Rozdział 2

35 12 4
                                    




Dwadzieścia minut później obejmowała się z Caroline Wilson szlochając sobie w ramiona. Bo Caroline straciła swojego syna, a Channel miłość swojego życia.

Stały z nadzieją, że to może jedynie okropny sen, że może zaraz się obudzą i Channel zobaczy Colina jedzącego śniadanie w kuchni. Że może będzie tak jak kiedyś.

Ale nic już nie miało być tak samo. Przynajmniej tak się zdawało.

Caroline wpatrywała się w osobę, która zasuwała czarny worek z ciałem jej dziecka, nie pojmując dlaczego Bóg zabrał jej dwoje dzieci.

Dlaczego akurat jej? Dlaczego akurat Carmen i Colin?

Łza spływała jedna po drugiej i nie mogła ich opanować. Spływały po sobie jak wodospad. Były one nie do zatrzymania.

A Channel White nawet nie była zdolna do wpatrywania się w czarny worek. Wtulała się w ramię Pani Wilson i wypłakiwała. Sprawiła, że płaszcz Pani Caroline był cały mokry i zostały na nim ślady tuszu, ale one się tym nie przejmowały. Cieszyły się, że miały siebie. Bo wiedziały, że mogą na siebie liczyć.

***

Channel White całą noc spędziła nad płakaniem w poduszkę lub bezczynnym leżeniem i patrzeniem się w sufit, a także przeglądaniu starych zdjęć z Colinem. Widziała go na tych zdjęciach uśmiechniętego, a łzy samowolnie jej zaczęły ponownie lecieć. Szybko przetarła policzki dłońmi i uśmiechnęła się lekko, przejeżdżając ręką po sylwetce Colina.

– Będę silna, dla Ciebie. Nie poddam się, obiecuję. Wiem, że byś tego chciał, abym się nie poddała. – wypowiedziała cicho i schyliła się do fotografii i pocałowała ją po czym odłożyła do szkatułki, której wieczko później zamknęła.

Podeszła do wiszącej szafki i wspięła się na krzesełko, aby móc odłożyć szkatułkę na właściwe miejsce. Półka wisiała zbyt wysoko jak dla niej, więc to zawsze Colin wszystko z niej zdejmował bo dosięgał bez stawania na krzesełko czy biurko.

Zmyła z siebie cały makijaż, który był już porozmazywany i waciki zużyte wrzuciła do kosza pod biurkiem. Związała włosy jeszcze w byle jakiego kucyka i wyszła z pokoju aby udać się do kuchni.

– Jak się czujesz, słońce? – usłyszała cichy głos, który należał do jej przyjaciółki.

Chloe Price, najlepsza i niezastąpiona przyjaciółka Channel. Zaczęły się przyjaźnić już w trzeciej klasie podstawówki i przyjaźniły się do dzisiaj, do trzeciego roku na studiach.

Trochę wyższa niż Channel, blondynka z różowymi końcówkami, objęła dziewczynę, aby pokazać jej, że zawsze jest i będzie przy niej, nie ważne co by się działo.

– Nie jest źle. – uśmiechnęła się smutno Channel i spojrzała w zielone tęczówki dziewczyny, które także były smutne, całe jej policzki czerwone, a oczy opuchnięte najprawdopodobniej od płaczu.

Okłamała ją, bo Channel nie czuła się dobrze w żadnym stopniu. Ona była rozbita w każdym calu, nie wiedziała co może ze sobą zrobić, ale wiedziała, że Colin nie chciałby aby się załamywała. Dlatego też postanowiła ogarnąć się i być silną.

Ściągnęła ramiona Chloe ze swoich barków i udała się do kuchni. Weszła do pomieszczenia i otworzyła szafkę, przeglądając jej zawartość, aż znalazła butelkę tego czego chciała.

Chwyciła pełną butelkę wina i nalała do kieliszka. Zabrała lampkę wina do pokoju, zamykając się na klucz gdyż jedyne czego teraz potrzebowała to spokoju. Potrzebowała kojącej ciszy, która ironicznie teraz była najgłośniejszym hałasem.

Fleeting HappinessWhere stories live. Discover now