Rozdział 7

2.6K 239 51
                                    

       Propozycja Victora zdziwiła dziewczynę. W prawdzie Lily z chęcią by z niej skorzystała, ale kompletnie go nie znała. Pojawiły się wątpliwości, które rozwiała myśl o nadchodzącej apokalipsie. Przypomniała sobie mężczyznę w szpitalu, jego zniszczone ciało, tęczówki zalane czernią. Był jak opętany, rzucał się na wszystkie strony. Teoria Lily o chorobie wreszcie zaczęła mieć logiczny sens. Zarażeni tracili kontrolę nad sobą, zmieniali się. Oddech ciemnowłosej znów przyśpieszył.
       — Co jeśli ja też tak skończę, zmienię się w potwora? — spytała, ignorując ofertę Victora. Ścisnęła w dłoniach kubek już zimnej herbaty, której zapach wciąż unosił się w powietrzu. Chłopak wyczuł niepokój w jej głosie.
       — Rozwiążemy to, nie martw się. Jeśli poczujesz, że coś się dzieje, zamknę cię w piwnicy — zażartował.
       Lily uśmiechnęła się pod nosem.
      — No dobrze, zostanę tutaj. Nie powinni mnie szybko znaleźć, tak myślę.

       Do południa Lily sprawdzała nowe informacje w Internecie, nie wychodziła z kuchni i tylko wpatrywała się w ekran laptopa. Zaginionych osób było coraz więcej, pojawiały się też teorie spiskowe o mordowaniu ludzkości w celu zmniejszenia populacji lub że ludzie są porywani przez kosmitów do eksperymentów. Nie było żadnych śladów, niczego, co pomogłoby policji. W telewizji pojawiały się komunikaty o kolejnych przypadkach, wysyłano wiadomości, aby nie wychodzić z domu. Jednak w innych częściach świata nic się nie działo. Manhattan okazał się tym, który to wszystko zapoczątkował. Ale zaginięć wcale nie było tak dużo, jak się zdawało. Każdego dnia znikały może z dwie osoby, ale dopiero po paru dniach było to zgłaszane, takie było prawo - dzieci i starcy po dniu, a dorośli dopiero po trzech. Przepis ten oczywiście miał parę wyjątków, którymi były choroby. Wtedy policja rozpoczynała poszukiwania wcześniej. Lily nie pamiętała jak długo była w szpitalu, nie wiedziała też od kiedy ludzie zaczęli znikać. Może było to dużo wcześniej, ale na tak małą skalę, że nie było potrzeby o tym głośno mówić.
       — Odpocznij, palce cię będą boleć od ciągłego pisania – odezwał się Victor. Opierał się o framugę i trzymał w dłoni czarny kubek z herbatą. Lily wstała od stołu i skierowała się w stronę chłopaka. Podał jej gorący napój i wskazał drzwi do jego pokoju.
       — Muszę ją znaleźć, muszę — powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza.
       — I znajdziesz — pocieszył.
       Lily skierowała się do sypialni. Była mała, w barwach szarości i zieleni. Niewielkie łóżko, obok szafa i stolik. Ogromne okno, przez które wpadało tyle światła, że lampy były niepotrzebne. Ciemnowłosej przeszkadzał fakt, że będzie spać w łóżku człowieka, któremu i tak już zawdzięcza dach nad głową, miała ogromne poczucie winy, ale wiedziała, że nie może się kłócić o miejsce do spania, kiedy nie to było najważniejsze. Jej celem stało się znalezienie matki, głęboko wierzyła, że kobieta zdołała uciec. Lily zastanawiała się też czy prawdą były słowa lekarza, że Claris ją odwiedzała. Zbyt podejrzane było to, że wtedy zawsze spała i mama nie chciała jej budzić. „Czy ten lekarz wie, że jest zarażony? A może właśnie tego chciał." Dziewczyna zasnęła pod ciepłą kołdrą, która przesiąkła zapachem Victora.

       Lily obudziła się w środku nocy wtulona w poduszkę. Ból głowy minął, ale piszczało jej w uszach. Wstała i spojrzała na dno kubka po herbacie. Cicho westchnęła, kiedy zobaczyła, że jest pusty. Ruszyła w stronę kuchni. Drzwi do salonu naprzeciwko były otwarte i kusiły, by zajrzeć do środka. Nastolatka długo się nie zastanawiała i zerknęła w głąb pokoju. Victor spał na czarnej kanapie okryty brązowym kocem, który zsuwał się z jego pleców. Ciemnowłosa podeszła do niego i poprawiła tkaninę. Przyjrzała się twarzy chłopaka. Mimo tego, że spał, nie zdjął przepaski z oczu. Nie potrafiła wyobrazić sobie, jak wielka i oszpecająca musi być blizna, skoro nawet w nocy chciał ją ukryć. Musnęła opuszkami palców jego ciemne brązowe włosy po czym obróciła się i poszła do kuchni. Powoli otworzyła lodówkę tak, by nie obudzić chłopaka i wyjęła karton z sokiem jabłkowym. Z szafki obok wyciągnęła podłużną szklankę i nalała sobie połowę. Piła, kiedy usłyszała stukanie w okno. 

Śmierć Motyla [Demo] ✔Where stories live. Discover now