Rozdział 21

12.2K 1K 1.4K
                                    

Mam wrażenie, że cały ciężar nieba skupia się na moich ramionach.

Oczy Rowana są jak dwie nieskończone, wilgotne otchłanie, błękitne dziury we wszechświecie. Uczepia się mnie rozpaczliwie, zaciska drobne dłonie na moich rękawach, ciągnie w dół, jakby chciał siłą unieruchomić moje ręce. Uniemożliwić mi sięgnięcie do kieszeni. Ściska mocno, czuję jego paznokcie przez materiał.

- Rowan, puść - rozkazuję mu, sam zaskoczony własnym spokojem.

- Jessie, nie, to pewnie... - chłopak jest całkiem spanikowany, trzęsie się.

Nie mam siły na pocieszanie go w tym momencie, kiedy sam jestem kompletnie rozbity. Prosiłem, by wszystko mi wytłumaczył, ale teraz żałuję, że wiem. Żałuję, że spodziewam się, co przyjdzie mi przeczytać, gdy włączę telefon. Nienawidzę tej świadomości.

- Natychmiast - ucinam, nawet nie próbując być delikatnym. Szarpię się. - Już.

Cofa ręce. Ma taki wyraz twarzy, jakby puścił się krawędzi nad przepaścią i właśnie zaczął spadać.

Wsuwam dłonie do kieszeni, obu jednocześnie, wyjmując telefony. Podaję Rowanowi ten oficjalny, ten bez numerów klientów. Chłopak trzyma go tak delikatnie, jakby obawiał się, że urządzenie wybuchnie mu w rękach lub obróci się w popiół.

- Odczytaj, nie ma kodu - zwracam się do niego, jednocześnie odblokowując drugą komórkę.

Właściwie to nie zastanawiam się, czy chcę poznać treść, bo wiem, że muszę. Wiem, że może to być najgorsze co przeczytam w życiu, wiem, że prawdopodobnie tylko pogorszy to sytuację, ale jednocześnie rozpaczliwie chcę mieć to za sobą. Bo co może się stać? Czym może mi zagrozić? Rowan jest tu ze mną, tuż obok. Nic nie może mu się stać. Samo to powoduje, że jestem trzy razy mniej przerażony niż on.

Wkładając w to całą swoją wolą, zmuszam się do naciśnięcia na ikonkę wiadomości. Natychmiast robi mi się ciemno przed oczami.

Jak mogłem zapomnieć, że Rowan nie jest jedyną osobą, którą kocham?

Numer od którego dostałem wiadomość znam na pamięć. Nadawca nie jest niespodzianką. Za to treść, a właściwie zawartość, niemal ścina mnie z nóg.

Zdjęcie jest śliczne. Naprawdę. Nie jest prześwietlone, nie jest za ciemne. Postać siedzi na parapecie, z jedną nogą podciągniętą do klatki piersiowej, wpatrując się w coś po drugiej stronie szyby. Na przystojną twarz chłopaka pada nastrojowy cień, jasne oczy są bystre, w ustach ćmi się cienki papieros. Mogę zgadnąć jakiej jest marki. W końcu pali od święta i tylko jeden rodzaj.

Seth.

- O Boże - Rowan niemal się krztusi, wlepiając oczy w wyświetlacz telefonu. - Jessie, to zdjęcie.

- Wiem, widzę - potwierdzam, wciąż nie odrywając wzroku od fotografii. - To Seth.

- Co? - chłopak wygląda na zaskoczonego. Unosi głowę i spogląda na mnie tak, jakbym właśnie go uderzył. - Dostałeś zdjęcie Setha? - pyta, jakby to nie było oczywiste. Przecież dostał to samo zdjęcie, powinien rozpoznać mojego przyjaciela. Nawet jeśli za sobą nie przepadają.

Tymczasem on chwyta telefon tak, bym również mógł widzieć ekran i podstawia mi go niemal pod nos. Mrugam, przez chwilę nie mogąc zrozumieć, na co patrzę. Dopiero kiedy w końcu mi się to udaje, dociera do mnie, co chciał przekazać nam Josh.

Tym razem na zdjęciu jest tylko jedna rzecz. Pistolet. Nieduży, czarny, idealnie leżący w trzymającej go dłoni.

Łamie mi się serce.

If I Could FlyWhere stories live. Discover now