Rozdział 1

49 15 4
                                    




Leżeli na zimnej ziemi wpatrując się w czarne niebo, które było okryte milionami błyszczących się punkcików. Leżeli jedynie w bieliźnie, ale zdawało się, że nawet to im nie przeszkadza bo byli razem. A będąc razem, nic innego nie miało znaczenia.

Dziewczyna naciągnęła na siebie czarny koc i po chwili wypuściła dym z ust, który zaczął się rozchodzić w powietrzu, a ona go obserwowała. Zniknął i teraz niewiadomo gdzie poleciał.

Ulotny jak szczęście.

Skończyła wypalać drugiego papierosa i niedopałek wyrzuciła w chaszcze. Spojrzała jeszcze raz w niebo, a na jej twarzy zagościł uśmiech po czym przewróciła się na brzuch, aby móc podeprzeć się łokciem, a drugą dłoń położyła na torsie chłopaka leżącego obok. Chłopak jednak zdawał się nie zauważyć iż dziewczyna zmieniła pozycję bo dalej leżał tak samo. Wpatrywał się tak jakby to co działo się wokół nie miało znaczenia. Wpatrywał się w gwiazdy jak zahipnotyzowany.

Wpatrywał się w nie jak w najpiękniejszy widok na świecie.

One takim widokiem były. Były tym najpiękniejszym.

Dziewczyna spoglądała na chłopaka i uśmiechała się na ten widok bo to było czymś cudownym.

Bo cudownie jest patrzeć jak osoba, którą kochasz leży na zimnej ziemi wpatrując się w gwiazdy, a jej oczy lśnią jak najpiękniejsze diamenty.

On był piękny i gwiazdy były piękne.

Channel White kochała Colina Wilsona. Kochała go. Kochała tak, że aż bolało, kochała wszystkim co miała. Kochała i kochać będzie. Kocha na zawsze.

Colin Wilson był jak słońce, które przebijało się za chmurami w pochmurny dzień. Kiedy Colin był przy niej wszystkie jej problemy, wydawały się przestać być problemami. Z nim wszystko było łatwiejsze. Bo Colin Wilson był słońcem.

Jego piękny uśmiech rozjaśniał dni. Wtedy nawet najgorsze dni stawały się tymi lepszymi.

Bo te najgorsze dni były bez niego.

Jego uścisk zawsze pokazywał, że będzie lepiej. Bo gdy on był zawsze było lepiej. Nie trzeba było się bać. Strach odchodził w nieznane, a jego miejsce zastępował ukochany spokój, poczucie stabilności.

Chłopak przeniósł spojrzenie na dziewczynę po czym zmarszczył brwi, a ona tylko szerzej się uśmiechnęła ukazując szereg swoich pięknych zębów.

– Jedźmy nad morze. – powiedziała szybko dziewczyna uśmiechając się, a jej oczy automatycznie zrobiły się większe.

– Channel, jest przed drugą, a podróż zajęłaby około dwóch godzin. – mruknął chłopak i powrócił do oglądania gwiazd.

Czasami był zbyt bardzo zszokowany jej dziwnymi pomysłami, które z dnia na dzień go coraz bardziej zaskakiwały. Ale ona już taka była. Szczęśliwa dziewczyna z milionami pomysłami, pokazując że nic nie jest jej straszne. Szła przez życie z uniesioną głową i szerokim uśmiechem zarażając tym ludzi wokół.

– Wspaniale, załapiemy się na wschód słońca. – dziewczyna zrzuciła z siebie koc i poprawiła czarne majtki i pobiegła w stronę wejścia do bloku.

Channel White nie znała słowa nie. Między innymi za to Colin ją podziwiał. Kochał ją za ten niepowtarzalny upór. Nie znał innej dziewczyny, która stawiała by tak wszystko na swoim.

Chłopak tylko spojrzał na sylwetkę w ciemności, która biegła uważając na wszelakie przeszkody takie jak kamienie czy gałęzie, aż kobieta znikła za budynkiem. Pokręcił tylko głową i wstał, rozciągając zdrętwiałe ręce i wytrzepał koc, który był cały w trawie i udał się w stronę budynku. Jednak za nim wszedł do klatki spojrzał jeszcze raz w gwiazdy i uśmiechnął się w stronę nich.

Fleeting HappinessWhere stories live. Discover now