Rozdział XI

686 60 16
                                    

       - Dustin, pospiesz się! – szepnęła głośno zdenerwowana Julie. 

    Chłopak wszedł do auli i delikatnie zamknął za sobą ciężkie drzwi. Spojrzał na Julie, która natychmiast spuściła wzrok, gdy tylko spostrzegła, że oczy chłopaka błądzą po jej ciele. Louis nie zwracał na nich uwagi i od razu zabrał się do dokładnego badania sceny. 

    - Jesteśmy tu bezpieczni. – powiedział, idąc między rzędami identycznych krzesełek. Był bardzo ostrożny, nic nie widział i szedł powoli, muskając delikatnie wierzch tapicerki. – Ale proszę was, na miłość boską, bądźcie cicho! Nie chcemy jeszcze robić rozgłosu.

    - Lou… - zaczęła Julie, ale chłopak szybko jej przerwał.

    - Nie nazywaj mnie tak. – powiedział oschle. 

    - Dobra, ale chodzi o to, że to nie była wina Dustina, że narobił tyle hałasu. Żadne z nas nie widziało tego ciała.

    Dustina przeszły ciarki, gdy tylko przypomniał sobie powoli gnijące ciało, które leżało na podłodze. Światła zgasły na chwilę, jakby ktoś odciął ich od świata, a on, jako, że szedł przodem, pierwszy wpadł na zwłoki. Upał tak niefortunnie, że spowodował niezłe zamieszanie. Odgłos, który wydał przy upadku, przyciągnął wygłodniałego truposza, który w pierwszej kolejności zabrał się za martwe ciało, co pozwoliło Dustinowi, Julie i Louisowi na dostanie się do auli. 

    Mieli szczęście, że byli na tyle blisko sali, której szukali, że zanim wywaliło prąd, zdążyli zobaczyć gdzie są drzwi. Teraz wystarczyło się tylko kierować przed siebie i nasłuchiwać: ostatnie czego chcieli to spotkanie twarzą w twarz z zombie.

    - Może wiecie gdzie są jakieś latarki albo cokolwiek, co pozwoli nam przejrzeć te ciemności? – zakończył tą dyskusję Louis.

    Chciał zmienić temat. Wiedział, że kłótnie na nic się nie zdadzą. Przez ten czas, kiedy byli na siebie skazani, mimo wielu sprzeczek na przeróżne tematy bardzo polubił tych ludzi. Przez swoją oschłość pokazywał jak zależy mu na tym, żeby żadnemu z nich nic się nie stało. Louis był pewny, że nigdy nie wybaczył by sobie takiej sytuacji.

    Nie jeśli może temu zapobiec.

    Wychodząc z piwnicy, poruszony tym co powiedziała Abby, postanowił, że woli umrzeć niż żyć ze świadomością, że ktoś umarł za niego. Bycie przydzielonym do drużyny razem z Julie i Dustinem nie ułatwiało tego zadania. 

     - Na pierwszych zajęciach kółka teatralnego zostaliśmy oprowadzeni po całym pomieszczeniu. – Julie w przeciwieństwie do Louisa szła bardzo pewnie, jakby znała na pamięć każdy centymetr kwadratowy auli. – Panna Scott, nasza opiekunka, pokazała nam również pomieszczenie techniczne. Wiecie podnoszenie kurtyny, zmiana tła… - Dziewczyna weszła po stromych schodach na podest i nie wahając się ani chwilę, skręciła z prawo, tuż za gruby, czerwony materiał. – i sterowanie oświetleniem. 

    Julie stanęła naprzeciwko panelu kontrolnego i po kilku nieudanych próbach wreszcie natrafiła na właściwy guzik – reflektory zapłonęły oślepiającym blaskiem. 

    Błysk był tak intensywny, że oślepił Louisa i Dustina i oboje musieli zakryć swoje oczy. Dopiero po chwili, gdy ich wzrok przyzwyczaił się do światła, zerknęli za stojącą na podeście Julie, która ukłoniła się w teatralnym geście. 

    - Ale jak? – wyjąkał Dustin piskliwym głosem. Odchrząknął i dodał już normalnie: - Przecież w całej szkole wysiadły korki. Widzieliśmy to na własne oczy. 

    - Problem w tym, że my nic nie widzieliśmy. – poprawił go Louis. – Jak odpaliłaś światła?

    - Mówicie o tym, jakby to był mój pierwszy przebłysk geniuszu. – powiedziała Julie. Próbowała udać obrażoną, jednak jej to nie wyszło i wybuchła śmiechem. – Musicie się nauczyć, że nie jestem taka tępa na jaką wyglądam. 

Zemsta UmarłychWo Geschichten leben. Entdecke jetzt