Rozdział IV

632 52 3
                                    

Jedynym dźwiękiem, który dał się słyszeć, był odgłos tykającego zegara. Pani Wisconsin uważała, że dostała najgorsze zajęcie z możliwych – pilnowanie uczniów w kozie. Przeważnie na trzy godziny spokoju wystarczało zadanie pracy pisemnej, każdy zajmował się sobą i nie zawracał głowy pani Wisconsin. Jednak ta piątka była inna, poważnie potraktowała prośbę nauczycielki tylko jedna osoba.

    Abby zacięcie pisała swój esej. Sprawiała wrażenie, jakby pisanie nie sprawiało jej żadnej trudności, a słowa same przelewały się na papier. Zdążyła już zapisać dwie strony drobnym drukiem.

    Inni natomiast w ogóle się nie przejęli zadaniem, które mieli do wykonania. Martin, osoba, która regularnie bywała w kozie, zrobił to, co robił zwykle, gdy tu przychodził – na kawałku papieru szkicował wzory, które później pojawiały się na jego ukochanych deskorolkach.

    Louis delikatnie wybijał knykciami rytm, a następnie zapisywał nuty. Odgłosy uderzania o ławkę były takie ciche, że słyszał je tylko siedzący obok Martin, a Louis nie dostał upomnienia o zakłócanie ciszy od pani Wisconsin.

    Dustin, barczysty blondyn siedzący na końcu, patrzył się pustym wzrokiem w zegar, jakby chciał siłą woli sprawić, żeby wskazówki szybciej się poruszały.

    Najwięcej uwagi nauczycielki przyciągała dziewczyna, która się spóźniła. Plotki o urodzie Julie Anderson nie były wyssane z palca. Każdy jej najdrobniejszy ruch emanował niewymuszoną gracją. Kosmyki jej czekoladowych włosów układały się w idealne pukle, które ładnie podkreślały jej kształt twarzy. Różowa bluzka cały czas osuwała się, pokazując jej szczupłe ramiona.

    Julie, czasem patrzyła się w stronę Dustina i posyłała mu tajemnicze uśmiechy. Resztę czasu spędzała na oglądaniu swoich idealnych paznokci. Dziewczyna oderwała wzrok od swoich dłoni i podniosła rękę do góry. Odezwała się melodyjnym głosem:

    - Pani profesor, czy mogłabym iść do toalety?

    Pani Wisconsin uniosła swoją głowę znad książki i spojrzała się niedowierzającym wzrokiem na Julie.

    - Panno Anderson, czy nie spóźniła się pani dostatecznie długo, aby mieć czas na pójście do toalety? – powiedziała z dezaprobatą. Widząc, że dziewczyna nie odpowiada, wróciła do czytania. – Możesz iść, ale masz wrócić za nie dłużej niż 5 minut. – westchnęła w końcu.

    Julie wstała i zaczęła się kierować w stronę drzwi. Przechodząc między stolikami, czuła, że zwróciła na siebie uwagę wszystkich chłopaków siedzących w tym pomieszczeniu.

    Dopiero odgłos zatrzaskiwanych drzwi odwrócił uwagę Abby od pisania eseju. Rozejrzała się dookoła co robią inni i nie małe było jej zdziwienie, kiedy się okazało, że tylko ona wzięła sobie do serca słowa nauczycielki.

    - Dlaczego nic nie piszesz? – spytała się siedzącego najbliżej Martina.

    Chłopak wzruszył ramionami.

    - Po co? – odpowiedział – Myślisz, że ktoś to przeczyta? Ej, Abby obudź się! To nie jest lekcja, za to nie mogą wstawić ci ocen.

    Abby puściła tą uwagę mimo uszu i wróciła do pisania, stwierdzając, że i tak nie ma nic lepszego do roboty.

    Ciężka cisza, przerywana tylko tykaniem zegara znowu powróciła.

    - Ale w szkole jest cicho o tej porze dnia. – powiedziała Julie, siadając z powrotem na swoim miejscu.

Zemsta UmarłychWhere stories live. Discover now