Rozdział 5

3.2K 273 9
                                    

       Bardzo szybko znalazła się pod białym domkiem jednorodzinnym z dużym ogrodem. Wbrew pozorom, dziewczyny wcale nie mieszkały tak daleko od siebie. Kiedy były młodsze, a znały się od podstawówki, droga wydawała się im bardzo długa i przerażająca. Dlatego też spotykały się po środku i odprowadzały się do tego samego miejsca. Teraz ogród również się zmienił od czasów ich dzieciństwa. Wcześniej odnosił wrażenie większego, ale kiedy zmarł ojciec Niny - Adam, jej matka zaniedbała go. Nie miała sił na niego patrzeć. Budził wiele przyjemnych wspomnień: picie porannej kawy, rozmowa podczas kolacji w ciepłe dni. Cała rodzina była ze sobą bardzo zżyta, spędzali ze sobą bardzo dużo czasu, podróżowali. Można by pomyśleć, że byli wzorem do naśladowania. Matka - Claudia, była przecudowną kobietą nie tylko z charakteru, ale i z wyglądu. Gęste włosy w kolorze blond, lekko opalona skóra. Zawsze chodziła uśmiechnięta, czerpała z życia każdą kroplę. Nie była wysoka, ale uwielbiała chodzić w szpilkach, dodawało jej to uroku osobistego. Nina odziedziczyła charakter po ojcu. Skryta, zamknięta w sobie, wstydliwa. Adam potrzebował kogoś, kto mu pomoże, wskaże dobrą ścieżkę, poprowadzi. Tą osobą była Claudia, dla Niny była Lily. Dlatego, kiedy tylko czegoś potrzebowała, ciemnowłosa od razu była przy niej. Nie uważała tego za wykorzystywanie, zależało jej na Ninie i chciała dla niej jak najlepiej.

       Zadzwoniła na domofon, nie musiała długo czekać. Weszła na teren posesji i skierowała się do drzwi wejściowych. Stała w nich już Nina, wpuściła Lily do środka, nie spuszczając z niej gniewnego wzroku, który zaniepokoił dziewczynę. Nie miała czasu powspominać, tak dawno jej nie było w domu koleżanki. Różany zapach nie zanikł i nadal wypełniał hol. Na jego końcu znajdowały się dwa pokoje – sypialnia Niny i jej rodziców. Bliżej była kuchnia połączona z salonem po prawej stronie, a naprzeciwko łazienka. Wnętrze nie wyróżniało się specjalnie, wszystko w brązowych odcieniach z nutą bieli. Ściągając buty, Lily usłyszała głośny kaszel wydobywający się z pokoju matki.
       — Twoja mama jest chora? — zapytała. Nina tylko przytaknęła, jakby nie chciała teraz o tym rozmawiać. Ruszyły w stronę pokoju nastolatki, Lily usiadła na łóżku blondynki, a ta stanęła przed nią.
       — Możesz zdjąć te durne okulary? — syknęła i skrzyżowała ręce na piersi. Ciemnowłosa posłuchała, wiedząc, że i tak nic Ninie nie grozi. — Myślałaś, że jestem tak głupia jak wszyscy? Że uwierzę w twój kretyński światłowstręt?
       — Nina, to nie tak.
       — Nie przerywaj mi. Nie potrafiłam znaleźć wyjaśnienia na twoje dziwadła, nawet przez chwilę uważałam, że sama mi wszystko powiesz, ale myliłam się, dalej ciągnęłaś tą głupią zabawę. Myślałam, że jesteśmy dla siebie ważne, że nie mamy przed sobą sekretów. Jak widać - byłam w błędzie.
       — Wystarczy! — Lily wstała z łóżka tuż przed Niną, ta nie cofnęła się nawet o krok. — Nie mogłam ci powiedzieć co się dzieje, bo sama nie byłam tego pewna. Dalej nie jestem, ale stawiasz mnie pod ścianą. Nie będę więcej cię okłamywać, ale proszę wysłuchaj mnie. Będę z tobą całkowicie szczera. Tylko proszę, usiądź i uspokój się.
       Lekko zirytowana dziewczyna usiadła na obrotowym fotelu, który stał za nią. Oparła się i wciąż z gniewnym wyrazem twarzy wpatrywała się w ciemnowłosą.
       — Więc słucham. Co masz mi do opowiedzenia, hm?
       — Nie wiem od czego zacząć..
       — Najlepiej od początku — wtrąciła się Nina.
       Lily udało się ukryć zdenerwowanie. Wzięła głęboki wdech i zaczęła jej wszystko tłumaczyć począwszy od nietypowej sytuacji z nauczycielką na bolesnym doświadczeniu dziewczyny kończąc. Wspomniała też o jej przypuszczeniach, że może to być jakaś choroba, którą jeszcze nie odkryto.
       — Rozumiem, że może to wydawać się nieprawdopodobne, ale przecież sama próbowałaś mnie przekonać, a ja nie wierzyłam ci, byłam pewna, że jesteś po prostu zmęczona, ale...
       — Co ty do mnie mówisz? Naczytałaś się jakiś bzdur w Internecie? Stroisz sobie ze mnie żarty?
       — Przecież jeszcze kilka dni temu uwierzyłabyś mi, sama próbowałaś mi to udowodnić, dlaczego teraz wątpisz w moje słowa?
       — Po prostu wyjdź z mojego domu.
       — Nie rozumiesz, możemy być w niebezpieczeństwie, to nie jest normalne, proszę, uwierz mi. Zamierzam się zbadać, ty też powinnaś. Błagam, uwierz mi. Nie możemy tego tak zostawić.
       Lily czuła jak łzy zaczynają napływać jej do oczu. Nie chciała płakać, ale czuła się całkowicie bezradna, samotna. Nina wypierała prawdę, tego była pewna, ale znała powodu jej zachowania. Chciała jakoś udowodnić jej rację, ale nic nie mogła zrobić. Poddała się. Bez słowa założyła buty i wyszła, ostatni raz spojrzała w stronę blondynki i odeszła. Po jej policzku spłynęła łza. Szła wzdłuż chodnika tuż obok ulicy, analizując wcześniejszą rozmowę. Co gdyby powiedziała jej wcześniej? Wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Może wspólnie wymyśliłyby rozwiązanie. Lily nie wytrzymała napływu emocji, które rozdzierały jej głowę. Usiadła przy płocie i uderzyła dłonią w kamienny bruk.
       — Do jasnej cholery — przeklęła pod nosem i chwyciła się za głowę, chcąc wyrwać sobie włosy. Zaczęła głęboko oddychać, co powstrzymało ją od przedwczesnego wyłysienia. Siedzącą na ziemi dziewczynę zauważyła starsza kobieta przechodząca obok. Podeszła do ciemnowłosej, kładąc dłoń na jej kolanie.
       — Wszystko w porządku, dziecko? — zapytała zmartwiona.
       — Tak, tak. Trochę się słabo poczułam.
       Lily spojrzała na staruszkę i uśmiechnęła się. Oczy kobiety poczerniały, a do nastolatki właśnie dotarło, co się stało. Szybko wstała i uciekła z płaczem. Poczucie winy znów wróciło i osłabiło jej ciało i umysł. Tak bardzo uważała, pilnowała, a teraz przyczyniła się do rozprowadzenia czegoś, co mogło zagrażać ludzkości, a przynajmniej tak myślała. „Co robić, co robić." Pochłaniała ją bezsilność, przegrywała. Niewiedza przyprawiała ją o ból głowy, czuła jak krew płynie w jej żyłach, a tętno wzrasta. Stała przed pasami, czekając na zielone światło. Ruszyła, wpatrując się w przestrzeń. Nagle za zakrętu wyjechał rozpędzony, czerwony samochód. Nie zdążył zahamować, a Lily zareagowała za późno. Kierowca skręcił, odrzucając ją w bok. Dziewczyna uderzyła kręgosłupem w znak drogowy, a mężczyzna wypadł przez przednią szybę. Tuż przed straceniem przytomności, Lily spostrzegła ludzi zbierających się przy aucie. Jakaś zamazana postać zaczęła zbliżać się do ciemnowłosej, kiedy ta zamknęła oczy.

       Lekarze nie dawali jej szans. Rokowania nie wróżyły dobrze. Po trzech dniach, ku zdziwieniu doktora prowadzącego, Lily wybudziła się ze śpiączki. Nie czuła bólu, spora dawka morfiny robiła swoje. Leżała w szpitalnym łóżku, białe ściany, podłoga i sufit oślepiały ją. Czuła suchość w gardle, a przełknięcie śliny przychodziło jej z trudnością. Rozejrzała się po pokoju, dwa wielkie okna wpuszczały do jego wnętrza światło słoneczne. Naprzeciwko stały jeszcze trzy puste łóżka. Spuściła wzrok na swoją zabandażowaną dłoń, nie mogła nią ruszać, tak samo z nogami. Jej serce zaczęło szybciej bić, panika przejęła ciało, chciała uciec, ale była przygwożdżona do materaca. W tym samym momencie do pokoju wszedł lekarz w białym kitlu. W ręku trzymał zieloną teczkę, która wypadła mu z rąk, kiedy zobaczył Lily w pełni świadomą. Bez słowa wyszedł i po chwili wrócił z trzema innymi doktorami. Wszyscy wpatrywali się w dziewczynę jak w obrazek. Żadne z nich nie wierzyło, że nastolatka w ogóle się obudzi.
       — Jak się pani czuje? — zapytał jeden z lekarzy, najwyższy z siwą brodą. — Doznała pani rozległych obrażeń..
       — Nie czuję nóg — rzuciła.
       — Doszło do przerwania rdzenia kręgowego, ale spokojnie, dzięki rehabilitacji, wszystko wróci do normy i znów będzie pani w stanie się poruszać. Terapia genowa będzie trwała minimalnie rok.
       — I tak dobrze, że wróciła pani do żywych — wymsknęło się drugiemu, niższemu, krótko ściętemu. Trzeci siedział cicho, zastanawiał się nad czymś. Dalej nie mógł uwierzyć, że pacjentka tak szybko się wybudziła. Było to właściwie mało prawdopodobne, a właściwie niemożliwe. Jej narządy wewnętrzne również uległy wypadkowi, połamane żebra udało się poskładać, dzięki rozwiniętej technologii, ale diagnoza nie była kolorowa. Krwotok wewnętrzny, uraz mózgu. Ledwo udało się przywrócić jej oddech. To był cud. Prawdziwy cud. A może przekleństwo, z którym dziewczyna musiała się zmierzyć.
       — Gdzie moja mama?
       — Odwiedzała panią przez cały czas, została powiadomiona o pańskim wybudzeniu, kiedy tylko skończy pracę, przyjdzie tutaj — odpowiedział pierwszy. — Za dwie godziny przeprowadzimy potrzebne badania.
       Lily przytaknęła i obróciła głowę w stronę okien, zagłębiając się w swoje myśli. Przyjrzała się każdemu z mężczyzn, ale ich oczy nie zmieniły koloru pod jej wpływem. To mogło oznaczać tylko jedno - żaden nich nie był zdrowy. A może cały szpital był już zarażony tym czymś. 

       Dziewczyna spojrzała na sufit i wzięła głęboki oddech. Bicie jej serca przyśpieszyło, przełknęła ślinę, a po policzku spłynęła łza. Nie mogła wstać z łóżka, nie czuła się tam bezpiecznie. Chciała uciec, ale nie mogła. Była sparaliżowana i w pełni tego świadoma. Panika przejęła jej ciało, nigdy wcześniej się tak nie bała. Błagała o pomoc Boga, bo w tej chwili tylko na niego liczyć, choć nie była szczególnie wierząca. Zamknęła oczy, próbując się opanować. Na próżno. 

Śmierć Motyla [Demo] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz