11.W ukryciu.

1.2K 163 2
                                    

Poczuła mocne szturchnięcie w ramie i wtedy się przebudziła.

— Za pięć minut wysiadamy. — Narumi wstał, sięgając po ich torby.

Hana przetarła ze zmęczeniem powieki. Za oknem było już szarawo, a zegar dobił do godziny piątej po południu. Pasażerowie, którzy byli jeszcze chwile temu na swoich miejscach, teraz zniknęli. Czyżby spała aż tak długo?

Naciągnęła szelki plecaka na ramiona i zapięła zamek od kurtki. Czuła się jak we śnie. Wciąż zdawała się błądzić w jakimś nierealnym świecie.

 Po otwarciu drzwi czekał na nich prowizoryczny przystanek, składający się z betonowego kwadratu, tablicy ogłoszeń i małej latarenki.

Reszta wokół to była jakaś wiocha. Hana odgarnęła z twarzy włosy nawiewane przez wiatr i nie kryjąc zdziwienia, rozejrzała się na boki.

— Gdzie jesteśmy? — spytała, gdy Narumie zarzucił sobie torbę na ramię.

— Przed nami dwadzieścia minut drogi — rzekł, ignorując jej pytanie.

Otworzyła usta, by zaprotestować, ale ostatecznie dała sobie spokój. Teraz było już za późno na udawanie buńczuczności. Od tej chwili wszystko, co z nią związane, zależało już tylko i wyłącznie od Narumiego.

— Nie będę uciekać, jeżeli tego się obawiasz — burknęła cicho. Zaczepiła kciuki o szelki plecaka i ruszyła za nim.

Ciemne chmury roztaczały się złowrogo nad ich głowami, a przenikliwy wiatr sprawił, że już po chwili była przemarznięta do szpiku kości. Szli zwykłą, polną drogą, gdzie kamienie chrzęściły im pod stopami, a co jakiś czas należało omijać szarą kałużę, w której odbijało się niebo.

Dopiero po dziesięciu minutach wyłonił się mały sklepik z zakratowanymi oknami, który oferował produkty spożywcze i papiernicze. Narumie zarządził postój, wchodząc do środka. Zamierzał zrobić potrzebne zakupy, zaś Hana wolała poczekać na zewnątrz.

Niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę, wyczuwając na sobie spojrzenie staruszka, który siedział na przed sklepowej ławce, dopalając papierosa.

Jego zmarszczone dłonie dziwnie przyciągały wzrok dziewczyny, jakby miały moc tajemnego talizmanu, wydzielającego nadnaturalną aurę. Ludzie jego pokroju zawsze budzili niepokój, już samym spojrzeniem dając do zrozumienia, że kryje się w nich tajemnica, jakiej lepiej nigdy nie poznać.

Odkłoniła mu się nieznacznie, gdy nie ustępował z niej spojrzenia, ale nie doczekała się żadnej reakcji.

Wszystko wokół było puste. Owszem, w oddali majaczyły góry pokryte lasami, a na polach falowały trwat. Wiejska rzeczka przecinała krajobraz, a na wznoszącym się nad nią moście przejechał inny pociąg, pozostawiając po sobie charakterystyczny odgłos i tumany kurzu.

Lecz poza tym wszystko było puste, leniwe i oderwane od rzeczywistości, do jakiej przywykła na co dzień.

Odetchnęła z ulgą, gdy Narumie wyszedł ze sklepu, mając w ręce dwie reklamówki zakupów.

Ruszyli w dalszą drogę. Hana mimowolnie obejrzała się, w poszukiwaniu staruszka. Siedział nieruchomo na ławce tak jak wcześniej, jakby przyrósł do krajobrazu niczym drzewo.

Uspokoiła się dopiero wówczas, gdy zniknął daleko za nimi, a ona znów mogła swobodnie oddychać. Pozostało po nim jednak nieprzyjemne wrażenie.

Ominęli krętą drogą niewielką wioskę, potem zagłębili się w las, w którym czekała na nich wydeptana ścieżka. Podążanie za jej wstęgą było dla Hany ogromnym wyzwaniem odwagi, ponieważ ciemności na dobre zaczynały panoszyć się na świecie.

Książę z Piekła RodemWhere stories live. Discover now