenie było ogromne, niemal tak duże jak wybieg Inez na powierzchni. Różne stanowiska przy których kręcili się naukowcy. Niektórzy przelewali jakieś płyny w menzurkach, próbówkach i innych tych dziwnych naczyniach laboratoryjnych, do których ja głowy nie mam.
Jednak to dlaczego tutaj byłam stało na końcu. Podchodziłam do niej z otwartą buzią i miękkimi nogami. Jeśli wspominałam już kiedyś o tym, że to Inez powalałam mnie swoim pięknem, oczywiście unikalnym, to tutaj dosłownie mogli mi już oczy wydłubać. Jej siostra, była większa i bardziej umięśniona. Może to zwyczajnie zasługa tych różnych płynów, w których była trzymana? Od reszty laboratorium była odgrodzona jedynie przeszkloną szybą z wywietrznikami. Tak samo jak Inez miała dużo roślinności i padoku do biegania.
YOU ARE READING
I Am Alpha #1
FanfictionNikt nie starał się jej nawet zrozumieć. Widzieli w niej tylko maszynę do zabijania, która została stworzona z pomieszania najgorszych, a zarazem najlepszych genów. Tym razem ja miałam być alfą.