Rozdział 10.

365 29 3
                                    

Rozmawiałam z Luke’iem, kiedy zauważyłam, że Ashton gdzieś zniknął. Tamtego dnia rzadko go gdziekolwiek widziałam, może dlatego, że całą moją uwagę skupił na sobie Hemmings.

- Gdzie Ashton? – Rozejrzałam się po pomieszczeniu. – Mam do niego jedno pytanie.

- Idź na górę i zajrzyj do kuchni, może tam siedzi i coś je. – Michael pokazał mi kciuka w górę, więc zrobiłam to, co powiedział.

Wdrapałam się po schodach do przedpokoju i weszłam do kuchni nawet nie wiedząc, jak tam trafiłam. Nikogo nie zastałam. Wyszłam i po prostu szłam przed siebie, ponieważ pierwszy raz byłam w domu Ashtona, który był dosyć spory w porównaniu do mojego. Dlaczego ja wszystko porównywałam? Najpierw samochód, teraz dom…

Zauważyłam chłopaka w salonie, więc usiadłam obok niego na kanapie.

- Dlaczego siedzisz tutaj sam?

- Musiałem trochę odetchnąć. – Spojrzał na mnie, ale jego wzrok był pełen smutku.

- Chodź do nas. – Wstałam i się uśmiechnęłam, po czym podeszłam do kominka i spojrzałam na zdjęcia w ramkach. – Twoi rodzice, prawda?

- Tak. – Blado się uśmiechnął.

- Gdzie teraz są? W pracy? – Pokiwał przecząco głową. – Wyszli na zakupy? – No i znowu zaprzeczenie.

- Emma, oni nie żyją. Jakieś półtora roku temu zginęli w wypadku samochodowym.

Zamarłam. Jak mogłam strzelić takie głupstwo. W pierwszej chwili chciałam zapaść się pod ziemię.

- Przepraszam. – Spuściłam głowę i z zażenowaniem patrzyłam na moje trampki.

- Nie masz za co, skąd mogłaś wiedzieć.

- Jestem zbyt ciekawska. Chciałabym wszystko wiedzieć. Przepraszam, tak mi przykro.

Podeszłam do Irwina, ukucnęłam przed nim i go przytuliłam, bo nie mogłam tego nie zrobić. W jednej chwili poczułam się niewyobrażalnie smutno, a było to wyłącznie moją zasługą. Chłopak położył dłonie na moich plecach i mocno do siebie przycisnął.

- Może chodźmy do reszty. – Powiedziałam do jego ucha, pokiwał głową i zeszliśmy na dół.

Zeszliśmy na dół, a chłopcy powitali nas radosnym okrzykiem. Ashton od razu usiadł na fotel i zaczął rozmawiać o czymś z Calumem, ja natomiast zajęłam swoje poprzednie miejsce obok Luke’a. Wszystko wydawało się być w porządku, ale przyszedł na mnie czas, więc wzięłam swoje rzeczy i udałam się w kierunku wyjścia.

- Poczekaj, przecież nie będziesz wracać sama o tej godzinie. – Ashton złapał mnie za przedramię wymuszającym tym na mnie, abym poczekała. Wziął dżinsową kurtkę, którą narzucił na ramiona. – Odprowadzę cię.

- Nie musisz się fatygować, poradzę sobie. – Nie chciałam go ciągnąć przez pół miasta, ale nie mogłam go powstrzymać, ponieważ chłopak już zdecydował. Położył dłonie na moich plecach i lekko popchnął w kierunku wyjścia.

- No raz, raz, dłużej nie będę taki miły. Wezmę cię na plecy i zaniosę, choćbyś nie wiem jak protestowała.

Zaśmiał się głośno i opuściliśmy garaż, w którym radośnie pożegnali mnie chłopcy. Owinęłam się bluzą, którą pożyczył mi Irwin, po czym skrzyżowałam ręce pod piersiami, żeby było mi odrobinę cieplej. Nie było zbyt zimno, ale pierwsze wrażenie nie należało do najmilszych.

- Ashton, ja jeszcze raz przepraszam. – Spojrzałam na szatyna idącego koło mnie.

- Za co? – Nie odrywał wzroku od chodnika. Był na mnie zły?

We all need to fight for something // Ashton IrwinWhere stories live. Discover now