4.

105 6 6
                                    

Nie chciałam mu tego mówić. Chłopak się domyślił. Przestałam go przytulać, spostrzegłam czarne plamy na jego ubraniu.

Adelaide: Przepraszam...

Udało jej mi się wyjąkać tylko tyle. Nie mogłam powiedzieć nic więcej. Nawet nie chciałam tego robić, no co po co? I tak nic nie poradzi.

Cedric: Nie szkodzi, w tym momencie to stanowi najmniejesze znaczenie. Nie musisz mi opisywać całego swojego życia... Wystarczy powód dla którego płaczesz. Wiem, że to może dziwnie wyglądać. Chłopak który nigdy się tobą nie interesował nagle zaczął to robić. To nie tak, że miałem cię w dupie, po prostu i tak nie mielibyśmy o czym gadać. Ale teraz naprawdę chce to wiedzieć! Proszę powiedzi mi!

Nie chciał znać mojego życia. Tylko ten jeden powód. Więc mu powiem. I tak prędzej czy później by się dowiedział. Miałam w planach następnego dnia zemścić się na Oliverze. Więc by wiedział.

Adelaide: Chcę ukryć prawdę... Chcę sama siebie ochronić... Ale z tą bestią w środku nigdzie nie mogę się ukryć! Bez względu na to skąd pochodzimy, lub co chodujemy w sobie nadal jesteśmy z chciwości. Spójrz mi w oczy! Tam wszystko jest ukryte! Widzisz to? Co widzisz? Perfekcyjny raj? Nie wiem co robię źle! Co ze mną jest nie tak?!

Z rozpaczy usiadłam na ziemi.

Adelaide: Naprawdę jestem aż taka zła?! Jestem najgorsza... Zamiast od razu dać mu wolnośc i go zostawić trzymałam go.

Cedric nie musiał się długo zastanawiac o czym mówię. Jednak miał dwie opcje albo się rozstaliśmy albo Oliver coś odjebał. Zakładał tę drugą opcję.

Cedric: Rozumiem, wiem, że go kochasz ale to koniec. To już nie ma znaczenia, odpuść. Nigdy nie jest łatwo kiedy ktoś odchodzi.

Chłopak usiadł obok mnie.

Cedric: Daj mu odejść. Będzie dobrze. Będzie bolało przez większość czasu. Prześpij się z tym, zapomnij. Znajdziesz innego i będzie dobrze.

Olśniło mnie. Chłopak miał rację. Po co się nim przejmować skoro on już nic nie znaczy?

Adelaide: Masz rację... Dzięki.

Wstałam i go przytuliłam bo czemu nie? Chwilę temu ściskałam go jak jakaś nawiedzona. Poszłam spać w sumie i tak już było późno. Następnego dnia miałam plan. Wiedziałam, że mają niedługo mecz i, że będą na boisku ale czułam że to jednak nie ten czas. Czekałam aż będzie otoczony ludźmi żeby się przekonali jakim jest. Ten oto moment nadszedł. Siedział uradowany wśród gryfonów i puchonów na dworze. Podeszła do nich i zaczęłam.

Adelaide: Po pierwsze, powiem wszystkie słowa które aktualnie przesiadują u mnie w głowie. Jestem podekscytowana i wkurwiona tym co się działo.

Oliver: Słońce? O co chodzi?

Adelaide: Po drugie nie mów mi tego jak myślisz kim jestem byłam i mogę być!

Oliver: Nie rozumiem cię...

Adelaide: Życzę szczęścia z Angeliną.

Oliver: Adel! To nie tak!

Adelaide: Nie ma już twojej Adel!

Oliver: Czyli co? Zostawiasz mnie tak?

Nie odpowiedziałam. Stwierdziłam, że nie ma sensu w to dalej brnąć. Więc odeszłam. Godnie z dumnie podniesioną głową. Nie chciałam już z nikim rozmawiać. Jednak gdy poczułam, że jest sama z moich oczu automatycznie popłynęły łzy. Nie zwracając na to szczególnej uwagi udałam się do pokoju wspólnego gdzie siedział wiadomo kto! Sławny pan Diggory!

Dzieje Szkolnej Biblioteki // Cedric Diggory Where stories live. Discover now