8.

1.7K 138 34
                                    

Starał się. Naprawdę starał się funkcjonować normalnie. Cały czas wmawiał sobie, że nic takiego się przecież nie stało. Minął tydzień od ostatniego ataku. Co prawda wciąż nie wrócił do pracy, nie miał żadnego kontaktu z Niallem, ale za to Eleanor kilka razy dzwoniła a raz nawet odwiedziła go w mieszkaniu. Dowiedział się wtedy, że wyjaśniła blondynowi całą sprawę dając mu również do zrozumienia, że nic do niego nie czuje, a ten jakby się z tym pogodził. Znów zaczął z nią rozmawiać, może nie w taki sposób jak robił to wcześniej, ale jednak. Miał nadzieje, że chłopakowi w końcu przejdzie złość również na niego. Przecież nie mógł się gniewać do końca życia, prawda? 

Brak możliwości przychodzenia do pracy sprawiał, że miał zbyt dużo czasu wolnego, ale to nie było takie złe jak mogło się wydawać. Mógł wreszcie zrobić to, na co zawsze brakowało mu czasu. Posprzątał całe mieszkanie, a szczególnie garderobę z której wyrzucił wszystko na podłogę. Nie sądził, że miał aż tyle ciuchów. O niektórych nawet zapomniał. Wszystkie ubrania w których już nie chodził uprał i włożył do worków, które potem zawiózł do sklepu charytatywnego, a resztę ładnie poukładał na półkach. Zrobił też porządek w szafce z butami czyszcząc dokładnie każdą parę. Oprócz tego systematycznie chodził na zakupy i zastanawiał się nad zapisaniem na siłownie.

Tego dnia w końcu udał się po drobne prezenty dla swojej rodziny, którą wreszcie miał zamiar odwiedzić. Przez trzy godziny chodził po galerii w poszukiwaniu czegoś co byłoby odpowiednie. W efekcie końcowym był całkiem zadowolony. Najmłodszemu rodzeństwu Doris i Ernestowi kupił kilka zabawek, Daisy i Phoebe wybrał kosmetyki. Paletki do makijażu, pędzle i kilka innych rzeczy. Obie dziewczynki interesowały się tymi sprawami, więc nie martwił się nawet, że nie trafi. Fizzy natomiast kupił kolejnego charmsa do jej bransoletki, którą uwielbiała. Najstarszej siostrze podobnie jak mamie i Danowi zakupił perfumy. Miał nadzieje, że się spodobają. Musiał jeszcze wszystko ładnie zapakować i chcąc od razu udać się do swojego rodzinnego domu, zrobił to w samochodzie. Nigdy nie miał szczególnie dobrej ręki do takich rzeczy, ale chyba nie wyszło mu to najgorzej. Zadowolony i obładowany mniejszymi bądź większymi torbami dwadzieścia pięć minut później stał już pod drzwiami. Chciał zrobić niespodziankę, więc nawet nie zadzwonił mając nadzieje, że zastanie ich w domu. I na szczęście zastał, bo drzwi były otwarte. Starał się zachowywać najciszej jak tylko potrafił. Udało mu się bo do salonu wszedł niezauważony. Wszyscy oprócz dwóch najstarszych sióstr z tego co zdołał zauważyć siedzieli przed telewizorem oglądając bajkę, którą jakiś czas temu katowały go dwie bliźniaczki. Kraina lodu. Czy jakoś tak.

- Cześć wszystkim! - zawołał uśmiechając się nieznacznie. Jego mama automatycznie poderwała się z kanapy obdarowując go szerokim uśmiechem. 

- Louis. - podeszła do niego od razu szczelnie zamykając w swoich ramionach. Wszystkie torby rzucił na ziemie i również ją objął. To zabawne, że dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo za nią tęsknił. - Cieszę się, że przyjechałeś. 

- Ja też się cieszę, mamo. - przymknął powieki wciskając nos w jej włosy. To jak bezpiecznie i zupełnie beztrosko czuł się w jej ramionach było niewiarygodne. Po tym jak ucałowała oba jego policzki nie minęły trzy sekundy jak obie bliźniaczki przytulały się do jego ciała, a najmłodsza dwójka do nóg.

- Aż tak tęskniłyście? - zaśmiał się cmokając obie dziewczynki w czoło.

- Jeszcze bardziej. - odparła wciąż wtulona w jego tors Daisy.

- Miałeś przyjeżdżać częściej. - wtrąciła Phoebe.

- Wiem, wiem. - westchnął. - Przepraszam, poprawię się. - obiecał kucając. Dwójka najmłodszego rodzeństwa niemal od razu wpakowała się w jego ramiona przewracając go na podłogę. Zaśmiał się głośno przytulając ich mocno do siebie. Uwielbiał te dwa małe brzdące. 

PineappleWhere stories live. Discover now