Dwa tygodnie później ojciec był już w domu, a tym samym oznaczało to dla mnie kilka dni przerwy od szkoły.
Musiałam się nim zająć, przez co musiałam chwilowo zrezygnować z zajęć. Oczywiście Zayn mógłby to zrobić za mnie lub chociaż trochę mi pomóc, ale kiedy raz go o to zapytałam to uzyskałam odpowiedź godną strzelenia go w twarz...
Było to mniej więcej coś takiego:
- Mógłbyś mi pomóc?
- Nie mogę, bo siedzę.Kto by się nie zdenerwował - ręka w górę!
Przysięgam, że im dłużej on tutaj mieszka, tym bardziej mam go dość! Powinno być na odwrót, spędzając z nim wiele czasu na codzień powinnam się do niego przyzwyczajać, ale ja po prostu nie mogę!
Rzeczami, które irytują mnie w nim najbardziej są po prostu normalne czynności, takie jak: jedzenie, po którym nie zmywa naczyń, palenie, bo potem znajduję na ogrodzie miliony petów, kąpanie, bo zazwyczaj łazienka wygląda wtedy jak po przejściu solidnej powodzi, buty i kurtka, która leży rozwalona i zgnieciona w przedpokoju, no po prostu wszystko!
Przez te czternaście dni nie miało miejsce żadne złe wydarzenie, bo jak widzicie... Żyję! I póki co to miewam się świetnie. Z każdym dniem mam coraz więcej pewności, że to faktycznie mogła być pomyłka, a Zayn bezpodstawnie zaczął oceniać Scotta.
Dzisiaj mieliśmy poniedziałek, co tym samym oznaczało mój powrót na zajęcia. Wyszłam z domu zanim któryś z moich współlokatorów zdążyłby się obudzić.
Na uczelnię dotarłam w przyzwoitej porze. Udało mi się zamienić kilka słów z Anselem, który odprowadził mnie pod salę oraz chwilę porozmawiać z Sam, dziewczyną od której regularnie brałam zaległe notatki.
Zajęcia rozpoczęły się o godzinie dziewiątej, a na pierwszą przerwę zostaliśmy puszczeni po dwóch godzinach, po której musieliśmy wrócić na kolejne trzy godziny.
Ten przeklęty budynek opuściłam dopiero o godzinie 16:30, kiedy na dworze zaczynało się już ściemniać. Nic dziwnego, w końcu zbliżała się zima, co znaczyło również zmianę czasu.
Kiedy zmierzałam już w stronę ogrodzenia, które otaczało cały uniwersytet, usłyszałam jeden z najbardziej znienawidzonych przeze mnie głosów świata.
- Gdzie się tak spieszysz, Calineczko?
Gillis.
Kto inny jak nie on? Nie miał okazji mi dokuczyć przez kilka ostatnich tygodni, więc musi to przecież nadrobić!
- Nie twoja sprawa. - mruknęłam.
- Pozwól mi decydować o sobie, Katherine. - syknął i chwycił mnie za nadgarstek, odwracając w swoją stronę.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam, grając opanowaną.
- Nie tęskniłaś za mną i moim towarzystwem? - uśmiechnął się głupio.
- Powinnam? - odparłam, wyszarpując dłoń z jego uścisku.
- Cóż, tylko ja daję Ci odrobinę rozrywki w twoim ponurym życiu, gdzie obecnie robisz za nianię swojego tatusia. - prychnął, a we mnie się aż zagotowało! Ugh, co za bezczelny chujek!
- S-skąd to wiesz? - wydukałam, z lekka przerażona jego wiedzą.
- Mam swoje źródła. - wzruszył ramionami.
- Dlaczego ja? Dlaczego to akurat mnie sobie upodobałeś dla swoich durnych i w ogóle nieśmiesznych żartów? - zapytałam, po chwili ciszy.
- Wyglądasz na słabą psychicznie. Takich ludzi najłatwiej złamać. - odparł.
- Ty jesteś nienormalny! - krzyknęłam, wstrząśnięta tym co powiedział.
- Powiedz mi coś czego jeszcze nie wiemy. - prychnął.
- Kat? Wszystko w porządku? Kto to do cholery jest?
Co On tu do cholery robił?!
- Wszystko w porządku, tylko rozmawiamy. - mruknęłam, a po chwili ujrzałam sylwetkę Zayna obok siebie.
Malik patrzył na Gillisa z chęcią mordu w oczach i czując między naszą dwójką jakąś spinę, przerzucił swoje ramię na moje barki.
- Hah! Załatwiłaś sobie pieprzonego ochroniarza? - Keeley wybuchł gromkim śmiechem, ale zaraz przestał, widząc, że nikogo tym nie rozbawił. - Kto to kurwa jest? - parsknął, kiwając głową na Mulata.
Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, ale Malik mnie wyprzedził.
- Jestem Zayn, chłopak Katherine. A ty? Wcześniej nie wspominała o jakimś bezmózgim pakerze. Chyba musisz być tutaj nowy. - wypalił chłopak i w tamtej chwili to ja miałam ochotę się głośno zaśmiać.
- Myślisz, że jakie masz prawo, aby mnie obrażać? Wypierdalaj lepiej to tych swoich arabusów, z daleka widać, że wyglądasz jak jakiś jebany terrorysta. - powiedział Gillis, a mi i Zaynowi szczęki opadły do samego chodnika.
- Możesz powtórzyć? - zapytał Malik, niedowierzając w to co usłyszał.
- Co? Bomby i zamachy Ci słuch uszkodziły? O biedaku. - Keeley zaczął się śmiać, a zaledwie sekundę później na jego twarzy wylądowała pięść Zayna.
Dajcie popcorn!
- Jeszcze raz! Jeszcze kurwa raz mnie tak nazwij, to gorzej Cię załatwię, skurwysynie! - wrzasnął Malik, patrząc na zakrwawioną twarz Gillisa z lekką satysfakcją.
- Złamałeś mi nos! Ty mi kurwa złamałeś nos! - pisnął i w mgnieniu oka odwrócił się od nas i dosłownie pędem puścił się w stronę uniwersytetu.
- Wow! To było super! - krzyknęłam podekscytowana, kiedy zostaliśmy już tylko we dwoje.
- To nie było zabawne, Kat. - mruknął Zayn i zaczął odchodzić w stronę auta.
- Czyli ty naprawdę jesteś muzułmaninem? - zapytałam cicho.
- A to coś zmieni, jeśli powiem, że nim jestem? - zapytał, stając naprzeciw mnie.
- No chyba. - rzuciłam.
- Co? - dopytywał.
- Zacznę mieć do Ciebie odrobinę więcej szacunku. - powiedziałam. - W końcu zrobiłeś to żeby bronić swojej religii i w ogóle... - dodałam.
- Zrobiłem to żeby chronić Ciebie. - uśmiechnął się lekko.
- Co? - zmrużyłam oczy, nie rozumiejąc do czego zmierza.
- Twoje szczęście stawiam ponad swoje, Kat. - powiedział i wyminął mnie, siadając za kierownicą. - Wsiadasz? - zapytał.
- T-tak. - wydukałam.
Kiedy zmierzaliśmy już w stronę Batley, mój telefon zawibrował. Myślałam, że to tata się martwił i dzwonił zapytać, gdzie się podziewam.
To jednak nie był mój ojciec, a znów ten sam nieznany numer, co kilka tygodni wcześniej. Głośno przełknęłam ślinę i odczytałam wiadomość...
Od:Nieznany
Tylko sobie nie myśl, że o Tobie zapomniałem, Słonko. :)
YOU ARE READING
Survival || z.m
FanfictionOn - kryminalista pozbawiony wszelakich uczuć. Jego życie opiera się jedynie na ubijaniu nowych interesów za pomocą przemocy i szantażu. Chłopak posiadający wiele sekretów i tajemnic o których nikt nie ma pojęcia. W swoim życiu został złapany już co...