21.

10.6K 530 138
                                    

Dwa tygodnie później ojciec był już w domu, a tym samym oznaczało to dla mnie kilka dni przerwy od szkoły.

Musiałam się nim zająć, przez co musiałam chwilowo zrezygnować z zajęć. Oczywiście Zayn mógłby to zrobić za mnie lub chociaż trochę mi pomóc, ale kiedy raz go o to zapytałam to uzyskałam odpowiedź godną strzelenia go w twarz...

Było to mniej więcej coś takiego:

- Mógłbyś mi pomóc?
- Nie mogę, bo siedzę.

Kto by się nie zdenerwował - ręka w górę!

Przysięgam, że im dłużej on tutaj mieszka, tym bardziej mam go dość! Powinno być na odwrót, spędzając z nim wiele czasu na codzień powinnam się do niego przyzwyczajać, ale ja po prostu nie mogę!

Rzeczami, które irytują mnie w nim najbardziej są po prostu normalne czynności, takie jak: jedzenie, po którym nie zmywa naczyń, palenie, bo potem znajduję na ogrodzie miliony petów, kąpanie, bo zazwyczaj łazienka wygląda wtedy jak po przejściu solidnej powodzi, buty i kurtka, która leży rozwalona i zgnieciona w przedpokoju, no po prostu wszystko!

Przez te czternaście dni nie miało miejsce żadne złe wydarzenie, bo jak widzicie... Żyję! I póki co to miewam się świetnie. Z każdym dniem mam coraz więcej pewności, że to faktycznie mogła być pomyłka, a Zayn bezpodstawnie zaczął oceniać Scotta.

Dzisiaj mieliśmy poniedziałek, co tym samym oznaczało mój powrót na zajęcia. Wyszłam z domu zanim któryś z moich współlokatorów zdążyłby się obudzić.

Na uczelnię dotarłam w przyzwoitej porze. Udało mi się zamienić kilka słów z Anselem, który odprowadził mnie pod salę oraz chwilę porozmawiać z Sam, dziewczyną od której regularnie brałam zaległe notatki.

Zajęcia rozpoczęły się o godzinie dziewiątej, a na pierwszą przerwę zostaliśmy puszczeni po dwóch godzinach, po której musieliśmy wrócić na kolejne trzy godziny.

Ten przeklęty budynek opuściłam dopiero o godzinie 16:30, kiedy na dworze zaczynało się już ściemniać. Nic dziwnego, w końcu zbliżała się zima, co znaczyło również zmianę czasu.

Kiedy zmierzałam już w stronę ogrodzenia, które otaczało cały uniwersytet, usłyszałam jeden z najbardziej znienawidzonych przeze mnie głosów świata.

- Gdzie się tak spieszysz, Calineczko?

Gillis.

Kto inny jak nie on? Nie miał okazji mi dokuczyć przez kilka ostatnich tygodni, więc musi to przecież nadrobić!

- Nie twoja sprawa. - mruknęłam.

- Pozwól mi decydować o sobie, Katherine. - syknął i chwycił mnie za nadgarstek, odwracając w swoją stronę.

- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam, grając opanowaną.

- Nie tęskniłaś za mną i moim towarzystwem? - uśmiechnął się głupio.

- Powinnam? - odparłam, wyszarpując dłoń z jego uścisku.

- Cóż, tylko ja daję Ci odrobinę rozrywki w twoim ponurym życiu, gdzie obecnie robisz za nianię swojego tatusia. - prychnął, a we mnie się aż zagotowało! Ugh, co za bezczelny chujek!

- S-skąd to wiesz? - wydukałam, z lekka przerażona jego wiedzą.

- Mam swoje źródła. - wzruszył ramionami.

- Dlaczego ja? Dlaczego to akurat mnie sobie upodobałeś dla swoich durnych i w ogóle nieśmiesznych żartów? - zapytałam, po chwili ciszy.

- Wyglądasz na słabą psychicznie. Takich ludzi najłatwiej złamać. - odparł.

- Ty jesteś nienormalny! - krzyknęłam, wstrząśnięta tym co powiedział.

- Powiedz mi coś czego jeszcze nie wiemy. - prychnął.

- Kat? Wszystko w porządku? Kto to do cholery jest?

Co On tu do cholery robił?!

- Wszystko w porządku, tylko rozmawiamy. - mruknęłam, a po chwili ujrzałam sylwetkę Zayna obok siebie.

Malik patrzył na Gillisa z chęcią mordu w oczach i czując między naszą dwójką jakąś spinę, przerzucił swoje ramię na moje barki.

- Hah! Załatwiłaś sobie pieprzonego ochroniarza? - Keeley wybuchł gromkim śmiechem, ale zaraz przestał, widząc, że nikogo tym nie rozbawił. - Kto to kurwa jest? - parsknął, kiwając głową na Mulata.

Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, ale Malik mnie wyprzedził.

- Jestem Zayn, chłopak Katherine. A ty? Wcześniej nie wspominała o jakimś bezmózgim pakerze. Chyba musisz być tutaj nowy. - wypalił chłopak i w tamtej chwili to ja miałam ochotę się głośno zaśmiać.

- Myślisz, że jakie masz prawo, aby mnie obrażać? Wypierdalaj lepiej to tych swoich arabusów, z daleka widać, że wyglądasz jak jakiś jebany terrorysta. - powiedział Gillis, a mi i Zaynowi szczęki opadły do samego chodnika.

- Możesz powtórzyć? - zapytał Malik, niedowierzając w to co usłyszał.

- Co? Bomby i zamachy Ci słuch uszkodziły? O biedaku. - Keeley zaczął się śmiać, a zaledwie sekundę później na jego twarzy wylądowała pięść Zayna.

Dajcie popcorn!

- Jeszcze raz! Jeszcze kurwa raz mnie tak nazwij, to gorzej Cię załatwię, skurwysynie! - wrzasnął Malik, patrząc na zakrwawioną twarz Gillisa z lekką satysfakcją.

- Złamałeś mi nos! Ty mi kurwa złamałeś nos! - pisnął i w mgnieniu oka odwrócił się od nas i dosłownie pędem puścił się w stronę uniwersytetu.

- Wow! To było super! - krzyknęłam podekscytowana, kiedy zostaliśmy już tylko we dwoje.

- To nie było zabawne, Kat. - mruknął Zayn i zaczął odchodzić w stronę auta.

- Czyli ty naprawdę jesteś muzułmaninem? - zapytałam cicho.

- A to coś zmieni, jeśli powiem, że nim jestem? - zapytał, stając naprzeciw mnie.

- No chyba. - rzuciłam.

- Co? - dopytywał.

- Zacznę mieć do Ciebie odrobinę więcej szacunku. - powiedziałam. - W końcu zrobiłeś to żeby bronić swojej religii i w ogóle... - dodałam.

- Zrobiłem to żeby chronić Ciebie. - uśmiechnął się lekko.

- Co? - zmrużyłam oczy, nie rozumiejąc do czego zmierza.

- Twoje szczęście stawiam ponad swoje, Kat. - powiedział i wyminął mnie, siadając za kierownicą. - Wsiadasz? - zapytał.

- T-tak. - wydukałam.

Kiedy zmierzaliśmy już w stronę Batley, mój telefon zawibrował. Myślałam, że to tata się martwił i dzwonił zapytać, gdzie się podziewam.

To jednak nie był mój ojciec, a znów ten sam nieznany numer, co kilka tygodni wcześniej. Głośno przełknęłam ślinę i odczytałam wiadomość...

Od:Nieznany

Tylko sobie nie myśl, że o Tobie zapomniałem, Słonko. :)

Survival || z.mWhere stories live. Discover now