Rozdział 23

11.2K 947 612
                                    

Jules wchodzi do pokoju, nie zadając sobie trudu, by zapukać. Nie śpię już od dobrych dwóch godzin, więc po prostu witam ją lekkim skinieniem głowy i odchrząkuję, znacząco spoglądając na skulonego obok Rowana. Mimo, że chłopak śpi, wygląda, jakby nieustannie był zmartwiony. Gula w gardle, z którą mierzę się odkąd otworzyłem dziś oczy, staje się jakby większa. Wolę nie myśleć, jak potworne będzie pożegnanie.

Spoglądam na kalendarz, wciąż milcząc. Pierwszy kwietnia. Żołądek ściska mi się w cichej panice, ale ja nie wydaję z siebie nawet jęknięcia. Nie chcę go budzić, niech śpi i śni, dopóki ma szansę. Czas płynie zdecydowanie za szybko, ale pierwszy kwietnia musiał nadejść. Nadszedł dla mnie, dla niego jeszcze wciąż jest odległy. I dobrze.

Pierwszy dzień czwartego miesiąca.

Przeklęta data nadrukowana na biletach lotniczych.

- Jesse - nawet Jules wydaje się przygnębiona, kiedy w końcu wypowiada moje imię. - Musisz wstać. Mamy jeszcze dużo czasu, ale...

Kiwam głową, więc siostra przerywa. Nie mam pojęcia, czy jest sobie w stanie wyobrazić co teraz czuję, ale nawet jeśli nie, to zachowuje pozory. Zerka na Rowana, który właśnie pociera przedramieniem zaspane oczy i kiedy chłopak zaczyna podnosić się do pozycji siedzącej, szybko znika za drzwiami. Taktyczna opcja, nie patrzeć na smutek w jego oczach. Zazdroszczę jej, że może od tego uciec.

Nie wiem właściwie, co Rowan sądzi o zaistniałej sytuacji, z całej siły starał się unikać tematu. Od pierwszej do ostatniej rozprawy w sprawie gwałtu, poprzez te w których oskarżonym byłem ja, kończąc na tych z pozoru błahych, dotyczących praw do opieki nade mną. Właściwie to zabawne jest to, jak wielkie konsekwencje będą miały te ostatnie. Słowa sędziny są przerażająco żywe, wciąż brzmią w mojej głowie wraz z rozpaczliwym "Nie!" wykrzykniętym przez Rowana.

Miejscem zamieszkania nieletniego Jessego Owensa będzie każde kolejne miejsce zamieszkania jego siostry, Jules Owens.

Nawet jeśli Josh został osądzony jak pełnoletni, nawet jeśli dostał maksymalny wymiar kary, nawet jeśli ja sam zostałem uniewinniony, to jedno krótkie zdanie, wypowiedziane przez siedzącą na podwyższeniu kobietę, zatrzęsło całym naszym wszechświatem.

Wyciągam dłoń i dotykam jego włosów, które przez ostatnie kilka miesięcy niemal wróciły do dawnej długości. Długości sprzed tej strasznej nocy, kiedy Rowan niemal rozsypał mi się w ramionach. Wciąż są nierówne, mniej błyszczące i słabsze niż wcześniej, ale odrosły. Stres odbił się nie tylko na twarzy Rowana, ale i na nich. Na szczęście oczy pozostały identyczne. I właśnie się otwierają.

Chłopak z początku nie pamięta. Spogląda na mnie z ciekawością, zaspany, jakby nie rozumiał dlaczego wstałem wcześniej, sili się nawet na lekki uśmiech.

- Wstałeś, żeby umyć zęby zanim pocałujesz mnie na dzień dobry? - pyta zachrypniętym głosem i ziewa, zakrywając usta. - Widzę postępy.

Potem spogląda mi w oczy i sobie przypomina. Uchyla lekko usta, by wypuścić powietrze i spróbować jeszcze raz. Odkasłuje, przygryza wargę, robi wszystkie te drobne rzeczy, które mają w zwyczaju robić ludzie, kiedy chcą uniknąć powiedzenia czegoś oczywistego, w co bardzo nie chcą wierzyć. Czekam cierpliwie, aż w końcu Rowan się przełamuje.

- Pierwszy kwietnia - mówi powoli, cicho, jakby same te słowa mogły sprawić, że zniknę.

- Pierwszy kwietnia - powtarzam po nim smutno i kiwam głową. - Przykro mi, kochanie. Świat się nie skończył.

Chłopak na chwilę chowa twarz w dłoniach, zapada cisza. Zastanawiam się, co dokładnie myśli, kiedy ponownie opuszcza dłonie i znów na mnie spogląda. Grymas na jego twarzy jest trudny do odczytania i tak bolesny, że serce podchodzi mi do gardła. Nikt nie powinien być w stanie wyglądać na tak skrzywdzonego, szczególnie nie on.

If I Could FlyWhere stories live. Discover now