3.Nikomu ani słowa.

1.7K 222 12
                                    

Ranek zbudził się pełnym słońcem i nie najgorszą temperaturą, chociaż dochodziła już połowa października. Wszystko za oknem zachęcało, aby udać się do szkoły w dobrym humorze, ale Hana podniosła się z pościeli niczym po nieudanej imprezie z zatruciem alkoholowym.

Na samą myśl o tym, że musi iść na zajęcia i spotkać Narumiego zasychało dziewczynie w gardle, a w żołądku kotłowały się pierwsze symptomy paniki. Jeżeli zaraz ich nie powstrzyma, zwymiotuje.

Może to by coś dało? Na przykład matka dałaby jej zwolnienie? Tylko, że w efekcie skazałaby się na serię męczących pytań z jej strony, a Okamoto Hana nigdy nie uważała się za osobę trzymającą język za zębami, toteż obawiała się, że pod wpływem załamania wypaplałaby wszystko. To już lepiej udawać, że nic się nie dzieje.

Wzięła prysznic i punktualnie zjadła śniadanie z rodzicami i Suke. Chłopiec pokazywał wszystkim swój „wspaniały" rysunek, żądając, by zaszczycił miejsce na lodówce, na co Makoto przystała entuzjastycznie.

— Mój zdolny chłopiec, jako dziecko też lubiłam malować — zwierzyła się matka z iskierkami w oczach. Doprawdy czasami zachowywała się , jak nastolatka. Ojciec uśmiechnął się do niej dobrotliwie, ale jego żelazny duch nie pozwalał mu na pokazanie większych emocji.

— A potem wyszłaś za mnie i nici z marzeń? — zażartował w ten swój charakterystyczny sposób, kiedy człowiek nie ma pewności, czy powinien się śmiać.

— Nie wygłupiaj się, kochanie. Gdyby nie ty, nie zostałabym matką dwójki cudownych dzieci — odparła z radosnym oburzeniem Makoto, a potem złapała Daiskuke za policzki, upodabniając go do chomika. — Zwłaszcza mojego rozkosznego pączusia.

Chłopiec nie był gruby, ale na miano tego pseudonimu zasłużył sobie swoim zamiłowaniem do słodyczy, przez co ledwo ostało mu się w ustach parę mleczaków. Uśmiechając się, świecił szczerbatymi zębami.

Hana uśmiechnęła się z zażenowaniem, grzebiąc pałeczkami w miseczce ryżu. Kochała swoją rodzinę, bardzo. Nawet ojca. Jednak czasami czuła się, jakby przybyła do nich z innej planety. Wbrew odmiennym charakterom, rodzice świetnie się dogadywali i darzyli miłością, jaką rzadko kiedy uświadczyło się w japońskich związkach, a sześcioletni Daiskuke pasował do nich jak ulał, co rusz udowadniając, że jest zdolny we wszystkich możliwych dziedzinach.

Tymczasem ona, Hana, ciągnęła jako tako dobre oceny, nie specjalnie utalentowana w przedmiotach humanistycznych ani ścisłych. Była przeciętna, a to najgorsze, co może spotkać japońskie dziecko. Do tego nie potrafiła nawiązać kontaktu z nikim w rodzinie. Nawet w święta, gdy zjeżdżała się cała gromada krewnych, była jakby na uboczu, tylko przysłuchując się rozmowom przy stole.

Zjadła śniadanie, jak zwykle, nie chcąc ściągać na siebie podejrzeń. Doprawdy w rodzinie Okamoto nie dało się nawet kichnąć tak, by nikt z reszty się o tym nie dowiedział. Musiała zatem grać swoją rolę.

Podziękowała i wstała od stołu, zabierając ze schodów szkolną torbę.

Dopiero na zewnątrz pozwoliła sobie poczuć strach. Gdyby była gorzej wychowana i, gdyby ojciec nie był śledczym, zrobiłaby coś szalonego i poszła na wagary. Jednak nie miała odwagi. Nawet Narumie ze swoją morderczą duszą nie był straszniejszy od pana Okamoto, gdy ten się wściekał.

Złapała autobus i skasowała bilet w czytniku, opadając ze zmęczeniem na siedzenie przy oknie. Nie zwracała uwagi na innych pasażerów, bo i jej nikt nie obserwował. Pozornie ze znudzeniem oglądała mijany za oknem krajobraz, wewnątrz ciała jednak przeżywała katusze.

Jak spojrzy Narumiemu w oczach po tym, co się stało? Dręczyła ją głównie jedna obawa: czy on ją zabije, by pozbyć się światka?


Książę z Piekła RodemWhere stories live. Discover now