Prolog.

1K 38 3
                                    

Moim jedynym marzeniem było napisanie książki, czy pragnęłam zbyt wiele? W jednej chwili moje życie stało się niemal takie samo jak z kart czyjejś już napisanej powieści. Wszystko działo się tak szybko, że nie nadążałam z zastanawianiem się, czy to naprawdę miało miejsce.

Miałam fajną pracę, przyjaciół, nawet chłopaka.

Co by było, gdybym nigdy nie weszła do tego sklepu, czy nadal byłabym z moja rodziną w Sydney? Czy musiałabym się ukrywać jak teraz? Sądzę, że wszystko byłoby dobrze.

Teraz mogę jedynie uciekać i się ukrywać razem z dwójką chłopaków, którzy siedzą w tej historii dłużej ode mnie i zgaduję, że nie są z tego zadowoleni.

Była nas piątka, została tylko trójka. Czy gdybym tamtego dnia nie znalazła ogłoszenia o pracę właśnie w tamtym sklepie, oni nadal by żyli? Czy to wszystko przeze mnie? Czasami czuję straszne poczucie winy, ale czasu nie cofnę, co się stało, to się nie odstanie.

Siedzę na nędznej, małej kanapie w kącie pokoju i piszę w moim dzienniku, z którego mam nadzieję, powstanie książka, która wpakowała mnie w to bagno.

- Trzymaj, młoda! – Michael rzuca mi na kolana paczkę chipsów.

- Ile razy mam ci powtarzać, że jestem starsza od ciebie, Clifford. – Mrużę oczy i biorę się za prowizoryczny obiad, jaki przygotował mój przyjaciel. – Gdzie Luke?

- Sprawdza okolicę, coś czuję, że niedługo będziemy zmuszeni się stąd wynieść. – Wzdycha i rozgląda się po zniszczonym pomieszczeniu.

- Mam już dość tego ciągłego uciekania. – Patrzę na niego, ale obraz rozmazuje mi się przez łzy napływające do oczu.

Michael siada koło mnie i obejmuje ramieniem.

- Tęsknię za nim – pozwalam łzą spływać po rozgrzanych i lekko zaróżowionych policzkach. – Za Calumem też.

- Ja też za nimi tęsknie, młoda. – Uśmiecha się przez łzy, całuje mnie w czoło i idzie otworzyć drzwi Luke’owi.

Patrzę na chłopaków i lekko się uśmiecham, oczami wyobraźni widzę jeszcze dwóch, stojących koło Michaela i Luke’a, śmiejących się do rozpuku i czasami zerkających na mnie. Widzę Ashtona, który odwraca się w moją stronę i po prostu się uśmiecha, a jego uśmiech rozwiewa wszystkie smutki piętrzące się wokół. Na pewno rozśmieszyłaby go moja mina i zaśmiałby się swoim specyficznym, a moim ukochanym śmiechem, który w ogóle nie pasował do jego wizerunku „złego chłopca”.

Nic już nie będzie takie samo, ale zawsze możemy wrócić do tych lepszych dni, kiedy jeszcze o niczym nie wiedziałam…

We all need to fight for something // Ashton IrwinUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum