9.

1.6K 153 120
                                    

W momencie gdy dokładnie godzinę temu wysłał SMS'a do Harry'ego z prośbą o spotkanie był przerażony. Ale teraz, kiedy czekał na niego przed blokiem było jeszcze gorzej. Miał szczęście, że dochodziła już dwudziesta pierwsza. Na zewnątrz było zupełnie ciemno, więc liczył, że Harry nie zauważy jego z pewnością bladej jak kartka papieru twarzy i trzęsących się dłoni, które zaciskał w kieszeni swojej bluzy. Żałował, że podjął tę decyzję, ale teraz już nie było odwrotu. Nie, kiedy zobaczył wjeżdżający na osiedle biały samochód. Mocniej zacisnął pięści wskakując na miejsce pasażera.

- Cześć. - przywitał się nawet nie obdarzając go spojrzeniem, które wbił w przednią szybę.

- Hej, gdzie jedziemy?

- Gdziekolwiek. - wzruszył ramionami. Naprawdę było mu to obojętne. 

Jechali kilkanaście minut za nim chłopak zatrzymał samochód na jednym z parkingów w pobliżu Tamizy. Nie wychodzili jednak na zewnątrz. Kiedyś pewnie cały czas rozmawialiby ze sobą głośno się przy tym śmiejąc albo śpiewając lecące w radiu piosenki. Teraz panowała niezręczna cisza, której nie cierpiał, ale nie chciał jej przerywać bo wtedy musiał by mu powiedzieć.

- Dlaczego chciałeś się spotkać? - zapytał od razu po zgaszeniu silnika. 

Czyli to już? Przymknął powieki oddychając głęboko i zdając sobie sprawę, że nie da rady. Stchórzył. Po raz kolejny. Dlaczego wcześniej w ogóle uważał, że da radę? 

- Przepraszam Harry, ale.. - szepnął kręcąc głową. - .. nie chciałem marnować Twojego czasu. Nie dam rady. Mógłbyś.. mógłbyś odwieźć mnie z powrotem? - poprosił ze wzrokiem wbitym w swoje kolana. 

Był taki żałosny. Przecież to było tak bardzo do przewidzenia. Tchórz. Pieprzony tchórz. 

- Louis, spójrz na mnie.

Nie mógł. Nie potrafił. Nie chciał. A mimo to znalazł w sobie siły by powoli unieść wzrok niemal od razu napotykając wpatrujące się w niego zmartwione zielone tęczówki. Boże, jakie one były piękne. 

- Powiesz mi co stało się tamtego ranka?

- Harry.. - westchnął. - Nie wracajmy do tego, proszę.

- Chciałbym, ale.. nie potrafię. - pokręcił głową. - Co się dzieje? O czym nie wiem?

Nic nie wiesz, Harry. Nie wiesz nic o tym co wydarzyło się przez cztery lata.

- To nic takiego.

- Okłamujesz mnie czy siebie? - uniósł brwi.

- Pójdę już. - oznajmił po dłuższej chwili ciszy i czując narastający strach tak po prostu wyszedł z samochodu. - Przepraszam. - zerknął jeszcze na chłopaka, ale on nie patrzył na niego. Odwrócony był w drugą stronę. 

Zatrzasnął więc za sobą drzwi ruszając w bliżej nieokreślonym kierunku. To był zdecydowanie zły pomysł, a on był większym tchórzem niż myślał. 

- Louis! - usłyszał za sobą, ale nie odwrócił się. Wręcz przeciwnie, przyspieszył tempo. 

Zatrzymał się dopiero, gdy został do tego zmuszony. I to siłą, bo brunet dogonił go i szarpnął za łokieć odwracając w swoją stronę. Ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, ale przez kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund żaden nie powiedział ani słowa. 

- Lou ja.. - przerwał spoglądając gdzieś w bok. Powoli pokręcił głową. - Przepraszam. - szepnął z powrotem wbijając spojrzenie w niego. 

- Za co? - szepnął słabo jak zahipnotyzowany wpatrując się w zielone tęczówki, które były tak blisko.

Było tyle rzeczy za które mógł przepraszać a jednocześnie nie miał za co. Przecież nie zrobił nic takiego, a przynajmniej nie był tego świadomy, więc.. 

PineappleWhere stories live. Discover now