7.

86 6 3
                                    

Wyszło, że w końcu pojawiłam się na lekcji. Jako temat lekcji mieliśmy właściwości Amortencji, jako typowy samouk wiedziałam co to.

Severus: Panno Scamander? Widzę że w końcu raczyła się Pani pojawić na zajęciach.Może chce pani powąchać ten oto eliksir?

W tonie jego głosu było czuć ten sarkazm, ogólnie siedząc w sali od eliksirów czułam się bardzo dobrze, ten klimat ciemnicy, eliksirów to było coś dla mnie. Wracając do lekcji nie byłam zachwycona tym ze mnie wybrał, ale obowiązek to obowiązek.

Adelaide: No mogę...

Podeszłam powąchałam i dostałam laga mózgu. Nie wiem jak to możliwe ale poczułam ten sam zapach który unosił się w bibliotece czyżbym była zakochana w bibliotece, no na pewno byłam ale czuje się osoby które się kocha a nie miejsca... Chociaż ktoś pachniał identycznie jak biblioteka...

Severus: Co Pani czuję?

Okej to będzie niezłe...

Adelaide: Poczułam lawendę połączoną z zieloną herbatą

Spojrzałam na Cedrica, na początku zrobił smutna minę a potem nagle szyderczo się uśmiechnął, nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Znowu. Chyba trafiłam punkt z odpowiedzią, w szkole nikt tak nie pachnie. Snape poprosił jeszcze kilka osób aby powąchały eliksir.
Lekcja dobiegła końca zaczęłam się pakować, chciałam jak najszybciej usunąć się z tamtego pomieszczenia jakoś wyeksmitować.

Snape: Panno Scamander... Dokąd to?

Chłopie jeszcze jedno słowo a będziemy inaczej rozmawiać... Wkurzasz mnie.

Adelaide: Do dormitorium, lekcja dobiegła końca...

Snape: Chyba nie sądziła Pani, że jej odpuszczę te opuszczone godziny...

Fuck.

Adelaide: Co mam zrobić?

Westchnęłam, głupi przychlast.

Snape: Proszę napisać esej na temat zastosowań eliksirów amortencji i veritaserum.

Adelaide: Na kiedy?

Snape: Na następną lekcję.

Adelaide: Kiedy mamy następną lekcję?

Snape: Jutro.

Adelaide: Co?

Snape: Życzę owocnej pracy.

Wyszłam z tej sali tak wkurzona że nie mogę. Trzeba wziąć się do pracy, więc poszłam do pokoju wspólnego i zaczęłam pisać i tak siedziałam i pisałam póki nie skończyłam, dawno nie byłam z siebie tak dumna jak w tamtym momencie, to było arcydzieło.

Rano gdy wstałam spojrzałam przez okno, padał deszcz, uwielbiałam deszcz, dawał taki romantyczny Vibe, ubrałam się, ogarnęłam i poszłam na śniadanie. Usiadłam i zaczęłam jeść, w pewnym momencie się zamyśliłam, do czasu gdy nie poczułam jak ktoś uderza mnie w czoło.

Adelaide: Co ty robisz?

Cedric: No siedzisz jak ostatni idiota i czekasz na zbawienie.

Adelaide: No widzę, że Kalos Kai Agathos, na pewno nie dotyczyłoby ciebie...

Cedric: Kalos co?

Adelaide: Kalos Kai Agathos, krótko mówiąc, że jest piękne i ciało i dusza, niestety u ciebie ciało i umysł nie idą w parze...

Cedric: To był bardziej komplement czy chciałaś mnie urazić?

Adelaide: Oczywiście, że chciałam cię urazić tutaj nie ma czego komplementowac

Parsknelam dość głośno, na tyle głośno że ludzie spojrzeli się w naszą stronę.

Cedric: Dobra dobra.

Adelaide: Ty mi lepiej powiedz co ty taki uradowany na eliksirach byłeś.

Cedric: A tak po prostu...

Adelaide: I co? Teraz będziesz taki tajemniczy?

Cedric: Jeśli cię to pociąga to tak.

Adelaide: Egoista.

Cedric: Ignorantka.

Wstałam i odeszłam, udałam się na lekcje żeby oddać moją ciężka pracę do tego darmozjada, co on myśli, że jest jakiś super? Nie. Jakiś fajny? Tez nie. Ale cóż mus to mus.

Zaniosłam ową pracę do tego jakże urokliwego starca, szybko prześledził ją wzrokiem.

Severus: No nie najgorzej, ale mogło być lepiej.

Adelaide: Nie mogło być lepiej.

Severus: Mówiłaś coś?

Adelaide: Ależ skąd.

Miałam ochotę go uderzyć, nigdy niczego bardziej nie pragnęłam!
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam.

Po wszystkich skończonych lekcjach, padało nadal. Więc wyszłam na zewnątrz, byłam tam sama, wolna... Udałam się nad jezioro, usiadłam sobie na brzegu po czym się położyłam, leżałam tak przez chwilę, po czym wstałam i stwierdziłam że to dobry moment żeby wrócić do szkoły, byłam przemoczona i zaczął wiać potężny wiatr, nie ukrywam było mi baaardzo zimno. Wtedy zauważyłam biegnąca grupę slizgonow wybiegającą do środka, stwierdziłam że również się tam udam, było już dość późno, na korytarzach było widać pustki, wtedy poza strumieniami wody, które ze mnie leciały uderzajacymi o podłogę usłyszałam czyjeś kroki, obróciłam się i zobaczyłam Cedrica idącego w moją stronę.

Adelaide: No przyszedł...

Cedric: Ha ha, bardzo zabawne, gdzie ty byłaś? I drugie pytanie, czemu jesteś mokra?

Adelaide: Czyżbyś się martwił?

Cedric: Może tak, może nie. Nie wykluczam tej opcji ale też jej nie potwierdzam.

Adelaide: Na to pytanie jest jedną odpowiedź, byłam na dworze.

Cedric: Chora jesteś? Nawet jak teraz nie jesteś to zaraz będziesz.

Adelaide: Super, możemy skończyć tą dyskusje i iść do pokoju wspólnego, chętnie bym się przebrała.

Poszliśmy. Poszłam się umyć i wróciłam, usiedliśmy na kanapie i tak rozmawialiśmy, śmialiśmy się, było naprawdę fajnie, być może nawet za fajnie? Oj Panie Diggory, zaczyna mi się Pan coraz bardziej podobać...

Dzieje Szkolnej Biblioteki // Cedric Diggory Where stories live. Discover now