Rozdział IX

526 49 1
                                    

- To było takie banalne, jak mogliśmy wcześniej na to nie wpaść!

    Martin krążył po piwnicy, mocno gestykulując. Był zdenerwowany swoją głupotą i tym niedopatrzeniem, którego dokonał. 

    - Rany, chłopie, usiądź, bo zaraz wybuchniesz – westchnął Dustin – To całe twoje chodzenie w kółko doprowadza nas wszystkich do szału. Może wreszcie zechcesz nam powiedzieć, co takiego genialnego przeoczyliśmy, chcąc przeżyć? – zaproponował.

    Martin ciężko opadł na krzesło i popatrzył na swoich towarzyszy.

    - Cały czas kręciliśmy się wokół tego. Żadne z nas nie myślało, że wyjście z naszej beznadziejnej sytuacji może być takie proste. 

    - Martin – rzekła zniecierpliwiona Julie – Przejdź już do rzeczy.

    - Telefon komórkowy -  odpowiedział chłopak.

    - Słucham? – odparła zdziwiona Abby – Co masz na myśli? Przecież nasze komórki są w… - dziewczyna umilkła, pojmując plan Martina.

    - Właśnie o to mi chodzi. Siedzieliśmy tu, bo myśleliśmy, że nie możemy się jak skontaktować ze światem zewnętrznym. Jednak możemy. Wystarczy tylko dostać się do gabinetu dyrektora i wykonać stamtąd parę telefonów. Gabinet jest od środka zamykany, więc będziemy tam bezpieczni.

    - Twój plan jest w istocie genialny – powiedział Louis. – Jednak widzę w nim jedną lukę, która uniemożliwia nam jego wykonanie. Jeśli się stąd ruszymy to pożrą nas zombiaki. Albo co gorsze – ugryzą nas i sami się nimi staniemy. 

    - Jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Musimy się rozdzielić. 

    - To jest zły pomysł – odparł Dustin.

    - Nie damy rady – zgodziła się z nim Abby.

    - Przecież nie jest pewnie ich tak dużo. Potrzeba tylko odciągnąć ich od gabinetu dyrektora. 

    Martin był przekonany o słuszności swoich słów. Wiedział, że to jest jedyna możliwość, aby mogli się stąd wydostać. Każda sekunda, minuta, godzina spędzona w tej ciasnej piwnicy nie działała nikomu na zdrowie. Poza tym zaczynało im się kończyć jedzenie, a Martin wolał nie myśleć co się stanie, kiedy zabraknie pożywienia. Wiedział, jak na filmach kończyły się takie sytuacje. Czysty kanibalizm. 

    Martin wskazał na stos porozrzucanych pudeł, które leżało pod ścianą. Nikt nie pałał entuzjazmem, aby je posprzątać. Spójrzmy prawdzie w oczy – dbanie o porządek nie jest najmocniejszą cechą nastolatków. 

    - Czy ktoś z was widział może w tych pudłach jakąś grę planszową? – spytał.

- Podzielimy się na dwa zespoły: Dustin, Louis i Julie idą razem, a ja pójdę z Abby. – powiedział Martin, a następnie, widząc protestującą minę Julie, szybko dodał: - Bez narzekania. Nie będzie żadnej zmiany składów. To jest najlepsze rozwiązanie logistyczne. W takim układzie nasze siły są najbardziej równomiernie rozłożone. 

     Julie się jednak nie poddawała.

    - Ale dlaczego muszę iść razem z panem Ponurym i Wiecznie Obrażonym? – upierała się, wskazując głową na Louisa. – Nie mogę iść z tobą i Dustinem, a Louis pójdzie sobie z Abby?

    Martin zarumienił się lekko, ale Louis natychmiast wybawił go z kłopotliwej sytuacji.

    - Słuchaj paniusiu – zaczął – mi też nie podoba się perspektywa wybawiania cię z łap krwiożerczych trupów, ale sądzę, że powinniśmy posłuchać się Martina. On ma przeważnie dobre pomysły.

Zemsta UmarłychWhere stories live. Discover now