Rozdział 4

3.8K 297 42
                                    

       Lily zdjęła okulary przeciwsłoneczne z nosa i zawiesiła na dekolcie koszuli. Była pod wrażeniem dystansu mężczyzny do siebie. Chciała zapytać, ale nie wypadało, nie w takim momencie.
       — Mam nadzieję, że dalej tu jesteś — odezwał się nieznajomy.
       Dziewczyna spojrzała niego i uśmiechnęła się, chociaż on tego nie mógł zobaczyć.
       — Jestem — odpowiedziała krótko, ale przyjaźnie.
       Ciemnowłosy oparł się o balustradę i wziął głęboki oddech. Wydawał się być odprężony, jakby nie miał żadnych problemów lub właśnie go opuściły. Lily przyglądała się mu z zainteresowaniem. Nie wiedziała co powiedzieć, mężczyzna zaintrygował ją.
       — Uwielbiam takie wieczory – powiedział, przerywając ciszę. — Można usiąść i zrelaksować się lub, tak jak teraz, stać i wsłuchiwać się w szum wody. Ciemność tylko dopełniła całość, tworząc relaksacyjną atmosferę.
       — Głębokie – stwierdziła.
       Mężczyzna zaśmiał się i odwrócił głowę w stronę dziewczyny. Miała wrażenie, że przygląda się jej, choć nie widziała jego oczu. Ale była to miła odmiana. Nie musiała się ukrywać i bać się, że kogoś zarazi. Poszła jego śladem i stanęła obok niego. Teraz dokładniej przyjrzała się jego twarzy. Usta jasne jak cera, brwi ciemne. I te kości policzkowe, którymi można by zranić. Był wysoki, wyższy od Lily o jakieś dziesięć centymetrów. Ubrany w czarną, luźną koszulkę z dekoltem przypominającym literę V, granatowe jeansy i brązowe trampki. Mógł mieć ponad dwadzieścia lat, nie więcej.
       — A ty? Co porabiasz o tej porze? — uśmiechnął się, unosząc lewy kącik ust.
       „Co ja tu właściwie robię? — pomyślała. „Potrzebowałam chwili spokoju, po tym jak dostałam ataku bólu, który łamał mi kręgosłup".
       — Lubię spacerować po parku i słuchać śpiewu ptaków.
       Dziewczyna spojrzała w świecący zegar w telefonie i zrozumiała jak długo spędziła czasu poza domem, nie dając nikomu znaku życia. Godzina dwudziesta, zaczynało się ściemniać, a w takim mieście nie chciała wracać po ciemku. Z przykrością musiała pożegnać się z mężczyzną.
       — Muszę uciekać, zanim zrobi się ciemno. — odsunęła się od balustrady. Stali teraz naprzeciw siebie.
       — Pozwól mi więc poznać twoje imię zanim pójdziesz.
       — Lily.
       — Victor, miło mi poznać.
       Ciemnowłosy ukłonił się i znów wesoło zaśmiał. Postawił laskę przed siebie, trzymając ją w jednej ręce, drugą wyciągnął ku dziewczynie. Uścisnęli wzajemnie dłonie na pożegnanie. Żal jej było zostawiać go tak samego, szczególnie, że był niewidomy, ale nie miała wyboru. Nie chciała jednak kończyć znajomości, wydawał się jej bardzo miłym, zabawnym człowiekiem.
       — Mi również. — Niezręcznie jej było odejść. Bała się, że będzie do niej mówił, a jej już nie będzie. — Dobrze, to ja już idę. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
       — Bywam tutaj codziennie, znajdziesz mnie na tym moście. Do zobaczenia — powiedział, odwrócił się i zaczął iść w przeciwną stronę. Dziewczyna zrobiła to samo. 

       Gdy dotarła do kamienic, księżyc już świecił w pełni, a za Lily ciągnął się jej długi cień. Nie włożyła słuchawek, zbyt się bała, że nie usłyszy zagrożenia. Była bardzo lękliwą osobą, potrafiła wystraszyć się najcichszego szelestu, a noc potęgowała strach. Na szczęście nic nie zakłóciło jej spokoju, chociaż serce i tak biło szybciej. Bezpiecznie weszła na klatkę schodową i do mieszkania. Ściągnęła buty i kurtkę, i poszła do sypialni swojej mamy. Claris jeszcze nie spała. Leżała w łóżku i rozmawiała przez telefon, głośno się śmiejąc. Lily od razu poznała kto jest po drugiej stronie. Przybiegła i usiadła obok, pamiętając by nie spojrzeć na rodzicielkę.
       — Czekaj, Lilcia chce z tobą pogadać — powiedziała i podała smartphone córce.
       — Cześć tato — odezwała się cała rozpromieniona. — Jesteś już w pracy?
       —Tak, zrobiłem sobie chwilę przerwy. Wzory chemiczne mienią mi się w oczach i mam już dość — zaśmiał się przyjemny, męski głos w słuchawce. — A jak ci idzie w szkole? Mam nadzieję, że masz same piątki.
       — No, można powiedzieć — odpowiedziała i pociągnęła nosem. — Tęsknimy za tobą.
       —Ja za wami też. Ale niedługo wrócę do domu i spędzimy razem czas. Muszę kończyć. Pa maleństwo, śpijcie dobrze. Kocham was.
       — My ciebie też. Pa.
       Połączenie zakończyło się, a Lily otarła łzę z policzka. Jej tata, Chris, poszedł w ślady ojca - Mike'a Roya i został chemikiem. Jego pracę doceniono dopiero w Chinach i musiał wyjechać, kiedy córka miała trzynaście lat. Nie zarabiał dużych pieniędzy, ale sprawiało mu to radość. Czasem miał dość, ale wiedział, że jeśli będzie się starał, w końcu dostanie awans, na który długo czekał. Rzadko miał dni wolne na tyle długie, by mógł wrócić do domu, do swojej rodziny, którą kochał nad życie. Claris, widząc smutek na twarzy Lily, wyciągnęła do niej ręce.
       — Chodź się przytulić.
       Dziewczyna uśmiechnęła się, zamknęła oczy i położyła się obok mamy. Ta przykryła ją kołdrą i spojrzała w sufit. Miała zmartwioną minę. Nie była ona spowodowana telefonem od małżonka. Kobieta ukrywała coś przed córką. Będąc w sklepie spożywczym, zaraziła ekspedientkę. Przez ułamek sekundy zobaczyła u niej to, o czym opowiadała jej Lily. Od razu wiedziała, że stało się to, czego tak bardzo bała się ciemnowłosa. Claris nie chciała, by obwiniała się o to, chciała jej o tym powiedzieć, ale nie potrafiła znaleźć dogodnego momentu. Dziewczyna odsunęła się od mamy i wstała.
       — Idę się wykąpać.
       — Na łóżku leży świeża piżama i ręczniki.
       Lily udała się do swojego pokoju, zabrała rzeczy i poszła do łazienki, która znajdowała się obok kuchni. Nie wyróżniała się szczególnie. Czarno-białe kafelki na podłodze i ścianach, porcelanowa wanna i umywalka, wielkie lustro, z kamienną ramą i mnóstwo czarnych półek pełnych kosmetyków i urządzeń. Przed wanną leżała czarna, antypoślizgowa mata, która pojawiła się tam po tym, jak dziesięcioletnia Lily wyrżnęła orła, wychodząc z kabiny prysznicowej i przecięła łuk brwiowy, uderzając o komodę, którą zastąpiła wysoka szafa.

       Ciemnowłosa zdjęła wszystkie ubrania i rzuciła je do kosza z praniem. Czekając, aż wanna napełni się wodą, usiadła na jej krawędzi i sięgnęła po olejek o brzoskwiniowym zapachu. Po paru minutach, była już zanurzona po szyję. Oparła się o nagłówek i zamknęła oczy. Wdychała słodycz owocu i rozluźniła się. Zaczęła wspominać poznanego godzinę wcześniej mężczyznę. Zastanawiała ją czarna przepaska, którą nosił. „Co mu się mogło stać" — pomyślała. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy przypomniała sobie śmiech nieznajomego. Był zaraźliwy, taki wesoły. Chciała spotkać go jeszcze raz i zamierzała zjawić się w tym parku o tej samej godzinie.

       Po trzydziestu minutach, woda zaczęła chłodnieć. Lily wyszła z wanny i owinęła się miękkim, białym ręcznikiem. Drugi założyła na włosy. Sięgnęła po szczoteczkę do zębów i pastę. Spojrzała w lustro i tym razem nie uciekła, nie odwróciła wzroku. Wpatrywała się w swoje odbicie aż jej oczy całkowicie zatopiły się w czerni, a pionowa źrenica znów zabłysła niebieską barwą. Przechyliła głowę, mrugnęła kilka razy i wycisnęła białą pastę na szczoteczkę. Nie przejmując się zmianą, umyła zęby, schyliła się by wypluć wodę i jeszcze raz spojrzała w lustro. Znów była piwnooką. Ubrała się w granatową koszulę nocną z obrazkiem kawy i napisem pod spodem „Potrzebuję dużej dawki kofeiny". Zamknęła drzwi łazienki i poszła do pokoju. Wskoczyła do łóżka i sięgnęła po telefon, który leżał na szafce tuż obok małej lampki. Położyła się na plecach, ściemniła ekran smartphona i zaczęła oglądać instagrama. Wyścigi na jetpackach stały się bardzo popularne, ale niestety możliwość przelecenia się mieli tylko bogacze. Tak było z każdym nowym sprzętem. Najnowszymi samochodami wozili się miliarderzy, ale tak było od zawsze. Przez wiele lat świat się zmieniał, modernizował, ale zmianę tę odczuwali tylko ci, których było na to stać. Ale Lily to nie przeszkadzało. Widziała jak pieniądze robią galaretę z mózgu. Słyszała jak woda sodowa uderzyła do głowy jej drugiego dziadka - ze strony ojca. Od tamtej pory nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Ostatni raz widzieli się na pogrzebie Johna. Roy całkowicie oszalał, zamknął się w swoim wielkim mieszkaniu we Włoszech i nie wpuszczał nikogo, prócz dostawcy jedzenia. Plotki mówiły, że czasem wychodził na balkon zapalić papierosa. W 2040 roku zmarł we śnie.

       Godzina jedenasta, sobota. Lily powoli otworzyła oczy, gdy poczuła ciepło promieni słonecznych rzucanych przez okno na jej łóżko. Dzień zapowiadał się bardzo ciepło, wiosennie. Przeciągnęła się i sięgnęła po telefon, trzy nieodebrane połączenia od Niny. Dziewczyna natychmiast oddzwoniła.
       — No wreszcie, myślałam, że nigdy nie wstaniesz.
       — Jest weekend, chciałam się wyspać. Stało się coś?
       — Musimy pogadać, spotkamy się pod moim domem? To ważne.
       Głos Niny wydawał się być smutny, ponury. Ciemnowłosa zmartwiła się, nie mogła zostawić koleżanki samej.
       — Trzynasta może być?
       — Tak, dzięki wielkie. Do zobaczenia.
       Lily rozłączyła się i głośno westchnęła. Miała w planach odpocząć, poleżeć, pograć w gry komputerowe czy poczytać książkę. Ale potrafiła rzucić wszystko, by pomóc blondynce. Można by powiedzieć, że były prawdziwymi przyjaciółkami, ale nigdy żadna tak drugą nie nazwała. Powodem były przykre wspomnienia Niny związane z jej byłą przyjaciółką. Lily nigdy nie pytała, stwierdziła, że kiedy będzie odpowiedni moment - sama jej o tym powie.

       Dziewczyna ziewnęła i przetarła oczy. Wstała z łóżka i podeszła do toaletki. Siadając na fotelu obrotowym, wyjęła z szuflady turkusową szczotkę i przeczesała bordowe, splątane włosy. Zapomniała tego zrobić po kąpieli, więc miała idealne gniazdo dla ptaków na głowie. Kiedy je rozplątała, wyrywając sobie parę kosmyków, sięgnęła po czerwoną gumkę i spięła je w wysoki kucyk. Odepchnęła się nogą i podjechała pod szafę z ubraniami. Wzięła pierwszą, granatową koszulkę z brzegu, z szafki niżej zabrała bieliznę i udała się do łazienki, biorąc po drodze czarne jeansy. Szybko przygotowała się do wyjścia. Spojrzała na zegarek ścienny w kuchni, miała jeszcze pół godziny, więc zrobiła sobie śniadanie - jej ulubione ziarna pszenicy w miodzie z mlekiem. Zjadła, przeglądając fora społecznościowe po czym włożyła miskę do zmywarki tuż obok lodówki i wyszła.

Śmierć Motyla [Demo] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz