Rozdział VI

567 49 3
                                    

      Abby odwróciła swoją torbę, tak, że wszystkie rzeczy, które były w środku wypadły na zewnątrz. Książki, zeszyty, długopisy i inne przybory potrzebne dziewczynie w szkole potoczyły się po ławce. Abby jeszcze raz sprawdziła czy torba, aby na pewno jest pusta i założyła ją na ramię. Podstawowym założeniem w ich wyprawie było, by brać ze sobą jak najmniej, a wrócić z dużą ilością jedzenia. Oczywiście najważniejsze było, by w ogóle wrócili cali i zdrowi. 

    Dziewczyna stanęła obok Martina, który jest posłał słaby uśmiech. 

    - Okej, powtórzmy jeszcze raz plan. – powiedział Martin. 

    - Idziemy do stołówki, bierzemy żarcie i spadamy stamtąd. – zaczął Dustin, a po chwili dodał – I staramy nie dać się zabić. 

    - Martinowi chodziło chyba o to, czym kto ma się zajmować. – powiedział Louis.

    - Kierujemy się w stronę stołówki, starając się unikać zombiaków. Trzymamy się razem, nie odłączamy się od grupy i usiłujemy chronić siebie nawzajem. Mamy wrócić tutaj wszyscy, w takim stanie, w jakim opuścimy naszą kryjówkę. Kiedy już dotrzemy na miejsce, Julie, Martin i ja staramy się wziąć jak najwięcej jedzenia, natomiast Louis i Dustin staną na straży. Wraz z zapasami wracamy tutaj, ponieważ jak uznaliśmy wspólnie, jest to najbezpieczniejsze miejsce, ponieważ nie kręci się tu dużo zombie, a drzwi się trudno otwierają, więc siła ich wiotkich mięśni nie zdoła ich otworzyć. 

    Wszyscy wysłuchali w milczeniu ostatnich instrukcji. 

    - Pamiętajcie jeszcze – dodał Martin – że musimy się liczyć z tym, że kiedy tylko wyjdziemy poza naszą bezpieczną kryjówkę, nasz zapach od razu zwabi nieproszonych gości. Macie jeszcze czas, żeby się wycofać. 

    Wiedzieli doskonale o tym, że ta misja jest bardzo niebezpieczna. Kiedy wyjdą stąd, zombie będą miały ich na muszce. Jednak podjęli niemy pakt – ale idziemy wszyscy, albo nie idzie nikt. Mamy szansę na przetrwanie tylko w grupie. 

       Dustin popchnął drzwi najciszej jak się dało i pierwszy skierował swoje kroki w stronę światła widocznego na końcu korytarza. 

    Mijając czerwoną plamę krwi na podłodze, Julie zrobiło się niedobrze. Pomyślała o biednej pani Wisconsin i o tym, że ona za kilka minut również może skończyć tak jak ona. Odwróciła głowę i powstrzymała łzy napływające jej do oczu. 

    Schody prowadzące w górę były ubrudzone jakąś mazią. Piątka nastolatków, kryjąc się w cieniu, stąpała po stopniach najciszej jak to było możliwe. 

    Przejście przez dwa piętra przebiegło bez konfrontacji z zombie.

    Stołówka znajdowała się na pierwszym piętrze, tuż nad audytorium. Było to duże, przestronne pomieszczenie, z jedną przeszkloną w całości ścianą. Duże okno wychodziło na boisko szkolne, po którego drugiej stronie stał budynek nauk ścisłych.

    Wzdłuż przeciwległej ściany ciągnął się długi blat, na którym w normalny dzień rozstawione były potrawy. Za blatem znajdowały się drzwi do kuchni. 

    Louis i Dustin stanęli przy głównych drzwiach do stołówki i czujnie nasłuchiwali wszystkich dobiegających z zewnątrz dźwięków. 

    Martin, Abby i Julie udali się w stronę kuchni. Chłopak sprawnie przeskoczył przez blat, a następnie pomógł dziewczynom, przedostać się na drugą stronę. 

    Nastolatek gestem pokazał Julie i Abby, aby poczekały przez chwilę tam gdzie są, a on sprawdzi czy w kuchni jest bezpiecznie. Uchylił lekko drzwi. 

Zemsta UmarłychWhere stories live. Discover now