06.

11.5K 565 72
                                    

Piętnaście minut później podjechaliśmy już pod mój dom.

Zayn wjechał do garażu i po wyłączeniu silnika wyjął kluczyki ze stacyjki. Wysiadłam z auta i zamknęłam drzwiczki z lekkim trzaśnięciem.

- Pomogę Ci z zakupami. - powiedziałam i podeszłam do bagażnika. Chciałam go otworzyć, ale Zayn mi to uniemożliwił.

- Sam dam sobie radę. - oznajmił chłodnym tonem.

- Mniej czasu Ci to zajmie jeśli zrobimy to razem. - rzuciłam i go wyminęłam.

- Powiedziałem nie. - warknął, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

- Jezu, z czym masz problem? To tylko zakupy. - twardo stałam przy swoim. Coś mi podpowiadało, że w bagażniku nie znajdują się tylko zakupy z supermarketu.

Pewnym ruchem podniosłam klapę bagażnika ,a kiedy zobaczyłam to co znajdowało się w środku, moja szczęka prawie zetknęła się z betonową posadzką.

Spojrzałam zdziwiona na Zayna, który przygryzał wargę, a wzrok miał utkwiony ponad moją głową.

- C-co to jest? - wydukałam.

- Ślepa jesteś? Nigdy na oczy pieniędzy nie widziałaś? - burknął i wyciągnał z bagażnika czarną torbę, z której wręcz wypadały stufuntowe banknoty.

- Skąd to masz? Obrabowałeś bank czy co? - wypaliłam.

- Kumpel mi pożyczył. - fuknął.

- Jasne. - prychnęłam. - A moja babcia pływa Nilem z krokodylami na łódce z tęczowego drewna. - rzuciłam i opuściłam garaż.

Serio, wolałam żyć w niewiedzy niż ze świadomością problemów Mulata, które i tak nie powinny mnie obchodzić.

- Wróciłam! - krzyknęłam z przedpokoju, ściągając kurtkę.

- Jestem w salonie! - odparł ojciec.

- Nudzisz się? - spytałam, kiedy zobaczyłam Ed'a, porządkującego swoją kolekcję płyt winylowych.

- Wiesz...czasem się przyda trochę ładu i składu na tej półce. Wszystko znowu się poprzestawiało. - powiedział, przecierając okładkę jednej ze swoich starych zdobyczy.

- Ta, co dzisiaj na obiad? - zapytałam zmieniając temat.

- Zrobiłem chińszczyznę. - oznajmił dumnie.

- Z paczki? - zapytałam idąc w stronę kuchni.

- Czepiasz się szczegółów. - odparł, idąc za mną. - Gdzie zgubiłaś Zayna? - spytał, nakładając na trzy talerze chińszczyznę.

- Był w garażu, miał przynieść zakupy. - wzruszyłam ramionami.

- A ty mu nie pomogłaś? - zapytał, a ja poczułam jak mi wkurw rośnie. Eh, gdyby mój kochany tata tylko wiedział jaki naprawdę jest Zayn... Chyba zszedłby na zawał.

- Powiedział, że sam sobie da radę. - mruknęłam, wyciągając z szuflady trzy widelce.

Kilka sekund poźniej Zayn pojawił się w kuchni. Położył na blacie dwie reklamówki z rzeczami, o które prosił mój ojciec.

- Dziękuję Zayn, a gdzie jest mój laptop? - spytał Ed, przeglądając zakupy.

- Pan z serwisu powiedział, że jeszcze nie jest gotowy. Kazał mi przyjechać za dwa dni. - odparł chłopak.

- Za dwa dni? Przecież dzwonili do mnie wczoraj i kazali przyjechać dzisiaj. - powiedział, bardziej do siebie niż do nas.

- Ja tylko przekazuję informacje. - wzruszył ramionami.

Coś mi tutaj nie pasowało, on znowu coś kręcił.

- Dobrze, w takim razie pojedziesz tam jeszcze raz. - powiedział ojciec.

- Ja pójdę. - zaproponowałam. Nie dziwcie się, jakoś nie pałałam do Malika zbyt dużym zaufaniem w takich sprawach.

- Co? - zdziwieni, zapytali jednocześnie.

- Nie wiem co w tym dziwnego? Jak będę wracała w piątek ze szkoły to po prostu zajdę do tego serwisu. - wyjaśniłam.

- Oh, w takim razie niech będzie. - odparł ojciec, natomiast Zayn patrzył się na mnie podejrzanie. To chyba ja powinnam sprzedawać mu takie spojrzenia.

Kiedy po obiedzie siedziałam już u siebie w pokoju i przygotowywałam się na jutrzejsze zajęcia ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę! - krzyknęłam i założyłam ołówek za ucho.

Drewniana płyta się otworzyła, a po chwili w moim pokoju stanął Zayn. Hm, mogłam przemyśleć to moje "Proszę".

- Co tu robisz? - zapytałam, wzdychając ciężko.

- Przyszedłem porozmawiać. - oznajmił spokojnie.

- W takim razie...siadaj. - wskazałam mu ręką na fotel.

-Boże, jak tu dziewczyńsko. - powiedział, rozglądając się po moim pokoju. Spojrzałam na niego jakby właśnie odkrył Amerykę.

- Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja jestem dziewczyną. - odgryzłam się.

- Nie ważne. - machnął ręką. - To twoja mama? - spytał, podchodząc do ściany ze zdjęciami.

- Mhm. - przytaknęłam cicho.

- Była bardzo ładna. Co się z nią stało? - zapytał, przyglądając się fotografii, na której stałam z mamą w naszym ogrodzie.

- Ona...uh...miała wylew, wracała z pracy i po prostu. - wzruszyłam ramionami.

- Rozumiem. - przytaknął i tym razem, podszedł do mojego biurka, na którym leżały niektóre moje rysunki. - Ile miała lat? - zapytał.

- 45. - rzuciłam.

- Była młoda. - zauważył.

- Za młoda na to co ją spotkało. - odparłam.

- Dobrze, przejdźmy jednak do tego dlaczego tu jestem. - powiedział, odwracając się w moją stronę.

- Mów. - poleciłam i usiadłam po turecku.

- Sądzę, że nie powinnaś odbierać tego komputera. - oznajmił, poważnym tonem.

- Przepraszam? - parsknęłam. - Słyszysz się? Nie idę na wojnę tylko po laptopa. - dodałam.

- Ten sklep znajduje się w niebezpiecznej okolicy. - oznajmił.

- Tak, oczywiście. - zadrwiłam.

- Wiem co mówię, Kat. - syknął.

- Znam Bradford i uwierz mi, że gdybym srała w portki to nie zaproponowałabym tego, żeby tam iść. - odparłam.

- Dobra, ale żebyś potem nie gadała, że Cię nie ostrzegałem. - skierował palec wskazujący w moją stronę i podszedł do drzwi.

- Ten komputer był do odebrania dzisiaj, prawda? - zapytałam, a jego ręka zastygła na klamce.

- Nie? Gdyby był to bym go odebrał. - powiedział pewnie.

- Nie wierzę Ci. - odparłam dość odważnie.

- Kim ty jesteś żebym miał się tobie tłumaczyć? - zapytał z wyrzutem.

- No...nikim szczególnym, ale... - nie skończyłam, bo przerwał mi gardłowy śmiech Zayna.

- Właśnie Kat. Jesteś nikim. - syknął i trzaskając drzwiami wyszedł, a ja nawet nie wiem kiedy - rozpłakałam się.

Jesteś nikim.

Jesteś nikim.

On miał rację... byłam nikim.

Survival || z.mWhere stories live. Discover now