Dwadzieścia minut później obejmowała się z Caroline Wilson szlochając sobie w ramiona. Bo Caroline straciła swojego syna, a Channel miłość swojego życia.Stały z nadzieją, że to może jedynie okropny sen, że może zaraz się obudzą i Channel zobaczy Colina jedzącego śniadanie w kuchni. Że może będzie tak jak kiedyś.
Ale nic już nie miało być tak samo. Przynajmniej tak się zdawało.
Caroline wpatrywała się w osobę, która zasuwała czarny worek z ciałem jej dziecka, nie pojmując dlaczego Bóg zabrał jej dwoje dzieci.
Dlaczego akurat jej? Dlaczego akurat Carmen i Colin?
Łza spływała jedna po drugiej i nie mogła ich opanować. Spływały po sobie jak wodospad. Były one nie do zatrzymania.
A Channel White nawet nie była zdolna do wpatrywania się w czarny worek. Wtulała się w ramię Pani Wilson i wypłakiwała. Sprawiła, że płaszcz Pani Caroline był cały mokry i zostały na nim ślady tuszu, ale one się tym nie przejmowały. Cieszyły się, że miały siebie. Bo wiedziały, że mogą na siebie liczyć.
***
Channel White całą noc spędziła nad płakaniem w poduszkę lub bezczynnym leżeniem i patrzeniem się w sufit, a także przeglądaniu starych zdjęć z Colinem. Widziała go na tych zdjęciach uśmiechniętego, a łzy samowolnie jej zaczęły ponownie lecieć. Szybko przetarła policzki dłońmi i uśmiechnęła się lekko, przejeżdżając ręką po sylwetce Colina.
– Będę silna, dla Ciebie. Nie poddam się, obiecuję. Wiem, że byś tego chciał, abym się nie poddała. – wypowiedziała cicho i schyliła się do fotografii i pocałowała ją po czym odłożyła do szkatułki, której wieczko później zamknęła.
Podeszła do wiszącej szafki i wspięła się na krzesełko, aby móc odłożyć szkatułkę na właściwe miejsce. Półka wisiała zbyt wysoko jak dla niej, więc to zawsze Colin wszystko z niej zdejmował bo dosięgał bez stawania na krzesełko czy biurko.
Zmyła z siebie cały makijaż, który był już porozmazywany i waciki zużyte wrzuciła do kosza pod biurkiem. Związała włosy jeszcze w byle jakiego kucyka i wyszła z pokoju aby udać się do kuchni.
– Jak się czujesz, słońce? – usłyszała cichy głos, który należał do jej przyjaciółki.
Chloe Price, najlepsza i niezastąpiona przyjaciółka Channel. Zaczęły się przyjaźnić już w trzeciej klasie podstawówki i przyjaźniły się do dzisiaj, do trzeciego roku na studiach.
Trochę wyższa niż Channel, blondynka z różowymi końcówkami, objęła dziewczynę, aby pokazać jej, że zawsze jest i będzie przy niej, nie ważne co by się działo.
– Nie jest źle. – uśmiechnęła się smutno Channel i spojrzała w zielone tęczówki dziewczyny, które także były smutne, całe jej policzki czerwone, a oczy opuchnięte najprawdopodobniej od płaczu.
Okłamała ją, bo Channel nie czuła się dobrze w żadnym stopniu. Ona była rozbita w każdym calu, nie wiedziała co może ze sobą zrobić, ale wiedziała, że Colin nie chciałby aby się załamywała. Dlatego też postanowiła ogarnąć się i być silną.
Ściągnęła ramiona Chloe ze swoich barków i udała się do kuchni. Weszła do pomieszczenia i otworzyła szafkę, przeglądając jej zawartość, aż znalazła butelkę tego czego chciała.
Chwyciła pełną butelkę wina i nalała do kieliszka. Zabrała lampkę wina do pokoju, zamykając się na klucz gdyż jedyne czego teraz potrzebowała to spokoju. Potrzebowała kojącej ciszy, która ironicznie teraz była najgłośniejszym hałasem.