Rozdział 7

820 99 6
                                    

       Planowo na miejscu mieli znaleźć się o około piętnastej. Chcieli przyjechać na tyle wcześniej, by rozpakować się i rozpalić ogień jeszcze za dnia. Idealnie skończyliby, gdy zaczęłoby się robić ciemno. Znajomi Olivii postanowili pojechać pierwsi i wszystko przygotować, a tymczasem Lili właśnie czekała w samochodzie przed domem białowłosej. Uderzała palcem o kierownicę w rytm muzyki, którą puszczali w radiu. Zobaczyła przechodzącego przez drogę biało-rudego kota z radośnie podniesionym ogonem. W tym samym czasie drzwi auta otworzyły się i do środka weszła Olivia z wielką reklamówką wypełnioną po brzegi.
       — Gdzie mi to tu pchasz, do bagażnika to wciśnij! — odezwała się brunetka, widząc jak koleżanka próbuje włożyć torbę na tylne siedzenie. Samochód nie był duży, czarne audi, elektryk, bo spalinowe już dawno przestały być produkowane i rzadko można było takie spotkać na drodze.
       — Dobra, dobra.
       Dziewczyna wyciągnęła reklamówkę i schowała ją posłusznie do bagażnika, po czym wsiadła na miejsce pasażera i spojrzała na Lily. Wpatrywała się w nią chwilę z uśmiechem na twarzy, dopóki ta nie spojrzała na nią. Ciemnowłosa uniosła brwi.
       — Co się tak szczerzysz? — zapytała.
       — Wreszcie jedziemy na wycieczkę — odpowiedziała Olivia, zacierając ręce. — No! Ruszaj, bo się spóźnimy, już i tak robi się ciemno.
       — Mogłyśmy pojechać razem z nimi.
       — Nie bój żaby, sami chcieli pojechać wcześniej, przynajmniej przyjedziemy na gotowe. Zresztą i tak zrobiliby to szybciej bez nas, pewnie bym coś zepsuła albo spaliła włosy.
       Lily spojrzała w przednią szybę i przytaknęła.
       — Masz rację, jedziemy?
       — Jedziemy.

       Dziewczyny dojechały na miejsce w mniej więcej godzinę. Auto musiały zostawić kilka metrów od wody, nie było możliwości wjechania dalej przez drzewa. Lily zgasiła silnik i rozejrzała się po okolicy. Drzewa, krzaki, krzaki, znów drzewo. Za drzewem kolejne drzewo, a między nimi krzaki. Las nieruszony przez ludzką rękę, czysta dzicz. Brunetka otworzyła drzwi i poczuła ten specyficzny zapach kory i żywicy. Gdzieś w oddali usłyszała dzięcioła, który z impetem uderzał w pień, z lewej strony jakiś ptak wzbił się do lotu. Nie było wiatru, jedynie delikatny przymrozek. Olivia założyła czerwoną czapkę na głowę i wyszła z samochodu. Obie szybko dołączyły do reszty grupy, która już siedziała na krzesełkach przy rozpalonym ognisku. Najbliżej siedziała niska dziewczyna z czapką i kapturem na głowie. Przykryta była wielkim kocem i wyglądała jak mała, gruba kulka. W rzeczywistości miała filigranową figurę, a pod beżowym szalikiem krył się drobny nos i pełne usta. Wielkie, kasztanowe oczy wpatrywały się w szalejący płomień, a co jakiś czas kierowały się w stronę lecących w górę iskierek. Miała oliwkową cerę, ale światło ogniska sprawiało, że jej skóra wydawała się pomarańczowa. Obok siedział chłopak trzymający długie widełki wbite w kiełbasę. Wyglądał bardzo młodo, na pewno nie na swój wiek, a wszyscy byli w podobnym. Gładka, blada skóra, uśmiechające się usta, zadarty nos, piwne oczy, czarna grzywka zasłaniająca czoło. Lily nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczyła, że ten rozmawia z dobrze znanym jej człowiekiem.
       — Willy? — zapytała, by upewnić się, że nie ma omamów z powodu zimna. O ile było to w ogóle możliwe.
       Rudzielec od razu wstał z krzesła i szeroko się uśmiechnął.
       — Lily! — powiedział uradowany. — A więc to ty jesteś koleżanką z pracy Olivii. Dużo o tobie opowiadała, ale nie potrafiłem skojarzyć cię z tym, co mówiła. Nie wpadłbym na to, że skończyłaś na stacji benzynowej.
       — Chwila, wy się znacie? — wtrąciła się białowłosa.
       — Mhm! — odpowiedział radośnie Will. — Pracowaliśmy razem w bibliotece. Kontakt się urwał, kiedy Lily się zwolniła.
       Brunetka skrzyżowała ręce i spojrzała na chłopaka.
       — Ciekawe czemu.
       — Shh — uciszył ją i kontynuował: — Spotkaliśmy się ostatnio w sklepie, chciałem ją nawet zaprosić na ognisko, ale mówiła, że ma już plany. Jak dobrze, że tak się wszystko zgrało. Wzięłyście herbatę? Mamy rum.
       Olivii zaświeciły się oczy, gdy usłyszała ostatnie słowa. Uwielbiała herbatę z rumem. Nie tylko przez smak, ale i przez te cudowne ciepło rozchodzące się po ciele przy każdym łyku. Idealnie na zimowe klimaty. Dziewczyna podniosła do góry reklamówkę.
       — Gdzie położyć?
       — Daj mi to i rozgośćcie się, zaraz przyniosę wam kubki.

Śmierć Motyla 2 ✔Where stories live. Discover now