Rozdział 6.

319 26 1
                                    

Pewnego dnia przyszedł nasz stały bywalec, Tom, więc czym prędzej uciekłam na zaplecze, ponieważ nie miałam zamiaru znosić jego obleśnych komentarzy. Ashton był na tyle miły, że go obsłużył i oszczędził mi nieprzyjemności.

Liczyłam płyty na zapleczu, kiedy jak znikąd pojawił się Irwin, nawet nie słyszałam, kiedy zszedł po trzech małych schodkach, musiałam przyznać, że potrafił się skradać i nieźle nastraszyć człowieka.

- Emma, nie obrazisz się, jak wyjdę dzisiaj pół godziny wcześniej?

- Znowu jakaś super ważna sprawa do załatwienia?

- No, można tak powiedzieć – podrapał się po głowie i zrobił minę zbitego psa. Nie zamierzałam mu odmówić, więc tylko przytaknęłam głową i wróciłam do wcześniejszego zajęcia.

- Dzięki, jesteś najlepsza! – Cmoknął mnie w policzek i zniknął tak szybko jak się pojawił. Zaśmiałam się. Czy ten człowiek naprawdę miał tyle lat co ja? Czasami zachowywał się jak dziecko, które miało podejrzanie dużo spraw do załatwienia.

Kiedy skończyłam pracę pożegnałam się z Dianą, która zeszła na dół, by porozmawiać o czymś z Ashtonem, ale niestety go nie zastała. Zamknęłam drzwi sklepu na klucz i poszłam w stronę przystanku, lecz po kilku minutach zmieniłam zdanie i postanowiłam się przejść. Poszłam w stronę parku, który był skrótem. Włożyłam słuchawki w uszy i weszłam na ścieżkę.

Kiedy szłam już parkową ścieżką, zauważyłam dwójkę ludzi. Z oddali rozpoznałam mojego brata, Jasona. Zaniepokojona wyjęłam słuchawki z uszu, ponieważ chciałam usłyszeć, o co to całe zamieszanie. Mężczyzna stojący do mnie tyłem groził mojemu bratu. Niestety nie mogłam w żaden sposób zobaczyć twarzy napastnika, ponieważ miał kaptur na głowie, dodatkowo bluza była czarna, co tym bardziej utrudniało całą sprawę.

Podejrzany mężczyzna mnie zauważył, więc szepnął coś jeszcze do mojego brata i zniknął. Jak najprędzej podbiegłam do Jasona. Wiedziałam, że miał problemy, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż takie.

- Jason, co tu się przed chwilą stało?

- Nic, to nie twoja sprawa. – Próbował mnie odepchnąć na bok, ale nie dałam mu się.

Zasłonił twarz ręką, więc natychmiast podeszłam i odsunęłam jego dłoń. Zobaczyłam podbite oko, w co on się znowu wpakował?

- To nazywasz niczym? – Pokazałam na jego twarz i położyłam dłonie na biodrach.

- To nie twój interes, rozumiesz? Daj mi spokój.

- Chciałam tylko pomóc, ty niewdzięczniku.

Odeszłam zostawiając go na jednej z parkowych ławek. Byłam wściekła, ponieważ chciałam dobrze, a on mi się tak odpłacił, ale czego mogłam się spodziewać, taki był mój brat. Co złego zrobiłam, czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie z jego strony? Zawsze się o wszystkich martwiłam i zostawałam odpychana po jakimś czasie. Na co mi to wszystko było? Koniec końców, postanowiłam się już tym dłużej nie przejmować, przynajmniej w drodze do domu.

****

Kiedy wyszedłem ze sklepu, od razu poszedłem do swojego samochodu po kilka rzeczy i udałem się w stronę parku. Nie widziałam nikogo, ale nie mogłem dać się zdemaskować byle komu, więc narzuciłem na siebie czarną bluzę i założyłem na głowę kaptur, po czym poszedłem szukać jednego z moich ludzi. W końcu znalazłem go siedzącego pod drzewem. Siedział tam i po prostu na mnie czekał, choć wiedział, że nie będzie to miła rozmowa.

- Cześć, Jason. Mam nadzieję, że przyniosłeś pieniądze.

- Słuchaj szefie, nie mam jeszcze całej sumy.

We all need to fight for something // Ashton IrwinWhere stories live. Discover now