Rozdział 5

11.4K 1K 297
                                    

Kiedy Josh nachyla się nad skrzynią biegów, by pocałować mnie na pożegnanie udaję, że tego nie zauważam i jak najszybciej wyskakuję z samochodu. Rzucam coś na pożegnanie i od razu zatrzaskuję za sobą drzwi. Czuję niejaką satysfakcję, że mogłem zemścić się na samochodzie Rowana za wszystko, co mi leżało na sercu, ale z drugiej strony niewiele mi to pomogło. Nie wyładowałem nawet jednej setnej swojego gniewu, frustracji i bezsilności.

Z drugiej strony czułem w tym momencie do Rowana ostrożną wdzięczność. Widząc, że ledwo trzymam się na nogach wyciągnął z kieszeni kluczyki i rzucił je Joshowi. Nawet jeśli miał przy tym minę, jakby wyrywał sobie z piersi serce i ciskał nim przez pokój. Starszy Connolly był niemal równie zdziwiony co ja, ale zgodził się mnie odwieść. Nieco bawił mnie fakt, że Rowan miał mnie na tyle dość, by zaryzykować pożyczenie swojego ukochanego samochodu starszemu bratu. Z drugiej strony mogłem się tego spodziewać. Nie chciał spędzać ze mną więcej czasu, niż to konieczne. Nawet w chwili, gdy się nade mną litował.

Poprawiam torbę na ramieniu i ruszam w stronę drzwi kamienicy. Domofon, wprawiony całkiem niedawno wydaje się dziwnie nie pasować do starego budynku, ale poza tym kamienica wygląda jakby zatrzymała się w czasie. Gdyby nie conocne pijackie libacje lubiłbym to mieszkanie. Szukam po kieszeniach kluczy, ale kiedy ich nie znajduję niechętnie naciskam guziczek domofonu znajdujący się przy odpowiednim numerze.

Przez chwilę panuje cisza.

- Czego? - pyta w końcu zaspany, przepity głos, który zdecydowanie nie jest głosem mojej ciotki.

Zastanawiam się tylko przez chwilę. Jeśli ciotka Alex nie podeszła, oznacza to tylko tyle, że nie była w stanie wstać z kanapy. Albo z podłogi.

- Zamawiali państwo pizzę - decyduję się na niezbyt wyrafinowane, zazwyczaj działające kłamstwo. Stosowałem je niezliczoną ilość razy. Alex i jej znajomi zazwyczaj nie sięgali pamięcią piętnaście minut w tył - Proszę otworzyć.

Ciągnę za klamkę i drzwi ustępują niemal od razu. Uśmiecham się sam do siebie, ale w tym uśmiechu jest więcej rezygnacji niż rozbawienia. Chciałbym móc ocenić życie ciotki, ale w czym byłem od niej lepszy? Ona przynajmniej zachowała odrobinę godności.

Szybko wbiegam po schodach i starając się zachowywać jak najciszej wślizguję się do mieszkania. Drzwi nie są zamknięte, ale nie dziwi mnie to ani trochę. Trudno myśleć o takich szczegółach, kiedy jest się zupełnie nieprzytomnym. Zrzucam buty, nie kłopocząc się rozwiązywaniem sznurówek i rzucam bluzę na stojak na parasolki. Od lat nie widziałem w tym domu żadnego parasola. Ostatni złamał jeden z przyjaciół mojej ciotki, starając się wyważyć drzwi do mojego pokoju po tym, jak powiedziałem coś, co mu nie pasowało. Oczywiście narzędzie nie było do tego przystosowane, ale on zdawał się wtedy tego nie zauważyć.

- Kurwa, Alex, ale jaja - słyszę ten sam zachrypnięty głos, którego właściciel otworzył mi drzwi. - Włamują się!

Wywracam oczami, bo och, jakie to typowe. Słyszę powolne, ciężkie kroki i domyślam się, że ciocia zmierza w tym kierunku. Spoglądam na mężczyznę stojącego w korytarzu i zaskoczony odkrywam, że to ten sam co ostatnio.

- Kurwa, ciociu, spokojnie - odkrzykuję, naśladując akcent nieznanego faceta. - To tylko ja.

- Jessie - Alex wyłania się zza framugi, owinięta w swój stary, puchaty szlafrok. Jej oczy są tak potwornie podkrążone, że wyglądają jakby wtarła sobie w skórę całą paletę ciemnych cieni. Przez jej policzek ciągnie się rozmazany ślad po szmince, która pewnie jeszcze całkiem niedawno była na ustach. Krzywię się, bo kiedy odzywam się ponownie, charczy jeszcze bardziej, niż zazwyczaj - Jesteś głodny? W lodówce są kanapki.

If I Could FlyWhere stories live. Discover now