8.

78 7 2
                                    


Następnego dnia rozgrywał się mecz pomiędzy Hufflepuff'em a Ravenclaw'em, nie powiem intrygujące wydarzenie, od samego rana miałam zaskakująco dobry humor.

Cedric: No witam, co ty taka od rana w skowronkach?

Adelaide: A co cię to tak interesuję?

Cedric: Być może mam powód?

Adelaide: Być może?

Cedric: Być może.

Poszłam go odprowadzić w miejsce zbiórki drużyn, mój wzrok spotkał się z Chang, której po ludzku nie lubię. Potem udałam się na trybuny i chwilę później zaczął się mecz, Lee Jordan był dziś wyjątkowo wygadany.

- Co za wydarzenie, Michael do Cedrica, Cedric do Adama, Adam do Cedrica i jest mamy to! 5 punktów dla Hufflepuff'u! Zaczynają krukoni, Jason do Cho, Cho sam na sam z obrońcą. CÓŻ ZA NIECZYSTA GRA! CHO ZEPCHNIĘTA Z MIOTŁY PRZEZ ZAWODNICZKĘ HUFFLEPUFF'U!

Wtedy patrzyłam jak Chang leci w dół razem z miotłą, chciałabym móc opisać to uczucie jakie mi w tamtym momencie towarzyszyło ale nie czułam kompletnie nic. Wtedy Lee wrócił do komentowania.

- CZY KTOŚ JĄ URATUJE?! TAK MAMY BOHATERA TEGO MECZU, CEDRIC DIGGORY URATOWAŁ CHO CHANG PRZED NIESZCZĘŚLIWYM UPADKIEM ZE SPOREJ WYSOKOŚCI! NIESTETY HUFFLEPUFF PRZEGRYWA MECZ, RAVENCLAW ZWYCIĘŻA, ALE ZA JAKĄ CENĘ?

Słuchałam jego gadania i poczułam się nieswojo, jakoś tak byłam trochę zła na Cedrica za uratowanie tego szczura, czy ja jestem zazdrosna?

Zaczęłam rozmyślać o tym co się stało. Poszłam na wieżę astronomiczną, tam najlepiej się myśli, siedziałam tak i rozmyślałam, czy ja naprawdę jestem zakochana czy to zwykła przyjaźń. Siedząc i rozmyślając straciłam poczucie czasu. Słońce zaczęło zachodzić, wtedy, czego się już pewnie spodziewacie, zaszczycił mnie swoją osobą Cedric

Adelaide: O, witaj.

Cedric: Kim jesteś i co zrobiłaś z moją przyjaciółką?

Adelaide: O co ci chodzi?

Cedric: Bez żadnego hamskiego tekstu? Bez żadnej obrazy? Coś się stało?

Adelaide: Każdy czasem potrzebuje odpocząć od swoich osobowości.

Odwróciłam wzrok w stronę zachodu słońca, był przepiękny...

Cedric: Co za piękny widok.

Adelaide: Też tak sądzę.

Cedric: Romantycznie.

Spojrzałam na niego i prosto w jego pełne nadziei oczy, które patrzyły na mnie jak na najcenniejszą rzecz na świecie.

Myślałam długo nad tym co zrobić i zrobiłam to. Spojrzałam na jego usta i zaczęłam się automatycznie przybliżać, gdy zrozumiał co się dzieje, zaczął robić to samo, w momencie w którym dotknęliśmy się ustami, poczułam motylki w brzuchu. Czułam jego delikatne usta na swoich robił to z takim wyczuciem, jakby każdy niespodziewany ruch miałby sprawić że rozpłynę się w powietrzu. Po dosłownie chwili tego cudownego momentu, oderwałam się natychmiastowo. Cedric spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

Adelaide: Przepraszam.

Wstałam i ruszyłam w stronę schodów.

Cedric: Ale za co?

Automatycznie wstał i ruszył za mną.

Adelaide: Stój w miejscu!

Wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w niego, on zmieszany podniósł ręce do góry w akcie poddania się. Ja pomału nadal w niego celując ruszałam się tyłem aby stamtąd uciec, gdy się lekko potknęłam on ruszył za mną z myślą, że coś mi się stało nie myśląc zbyt wiele o tym co robię:
Adelaide: Crucio!

W tamtym momencie najcenniejsza mi osoba oberwała zaklęciem niewybaczalnym i to ode mnie, gdy dotarło do mnie co zrobiłam podbiegłam do niego.

Adelaide: Jezus, przepraszam, naprawdę. Przepraszam!

A on gdy skończył wić się z bólu po ziemi odpowiedział.

Cedric: Wszystko gra, chyba.

Gdy chciałam odejść złapał mnie za dłoń, ale ją wyrwałam i uciekłam. Poszłam do dormitorium i gdy przyszły współlokatorki udawałam, że śpię aby uniknąć niepotrzebnej rozmowy. Mimo nieudolnych prób zapadnięcia w sen za nic w świecie nie chciało mi się to udać... Może jutro będzie lepiej... Nie pokaże mu się na oczy i będzie dobrze.







Dzieje Szkolnej Biblioteki // Cedric Diggory Where stories live. Discover now